Polacy w 1920 roku bronili niepodległości. Nie mieliśmy zamiaru, po ponad 120 latach niewoli, znów znaleźć się we władzy sąsiada zza wschodniej miedzy. Polska cudem odzyskała niepodległość i za nic nie chciała jej wypuścić z rąk. Wszystko było nam jedno, czy sąsiad przebrany jest w białą carską kurtkę mundurową, czy skórzaną kurtkę komisarza. Co jednak motywowało bolszewickich żołnierzy nacierających na Polaków? Co - oprócz naganów czekistowskich "zaporników", strzelających do uciekających z pola walki - pchało ich do ataku? "Wojna polsko-ruska pod flagą czerwoną" Ci, którzy mieli jakie-takie pojęcie o otaczającym ich świecie (czyli stosunkowo wielu, bowiem Sowieci dbali edukację, choć trudno było odcedzić ją od propagandy) wierzyli, że uczestniczą w wielkim, światowym przełomie. Armia Czerwona w końcu "ruszała z posad bryłę świata", zmieniała system, który całkiem powszechnie uważano za zły i niesprawiedliwy. Pamiętajmy, że rewolucja wybuchła w Niemczech, a na Węgrzech nawet wygrała. Pamiętajmy również, że "belle epoque" z przełomu XIX i XX w. wyglądała sympatycznie głównie na pocztówkach. Dotyczy to szczególnie carskiej Rosji, gdzie istniała jedynie cieniuteńka warstwa czegoś, co w dzisiejszych czasach moglibyśmy nazwać "klasą średnią". Składała się z kupców, urzędników, prawników, lekarzy, wziętych rzemieślników i zawodowych wojskowych. Reszta dóbr była w rękach szlachty i kleru. Miliony robotników i chłopów żyło na poziomie takim, w jakim obecnie żyje biedota państw trzeciego świata, a ich los zależał od widzimisię cara i jego doradców. Dodajmy, że często bywali to ludzie nie nadający się do opieki nad choćby akwarium. Wojna światowa, której, jak uważano, konflikt polsko-bolszewicki był przedłużeniem, uznawana była za przykład szczytowego zwyrodnienia władzy kapitalistów, szlachty i monarchów. Za absolutne zbydlęcenie władzy, która doprowadziła do ludzkiej jatki na niespotykaną dotąd skalę. "Ruszamy z posad bryłę świata" Dlatego prości chłopi i robotnicy - ci, którzy stanowili trzon sowieckiej armii - naprawdę wierzyli, że tylko w ten sposób mogą sprawić, by koszmar nie powrócił. Wierzyli też oczywiście, że na bagnetach niosą światu wyzwolenie z okowów naprawdę ciężkiego losu, który jeszcze niedawno był także ich udziałem. "Przez trupa białej Polski" wiodła przecież droga "do światowej pożogi" - jak ujęła to "Prawda" z 9 maja 1920 roku. "Białe" polskie "pany" Polacy byli określani w bolszewickiej propagandzie jako "biali". Działo się tak pomimo faktu, że Polacy nie ufali "białym" resztkom carskiej Rosji. Piłsudski nie lubił się z "białą gwardią", walczącą z bolszewicką rewolucją pod wodzą najpierw Denikina, który sprzeciwiał się polskiej niepodległości, a później Wrangla (później, na emigracji, Denikin napisze, że bolszewicy przetrwali właśnie dzięki... Piłsudskiemu, który nie chciał współpracować z "białą" armią, a pokój Polski z Rosją Sowiecką uznany został przez Wrangla za zdradę). Bolszewicki żołnierz - gdyby spytać go o to, z kim walczy - odpowiedziałby: z polskimi panami. Propaganda wyraźnie rysowała owych panów: spasionych, zapitych szlachciurów o obwisłych wąsiskach i pod karabelą, pękatych księży o chytrych oczkach sączących w głowy jad ciemnoty i grubych finansistów w cylindrach i z cygarami w tłustych ustach. Cała ta sprośna zgraja często siedziała okrakiem na karkach szlachetnie wychudzonych ludzi pracy. Oficjalna propaganda głosiła, że radziecka ofensywa zdejmuje z karków proletariatu owych "panów", i że to wyłącznie oni są wrogiem radzieckiego ludu, a całą resztę - w tym żołnierzy - należy przekonać do tego, by przyłączyli się do robotniczej, radzieckiej armii. Symbol Polski - Orzeł Biały - przedstawiany był jako drapieżne, ohydne, niebezpieczne ptaszydło, które najlepiej zatłuc robotniczymi młotami, by nie rwało, nie szarpało, nie zagrażało wszechświatowej rewolucji. Tyle propaganda. Bowiem dla przeciętnego sowieckiego żołnierza, każdy Polak był stereotypowym "panem". - "Pomiłujtie, pany" - wołali krasnoarmiejcy, gdy ich okrążano, a "zdajties, pany" - gdy to oni okrążali i chcieli brać do niewoli. Słowo "pan" stało się synonimem Polaka i w ten sposób - choćby częściowo i podświadomie, na płaszczyźnie językowej - pod obraz propagandowego wroga podciągnięto cały naród. Okrucieństwo "Ja, towarzysze, byłem dzisiaj pod Rzeczycą. Opowiadali mi tam, na naszym froncie, o tym nieopisanym zwierzęcym okrucieństwie, jakie polscy białogwardyjscy oficerowie i polscy białogwardyjscy kułacy mają dla pojmanych albo rannych krasnoarmiejców" - zżymał się 10 maja 1920 roku Lew Trocki w białoruskim Homlu. - "oni wieszają nie tylko komunistów, oni wieszają każdego, choćby bezpartyjnego żołnierza, który im wpadnie w ręce".