A rzecz miała się tak. Z początkiem roku 1910 opinią publiczną wstrząsnęła wiadomość, iż na Jasnej Górze, z ołtarza, nad którym wisi cudowny obraz Matki Boskiej, zrabowano bezcenne klejnoty i wota. Zaś w październiku tegoż roku przerażony kraj dowiedział się, że w częstochowskim klasztorze dokonano jeszcze jednej strasznej zbrodni. Sprawcą obu był ten sam człowiek - ojciec Damazy, który wcześniej, w życiu świeckim, nazywał się Kacper Macoch. Ów występny zakonnik zakochał się (z wzajemnością) w Helenie Krzyżanowskiej, żonie swojego stryjecznego brata Wacława Macocha. Grzeszna miłość domagała się grzesznych pieniędzy. Ojciec Damazy, człowiek biedny i bez stałych dochodów, systematycznie okradał jasnogórski ołtarz z kosztowności, żeby zadowolić kochankę. Z wybranką serca, Heleną, spotykał się regularnie w wynajętym mieszkaniu na przedmieściach Częstochowy. Tam pewnej nocy dopadł go zdradzony Wacław Macoch, któremu "życzliwi" ludzie podali adres rozpustnej pary. Wiadomo, że musiało tegoż wieczoru dojść do awantury i złorzeczeń, a nawet rękoczynów. W bijatyce nagle błysnął morderczy nóż. Podobno kochliwy paulin zabił krewniaka w uniesieniu, podczas kłótni. Po dokonaniu morderstwa uciekł do Krakowa, gdzie ujęto go 5 października i przewieziono w kajdanach do więzienia w Piotrkowie Trybunalskim. Zatrzymano również dwóch innych zakonników z Jasnej Góry, wspólników Kacpra. Ten zaś od razu przyznał się do wszystkiego. Proces rozpoczął się w końcu lutego 1912 roku i wywołał wielkie poruszenie. Niektórzy upatrywali bowiem w sprawie Macocha prowokację Ochrany - carskiej policji politycznej, która chciała w ten sposób skompromitować polski Kościół. Wykorzystując to kryminalne wydarzenie, nacjonalistyczne gazety rosyjskie gwałtownie zaatakowały polskie duchowieństwo, jako rzekomo zepsute do szpiku kości. Liczono na to, że przez rozgłos o morderstwie dokonanym przez zakonnika osłabnie rola Kościoła w krzewieniu polskości. Tymczasem 7 marca Kacper Macoch został skazany na 12 lat katorgi i pozbawienia wszelkich praw. Jego kochanka, formalnie wdowa po Wacławie, dostała 2 lata z odliczeniem jednego roku aresztu prewencyjnego. Dosyć łagodne wyroki wzięły się stąd, że sąd przyjął wersję oskarżonego o morderstwie popełnionym w afekcie, bez znamion premedytacji. W Częstochowie, po tym wyroku, jeszcze długo mówiło się, że grzeszna miłość doprowadziła do świętokradztwa... a potem do mordu. K. Prynda