Obama wprowadził swój terminarz wizyty, zabrał rodzinę na rejs po Sekwanie, żartował z prezydenta Francji, a na lunch wysłał tylko żonę z dziećmi. Rozgoryczonemu Sarkozy'emu nie pozostało nic innego, jak tylko zaśpiewać "Sto lat" 8-letniej Sashy i po dżentelmeńsku wznieść toast z okazji Dnia Matki - czytamy w dzisiejszym internetowym wydaniu "The Times". Prezydentowi Francji nie udało się przekonać Baracka Obamy, aby został dłużej w Paryżu. Prezydent USA - po oficjalnej części wizyty - poleciał do Waszyngtonu. Na nieformalnym lunchu w Pałacu Elizejskim zjawiła się za to Michelle z córkami. Nicolas Sarkozy i Carla Bruni spędzili czas z rodziną prezydenta. Na lunchu pojawiali się również trzej synowie Sarkozy'ego oraz 8-letni syn Bruni. Sarkozy zaintonował "Sto lat" dla jednej z córek Obamy i wzniósł toast z okazji obchodzonego we Francji Dnia Matki. Prezydent Francji robił dobrą minę do złej gry po tym, jak Obama odmówił przedłużenia wizyty, którą złożył w weekend z okazji 65. rocznicy desantu w Normandii (D-Day). Rozgoryczenie Sarkozy'ego było tym większe, że Obama wraz z rodziną przebywali w rezydencji ambasadora USA, która znajduje się w pobliżu Pałacu. Obamowie podczas krótkiej wizyty zwiedzili katedrę Notre Dame, muzeum Pompidou, odbyli rejs po Sekwanie, a następnie zjedli obiad w małej restauracji. Poirytowany Sarkozy stwierdził, że lepiej, aby Obama skupił się na ważniejszych rzeczach niż "pozowanie do zdjęć dla kolorowych magazynów". Prezydenci utrzymywali, że są w przyjacielskich stosunkach po jednogodzinnym sobotnim spotkaniu. Później prezydent USA zażartował, że dzięki temu że Sarkozy mówił bardzo szybko, zaoszczędzili sporo czasu. Obama zaznaczył, że gdyby mógł zostać dłużej w Paryżu, spędziłby spokojny tydzień tylko z rodziną. Niestety w swoich planach pominął Sarkozy'ego. - Uważam, że to ważne, aby zrozumieć, że najlepsi przyjaciele nie troszczą się o symbole, konwenanse i protokoły - podsumował Obama. Ewelina Karpińska-Morek