Reklama

Żanna Komar: Na wschód patrzyliśmy z pewnym lekceważeniem

- Nasze oczy były zwrócone na Zachód, nie na Wschód, na który patrzyliśmy z pewnym lekceważeniem. Być może my – mieszkańcy Zachodu – czuliśmy się lepsi. Życie jest krótkie, uwaga podzielona, więc nie starczało nam czasu na zainteresowanie się wschodem – mówi dr Żanna Komar z Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie.

Katarzyna Pruszkowska: Czy miasta na Wschodzie Ukrainy bardzo ucierpiały wskutek działań wojennych?

Dr Żanna Komar: - Niektóre na pewno, wystarczy pooglądać zdjęcia w Internecie. Trudno mi powiedzieć coś więcej, bo pochodzę z zachodniej części Ukrainy i, jak wiele innych osób z tej części kraju, nie wiem, jak miasta na wschodzie wyglądały i czym żyły przed wojną. Wcześniej było wiadomo, że są inne. Że, na przykład, architektura różni się od tej, którą znam, miałam jakieś zupełnie stereotypowe wyobrażenia. Poza tym - niewiele. Myślę, że ta niewiedza jest jedną z cech mieszkańców zachodu i sporym problemem.

Reklama

- Wiem z doniesień, że działania wojenne mają wpływ nie tylko na życie mieszkańców, ale i na funkcjonowanie instytucji kultury. Na przykład przed wojną w Doniecku odbywało się wielkie forum poświęcone sztuce współczesnej. Organizowane było w fabryce, w której wcześniej produkowano materiały izolacyjne, stąd nazwa instytucji - "Izolacja". Zaraz po rozpoczęciu się działań wojennych pracownicy musieli opuścić zdewastowaną siedzibę, zdecydowali, że przeniosą się do Kijowa.

A czy na zachodzie Ukrainy widać, że w kraju toczy się wojna?

-  We wrześniu zeszłego roku wybrałam się do Lwowa, po dłuższej nieobecności, żeby przywieść stamtąd obrazy na wystawę "Mit Galicji". Myślałam wtedy, że jadę do kraju ogarniętego wojną, przygotowywałam się do tego psychicznie. Tymczasem Lwów kwitł, w śródmieściu było dość festiwalowo, ogródki i kawiarnie były pełne ludzi, nie przerwano budowy inwestycji, które zaczęto przed wojną. W centrum nie było widać żadnego zastoju.

- Wtedy też usłyszałam dość paradoksalnie brzmiące zdanie, że tak naprawdę przez wojnę Lwów pozyskał dużo studiującej przed tym na wschodzie i na Krymie młodzieży. Na niektórych kierunkach pojawiły się dodatkowe grupy studentów,  a ceny wynajmu mieszkań poszły do góry. Wojny na lwowskiej ulicy nie widać, ale na pewną ją słychać w każdym domu -  chociażby z ekranów telewizorów.

Powiedziała pani, że mieszkańcy zachodniej Ukrainy niewiele wiedzieli o wschodzie kraju. Dlaczego?

- Mówię przede wszystkim za siebie, ale myślę, że wielu Ukraińców z Zachodu myśli podobnie. Nie jest to przyjemne wyznanie: może byliśmy aroganccy, ale nasze oczy były zwrócone na Zachód, nie na Wschód, na który patrzyliśmy z pewnym lekceważeniem. Być może my - mieszkańcy Zachodu - czuliśmy się lepsi. Życie jest krótkie, uwaga podzielona, więc nie starczało nam czasu na zainteresowanie się Wschodem.

- Teraz wielu Ukraińców dochodzi do tego, że to był błąd. Zaczynamy baczniej przyglądać się wschodowi kraju, odnajdujemy tam np. małe wioski, których nazwy nie brzmią jak wydawało się - po rosyjsku, ale nagle - po ukraińsku. Wojna bez wątpienia jest ogromną tragedią, ale sprawiła, że zaczęto patrzeć na Wschód i dostrzegać, że to również bardzo ciekawa, niedoceniana przed tym część kraju.

Powiedziała pani, że na wschodzie odkrywa się ukraińskie wioski. Podział na "ukraińskie" i "rosyjskie" nadal jest silny?

- Bez wątpienia w głowach wielu osób przez lata funkcjonowało takie uproszczenie: im bardziej na Zachód, tym bardziej po ukraińsku; im bardziej na Wschód, tym bardziej po rosyjsku. Dla wielu nie stanowiło to nigdy problemu, ale dla pewnej warstwy społeczeństwa podział, językowy, był bardzo ważny. Teraz perspektywy się zmienią, zachód Ukrainy odkrywa na przykład, że Charków, Dniepropietrowsk czy przedwojenny Donieck to też bardzo interesujące centra intelektualne.

Społeczeństwo integruje się w obliczu wojny?

- Ukraińcy na pewno się integrują, ale nie wiem, czy to wpływ samej wojny. Oczywiście wiadomo, że konflikty mogą łączyć, ale na Ukrainie jest taki problem, że nie wiadomo dokładnie, kto jest wrogiem. Nie możemy powiedzieć "wróg jest tam" i razem zwrócić się przeciwko niemu. Myślę, system rządzący tym krajem, który blokuje niezbędne reformy, a wiec hamuje rozwój, również jest wrogiem społeczeństwa. Dlatego uważam, że integracja jest raczej skutkiem dojrzewania społeczeństwa, a jeżeli był czynnik, który ją zapoczątkował, to był nim Majdan.

- To był cud, moment przełomowy dla wielu Ukraińców, który jest już powszechnie nazywany "rewolucją godności". Podczas rządów Janukowycza można było czuć ogólną stagnację, wydawało się, że jakiekolwiek zmiany nie są możliwe. A Majdan pokazał, że jednak są. Wtedy ludzie zobaczyli, że bez względu na to, jakim językiem mówią, w co wierzą i czy w ogóle w coś wierzą, są obywatelami tego samego kraju. A od takiego poczucia niedaleko do przekonania, że przyszłość ojczyzny nie powinna być dla nikogo obojętna.

Rozmowa została przeprowadzona podczas 3. Forum Dziedzictwa Europy Środkowej. Miasto

 

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy