Zabójstwo na nikim nie robi już specjalnego wrażenia w XXI wieku. Jednak zabić człowieka, a potem opisać to w książce? O, to już jest temat na czołówki wiadomości! Niektóre media, jeszcze zanim rozpoczął się proces, okrzyknęły Krystiana B. mordercą. - Zabił, a potem napisał o tym książkę - młodej dziennikarce wrocławskiej telewizji nawet nie zadrżał głos, kiedy zapowiadała relację kolegi z sądu. Na razie w Polsce obowiązuje jednak domniemanie niewinności i Krystian B. jest tylko oskarżony o zabójstwo. Jego proces jest klasycznym procesem poszlakowym. Nie ma bowiem bezpośrednich dowodów winy autora "Amoku". Sama zaś powieść to tylko jedna z wielu poszlak, a nie kluczowy dowód. Jej fragmenty pojawiały się na internetowym blogu Krystiana B. I wreszcie w 2003 roku blog ukazał się jako książka "Amok". Tak piszą o niej Agnieszka Czajkowska i Marcin Rybak, dziennikarze wrocławskiej "Gazety Wyborczej". "Jest to urywana relacja Chrisa - młodego intelektualisty, z zawodu tłumacza. Brutalnym i wulgarnym językiem opisuje swoje erotyczne przygody pomieszane z alkoholowymi libacjami i pseudofilozoficznymi wywodami. W kilku miejscach pojawiają się odniesienia do jakiegoś morderstwa. Internauci nazwali autora Cesarzem Metafor. Zdaniem psychologów ujawnił fascynację zbrodnią i aktami sadystycznymi". - To obrzydliwa i wulgarna pseudoliteratura - prokurator Bogumiła Fiuto jest mniej dyplomatyczna, kiedy mówi o książce oskarżonego. Ze szczególnym okrucieństwem Klatka rzuca się w oczy natychmiast. Nie może być inaczej, bo właściwie wchodząc do sali 101 wrocławskiego sądu okręgowego, wchodzi się właśnie na ową klatkę. Jest olbrzymia i solidna. Zbudowana z żółtych, grubych prętów. Nie ma wątpliwości, że miejsce w klatce czeka na oskarżonego. Po chwili Krystiana B. wprowadzają do niej dwaj policjanci. W skutych rękach trzyma czerwoną, tekturową teczkę. Rodzina zadbała o jego wygląd. Jest elegancki. Ciemny garnitur, do tego bordowa koszula i krawat w tym samym odcieniu. Subtelne okulary jeszcze dodają mu szyku. Z zaciekawieniem rozgląda się po sali. Wygląda na opanowanego, właściwie pewnego siebie. Obok prokurator Bogumiły Fiuto siada żona zamordowanego Dariusza J. i jego ojciec. Kobieta zajmuje miejsce niemal naprzeciwko oskarżonego. Dzieli ich zaledwie kilka metrów. Na sali w pierwszym rzędzie miejsc przeznaczonych dla publiczności jest także matka Dariusza J. Z torby wyjmuje zdjęcie. Trzyma je przed sobą jak tarczę. Jest na nim uśmiechnięty, przystojny młody mężczyzna. To jej zamordowany syn. W przedostatnim rzędzie siada natomiast matka oskarżonego. Zanim Krystian B. usłyszy akt oskarżenia, sędzia pyta go o podstawowe dane. - Rozwiedziony - odpowiada Krystian B., gdy pytany jest o stan cywilny. To właśnie była żona, a właściwie zazdrość o nią, miała zdaniem prokuratury pchnąć oskarżonego do zbrodni. - Gdzie pan pracował przed aresztowaniem? - dopytuje sędzia Lidia Hojeńska. - Jaki był pana miesięczny dochód? - pyta sędzia. - Osiemset dolarów. Teraz już czas na prokurator Bogumiłę Fiuto: - Oskarżam Krystiana B. o to, że w okresie od 13 do 17 listopada 2000 roku zabił ze szczególnym okrucieństwem, w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie Dariusza J. Uzyskawszy wiadomość, że jest on mężczyzną, z którym jego żona utrzymuje domniemane kontakty seksualne, działając pod wpływem zazdrości, pozbawił go wolności i głodził przez okres nie krótszy niż trzy dni. W tym czasie zadawał mu liczne ciosy w okolice głowy i tułowia. Następnie skrępował Dariusza J. za pomocą liny w tak zwaną nietypową kołyskę w sposób uniemożliwiający pływanie, ogłuszył i wrzucił do rzeki Odry, co spowodowało śmierć pokrzywdzonego na skutek utonięcia. Jeszcze przez chwilę prokurator czyta pozostałe zarzuty stawiane oskarżonemu. W porównaniu z tym pierwszym można je nazwać drobnymi. Głównie dotyczą jego byłej firmy, jaką kilka lat temu prowadził.