Bohdan Gadomski: Znalazła pani wspólny język z osobami chorymi i niepełnosprawnymi. Czy dlatego, że sama pani w życiu wiele przeszła? Anna Dymna: Na to składa się bardzo wiele powodów. Byłam wychowywana w poszanowaniu i miłości do ludzi. Uprawiam zawód, który polega na tym, że muszę zrozumieć sytuację i postępowanie drugiego człowieka. Całe życie uczyłam się słuchać i rozmawiać z ludźmi. Otwartość i potrzebę rozmawiania wyniosłam z domu, a z biegiem lat wypracowywałam te predyspozycje jako aktorka. Gdy miałam w życiu problemy i tragedie, pomogli mi ludzie. Najbardziej - niepełnosprawni. Kiedyś, gdy byłam bliska załamania i się rozsypywałam, zobaczyłam roześmiane dziewczyny na wózkach inwalidzkich. One mnie zawstydziły, dały mi siły i pomogły cieszyć się tym, co mam i brać w garść. Teraz pani im pomaga... Najpierw zaprzyjaźniłam się, dzięki księdzu Tadeuszowi Zaleskiemu, prezesowi Fundacji Brata Alberta, z ludźmi niepełnosprawnymi umysłowo. To dla nich założyłam Fundację "Mimo wszystko" i w lutym 2004 roku otworzyłam Warsztaty Terapii Artystycznej w Radwanowicach, dla tych, którzy stracili prawo do korzystania z placówki dotowanej przez państwo. Teraz, na ośmiu hektarach otrzymanych od księdza Zaleskiego, zaczynam budowę nowoczesnych warsztatów terapeutycznych dla podopiecznych obu fundacji. Oni są jak duże dzieci. Godni szacunku i pomocy. Nie potrafią o siebie walczyć ani nawet poprosić o pomoc. Za to mają w sobie coś pięknego i czystego. To najpiękniejsi ludzie, jakich w życiu widziałam, chociaż może inaczej i czasem brzydko wyglądają. Dlaczego pani to wszystko robi? Nasz świat zdąża w złym kierunku - samotności i ciemności. Ludzie coraz mniej ze sobą rozmawiają, życie ma tempo, które jest wręcz zgubne. Staram się temu nie poddawać. Walczę o okruszyny normalności. Źle się dzieje w życiu publicznym. Padają autorytety. Ludzie coraz bardziej się nienawidzą z powodu swoich kompleksów, ze strachu, z braku pracy. Może dlatego lgnę do ludzi niepełnosprawnych umysłowo. Jeżdżę do nich po odrobinę normalnych odruchów. Czyżby ludzie niepełnosprawni umysłowo pokazywali, co jest najważniejsze dla człowieka w jego życiu? Oni przez to, że nie mają dobrze rozwiniętych mózgów, niczym nie manipulują, działają odruchami i przypominają, że człowiekowi najbardziej potrzebna jest bliskość i obecność drugiego człowieka. Cieszą się, że jestem z nimi, lubią się przytulić, zwierzyć czy choćby przy mnie popłakać.