Gosia i Tytus: inwestycja w siebie i lepszy start Mają po 28 lat. Ona to ekonomistka z Elbląga, on politolog z Grudziądza. Do Anglii wyemigrowali ponad dwa lata temu już jako małżeństwo. - Wyjazd od początku traktowaliśmy jako inwestycję, nie było w tym żadnej ideologii ani obrażenia się na Polskę. Głęboko wierzyliśmy, że w ten sposób zwiększamy swoje szanse na trudnym w tym okresie polskim rynku pracy. Jechaliśmy po doświadczenie, język i... fundusze na dobry start w naszym kraju - przekonuje Tytus. Pierwsze pół roku w ich przypadku to adaptacja do nowej rzeczywistości. Wtedy to Gosia i Tytus w Playmouth znaleźli pracę w kasynie. - Tamten czas poświęciliśmy na doszkolenie języka, bo z racji kiepskiej sytuacji w mieście wiele szkół oferowało darmowe kursy. Chodziłam na konwersacje, wspólnie zrobiliśmy też CAE - wspomina tamten okres Gosia. Później przyszedł etap drugi - dwa miasteczka pod Londynem. Ponad półtora roku spędzone w Langley i Burnham oboje komentują krótko: wykorzystaliśmy go maksymalnie - cytryna została wyciśnięta. To tam wyrobili sobie świetną renomę u swoich angielskich pracodawców. Gosia pracując na lotnisku Heathrow dla spedytora i agenta celnego, specjalizującego się w przewozie żywych zwierząt, współpracowała z DEFRA - odpowiednikiem Ministerstwa Rolnictwa. Składała deklaracje celne, pomagała wypełniać dokumenty, tłumaczyła całe procedury wwozu zwierząt na Wyspy. Jak wspomina, praca ta wymagała precyzji i szybkiego podejmowania decyzji, przez co była bardzo stresująca. Pracodawca bardzo ją cenił, płacił jak Anglikom i często pytał: Czy nie mógłbym mieć 20 takich Małgoś? Tytus z kolei okres ten przepracował jako sales administrator w największej w Anglii firmie brokerskiej Bussines Training Partnership - pośredniku w sprzedaży i organizacji szkoleń na terenie całego kraju. Zajmował się m.in. wyszukiwaniem najlepszych ofert na rynku, negocjowaniem cen szkoleń oraz organizacją konferencji w imieniu klientów. - Byłem całkowicie niezależny, a pod koniec pracy byłem odpowiedzialny za ponad połowę zysku naszego zespołu - wyjaśnia młody politolog. Mimo świetnych perspektyw kariery i życia przed kilkoma miesiącami wrócili do Polski. - W Anglii przeszkadzała nam obłuda, zanik wartości i co najdziwniejsze w kraju z taką historią - brak szacunku dla tradycji - wyjaśnia Tytus. - Do tego dorzuciłabym brak ambicji i nastawienie na ciągłą zabawę - dodaje Gosia. Oboje są zgodni, że choć na Wyspach zarabiali krocie, a pracodawcy nawet po ich przyjeździe do kraju jeszcze wielokrotnie namawiali ich do powrotu, wrócili bo, jak podkreśla Tytus "kapitał finansowy i ten w naszych głowach pomoże nam na lepsze życie w Polsce". Dziś mieszkają w Sopocie. Ona zarabia porównywalne pieniądze w firmie spedycyjnej w Trójmieście, on inwestuje w nieruchomości. Powrotu nie żałują, ale czy wyjazd na emigrację był dla nich niezbędny? - Jeszcze raz zrobilibyśmy dokładnie to samo, bo wyjazd pozwolił docenić nam wiele wydawałoby się oczywistych rzeczy i związanych z nimi wartości takich, jak: ojczyzna, rodzina czy wiara - dodają.