Dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przypomina rozkład głosów w tegorocznych wyborach prezydenckich. - Gdyby przeliczyć wyniki wyborów prezydenckich na wybory senackie, to wtedy Bronisław Komorowski przegrywa w skali kraju, ale jego partia wygrywa w wyborach do Senatu, dlatego że PiS wygrywa w mniejszej liczbie okręgów z większą przewagą, a Platforma wygrywa z mniejszą przewagą, ale za to w większej liczbie okręgów - mówi Interii dr Flis. Przypomnijmy - w wyborach do Senatu funkcjonują JOW-y. Senatorów wybieramy zatem w 100 jednomandatowych okręgach wyborczych - zwycięzca bierze mandat, a przewaga nad drugim nie ma żadnego znaczenia. A ponieważ PO wygrywa z PiS na zachód od Wisły, a PiS na wschodzie, kluczowe będzie kto "zgarnie" więcej okręgów, a nie kto otrzyma więcej głosów w skali kraju. - Wszystko zależy od tego, jak się rozproszą głosy na pozostałych kandydatów, zwłaszcza tam, gdzie wystartowała Platforma, PSL i jeszcze lewica - kto na tym zyska, kto na tym straci - dodaje Jarosław Flis. Według symulacji socjologa, gdyby mandaty przypadały wyłącznie dwóm największym partiom, to PO ma szansę wygrać z PiS w stosunku 53:47. - Ale to jest tylko przymiarka, przybliżenie. Dotychczasowe doświadczenie pokazuje, że w 10 okręgach przeważały osobiste cechy kandydatów, wyjście poza bazę partyjną, albo też jej rozproszenie. Przez to ostateczny wynik może pójść w jedną lub w drugą stronę - zastrzega nasz rozmówca. Pałac Prezydencki i Sejm w rękach PiS, Senat w rękach PO? Ten niezwykły scenariusz, bezprecedensowy w III RP, okazuje się bardzo prawdopodobny.