Krzysztof Lubczyński: Jaki jest pański pogląd na przyczyny upadku polskiego kina na początku lat 90-tych? Józef Gębski: To nie pogląd, ale empiryczna wiedza. W 1989 roku 80 procent polskich kin przeszło w ręce koncernów Warner Brothers, United Artists i Paramount. Zrobili to filmowcy na własną zgubę. Zwolennikom kina artystycznego został Gutek-Film i Kino Iluzjon. Nawet Wajda, który sprzyjał prywatyzacji kin padł jej ofiarą, bo jego film "Pierścionek z orłem w koronie" znalazł się z bardzo wąskim rozpowszechnianiu. Dlaczego tak się stało? Choćby dlatego, że właściciele sprywatyzowanych kin dostali w prezencie wakacje podatkowe. Kiedy napisał o tym znany krytyk i filmolog Jerzy Płażewski, dostał bardzo po nosie i spotkał się z ostracyzmem odpowiednich kręgów. Moja studentka zrobiła o tym dokumentalną pracę dyplomową. Temu prostytuowaniu się kina sprzyja także część prasy filmowej. Tygodnik "Wprost" wyraził pogląd, że widz polski kocha tych Warner Brothers, a nie filmy Wajdy. Skutek tego jest taki, że od 17 lat trwa niezmiennie zalew amerykańskiego filmowego recyclingu, który serwują nam na tony. Czy ta amerykanizacja dotyczy tylko Polski? Niszczenie kina artystycznego to nie tylko nasz przypadek. Komercja zawsze i wszędzie zaciekle nienawidzi artyzmu. W Paryżu ukazała się niedawno książka pt. "Czarna księga kina francuskiego", której autorzy napisali o tych, którzy zdradzili francuskie kino i poszli na lep telewizji. Książka napisana jest w tonie - ci i ci się skurwili. Dla mnie cezurą w dziejach kina nie jest moment wynalezienia filmu dźwiękowego, lecz czas na początku lat 50., gdy kino zaczęło przestawać być zjawiskiem społecznym i artystycznym, a zaczęło stawać się narzędziem dziennikarstwa telewizyjnego. To znaczy? Telewizja odrzuciła twórców, ma tylko PR, dziennikarzy. To pokazuje przepaść jaka powstała między niegdysiejszym a obecnym kinem. Dawną funkcję kina, jako zjawiska intelektualnego i artystycznego zamordowała telewizja, ze swoimi możliwościami technologicznymi. Ona stworzyła totalnie odmienny język komunikacji w miejsce języka artystycznego. Wyświetla tylko "formaty" czyli programy oparte o gotowe szablony. Przemawia przez pana lewicowiec... Prawicowcem nie jestem, ale lewicowcem też nie. Jestem intelektualistą. Tocqueville zdefiniował to tak, że intelektualista musi być zawsze na "nie", a że to jest nieodłącznie związane z lewicowością, to nie moja wina. Teraz też jestem na "nie". Uważam również, że artysta nie powinien wyłączać się z życia publicznego, lecz powinien ostrzegać przed rysującymi się niebezpieczeństwami. Przed jakimi niebezpieczeństwami? Ja widzę w Polsce poważne niebezpieczeństwo odrodzenia się komunizmu. Uważam całkowicie serio, że pewnego dnia możemy obudzić się w strukturze, w której zabronią nam myśleć, a na pewno te myśli publicznie wyrażać. Nasze poglądy będą się zgadzać z tymi wygłaszanymi w telewizji. To było marzeniem... Gierka.