Reklama

Wojciech Szymański: Możemy mieć do czynienia z „niechcianym dziedzictwem”

- Być może nadal są ludzie, którzy chcieliby zepchnąć żydów, w ich wielkich futrzanych czapach z bobrzych skórek, na Kazimierz, sprowadzić do roli atrakcji dla turystów, którzy w meleksach przemierzają dawną „jewish distric” - mówi dr Wojciech Szymański z Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego.

Katarzyna Pruszkowska: Czy krakowski Kazimierz nadal jest symbolem traum, których doświadczyli Żydzi w trakcie II wojny światowej?

Dr Wojciech Szymański: - Takim miejscem z pewnością  jest Podgórze. To tam w 1941 roku Niemcy utworzyli getto, a także obóz pracy przymusowej w Płaszowie, przekształcony w obóz koncentracyjny. To tam znajdują się takie miejsca pamięci jak Fabryka Naczyń Emaliowanych Oskara Schindlera, rozsławiona przez film Stevena Spielberga, czy Apteka pod Orłem, które dziś stanowią oddziały Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.

Reklama

- Myślę, że szczególnie obóz w Płaszowie jest miejscem problematycznym, z którym Kraków nie do końca sobie radzi. Z jednej strony ten ogromny teren stał się areną sporów, które nazwałbym "wojną o pamięć". Obok pomnika płaszowskiego, tak zwanych "Pękniętych Serc" wzniesionych w latach sześćdziesiątych według projektu Witolda Cęckiewicza, pojawiło się kilka upamiętniających głazów.  Zostały przez osoby i organizacje, które są przekonane, że to miejsce i krzywda, która się w nim wydarzyła, należy tylko do nich.

- Poza tym teren przez długie lata nie był otoczony opieką ze strony miasta. Zarastał krzakami i drzewami, przekształcając się w rodzaj dzikiego parku z rozrzuconymi na jego terenie ruinami żydowskiego domu przedpogrzebowego czy zdewastowanego przez Niemców żydowskiego cmentarza przy ul. Jerozolimskiej. Wydaje się, że nie wszyscy zdają sobie sprawę, że w miejscu, które przypomina dziś zaniedbany park, ginęli Żydzi, przedwojenni mieszkańcy Krakowa.

Z Kazimierzem jest podobnie?

- W przeciwieństwie do traumatycznie naznaczonej przestrzeni dzisiejszego Podgórza, teren Kazimierza wydaje się organizować wokół innego rodzaju pamięci. Pamięci afirmatywnej, związanej nie tyle z Zagładą i tragicznym końcem żydowskiego Krakowa, co raczej z miejscem, które przez wiele wieków było przestrzenią żydowskiego życia, kultury, sztuki i religii. W ostatnich latach budowana jest także nowa żydowska tożsamość tej dzielnicy, a działania skupiają się właśnie przede wszystkim na afirmowaniu życia, nie na upamiętnianiu traumy.

- Żeby się o tym przekonać, wystarczy zobaczyć, jak dziś funkcjonuje ulica Szeroka, serce dawnego Kazimierza, czy zlokalizowane na Kazimierzu synagogi. Na relatywnie małej przestrzeni zachowało się ich aż osiem, co jest ewenementem w skali Europy. Poddane kompleksowej restauracji Tempel i Remuh są czynnymi miejscami kultu religijnego, Stara Synagoga jest natomiast obecnie muzeum. W synagogach Kupa i Izaaka odbywają się koncerty, spotkania i wydarzenia kulturalne. Co roku od 25 lat na Kazimierzu odbywa się Festiwal Kultury Żydowskiej, prężnie działa JCC, czyli Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie, w Synagodze Bne Emuna natomiast Centrum Kultury Żydowskiej. Kazimierz znowu jest dzielnicą żydowską, także dzięki swoim nowym mieszkańcom.

Potomkom tych, którzy mieszkali tu wieki temu?

- W pewnym stopniu też. Ale na Kazimierzu zamieszkali także aktywnie działający Żydzi, którzy nie mieli większych związków z miastem. Coraz więcej osób młodych lub w średnim wieku odkrywa swoje korzenie lub po prostu powraca do żydowskiego życia religijnego i wspólnotowego, bierze udział w świątecznych nabożeństwach i zwyczajnie potrzebuje  żydowskiej infrastruktury.

Czyli żydowskie życie na Kazimierzu się odnawia.

- Tak i to jest bardzo ważne, ale jest w tym pewna ironia losu. To powracanie do starej koncepcji, wedle której Kazimierz był żydowski, ale reszta Krakowa w pełni chrześcijańska. To wizja tyle nieprawdziwa, co szkodliwa. Owszem, przez wiele lat, właściwie aż do lat sześćdziesiątych XIX wieku, obowiązywało dyskryminujące prawo, które zakazywało Żydom osiedlania się poza Kazimierzem, ale zostało przecież zniesione. Druga połowa XIX stulecia to czas coraz śmielszego wychodzenia Żydów poza starą dzielnicę, fascynujący okres emancypacji, który zaowocował z jednej strony asymilacją kulturową przy zachowaniu elementów życia religijnego i obyczajowości, z drugiej, rodzajem integracji rozdzielnych dotychczas dwóch głównych społeczności Krakowa - żydowskiej i chrześcijańskiej.

- Ślady tego, że w Krakowie mieszkali obok siebie chrześcijanie i Żydzi, można zobaczyć jeszcze dziś w samym centrum miasta, bo na ulicy Grodzkiej. W podwórku jednej z kamienic znajduje się, wzniesiona w 1913 roku Synagoga Tignera, dzisiaj kompletnie zrujnowana. Niewiele osób o niej wie, nie stała się, jak Kazimierz, zabytkiem związanym z żydowską historią miasta, nie jest punktem na turystycznej mapie miasta. A była to sto lat temu największą synagoga wzniesioną poza Kazimierzem, miejsce kultu w "chrześcijańskiej" części miasta. Na Stradomiu znajduje się monumentalny, ale bardzo zaniedbany tzw. Dom Ohrensteina. To wybudowany w latach 1911-1913 według projektu pochodzącego z zasymilowanej rodziny żydowskiej Jana Zawiejskiego, twórcy gmachu Teatru Miejskiego (dzisiejszy Teatr im. J. Słowackiego), budynek należący do Mojżesza Ohrensteina i jego żony, Róży Wald. W Podgórzu natomiast usytuowany jest pełny harmonii i gracji tzw. "dom paryski", duża  kamienica należącą do zasymilowanej i spolonizowanej, niezwykle zasłużonej w historii Krakowa rodziny Aleksandrowiczów.

Powiedział pan, że na Kazimierzu żydowskie zabytki zostały odnowione, a synagoga, która znajduje się w centrum Krakowa, popada w ruinę. Dlaczego?

- Myślę, że może być kilka powodów. Po pierwsze, zmieniło się nasze spojrzenie na zabytki. Podczas rozpoczętej w latach dziewięćdziesiątych rewitalizacji  Kazimierza w pierwszej kolejności odnawiano przede wszystkim zabytki najstarsze i budynki publiczne, głównie więc synagogi i stary cmentarz żydowski. Proszę zwrócić uwagę, że identyczny proces dotyczył nieżydowskich zabytków Krakowa, których renowacja wspierana była przez działający od 1978 roku SKOZK (Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa). W pierwszej kolejności restauracji poddawane były budynki pełniące funkcje publiczne, głównie więc kościoły, Zamek Królewski na Wawelu, Sukiennice, fortyfikacje miejskie, czy budynki uniwersyteckie.

 

- Dopiero od niedawna remonty szerzej obejmują architekturę mieszczańską o charakterze prywatnym i mieszkalnym, czyli dziewiętnastowieczne i dwudziestowieczne głównie kamienice. Żydowskie zabytki poza Kazimierzem zostały wybudowane właśnie w XIX i XX wieku.

- Po drugie, mamy chyba do czynienia z efektem etnografizacji żydowskiego dziedzictwa Krakowa, który widoczny jest na przykładzie przemysłu turystycznego miasta. Rewitalizacja Kazimierza jest oczywiście procesem zrozumiałym i pozytywnym, aczkolwiek wytworzyła swój turystyczny właśnie rewers w postaci żydowskości na pokaz. Żydowskości ograniczonej murami starej żydowskiej dzielnicy ze swoją wizytówką, ulicą Szeroką, "żydowskimi" pamiątkami i "żydowskimi" restauracjami. Jest to swego rodzaju proces ponownej, tym razem symbolicznej gettoizacji, który ogranicza wizję żydowskiego Krakowa do starego getta, rytualnego stroju, bobrowych czapek i klezmerskiej muzyki.  

Nie chcemy pamiętać, że te dwie rzeczywistości - żydowska i chrześcijańska, kiedyś się przenikały?

- Coraz więcej ludzi szuka w historii punktów wspólnych. Ale są i tacy, którzy woleliby widzieć te dwa światy osobno.

Rozmowa została przeprowadzona podczas 3. Forum Dziedzictwa Europy Środkowej. Miasto


 

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL