Kadmium cytrynowe, cynober francuski, czerń słoniowa. Ściany czarne, czerwony deseń, błękitny syfon. Tego zabrakło. Zabrakło najważniejszego: barw i informacji zaszyfrowanych w didaskaliach, które u Witkacego są przecież wyjątkowo istotnym tekstem. Wcale nie pobocznym. Mamy do czynienia z autorem, który w sposób świadomy i bardzo malarski przedstawia sceniczny pejzaż. W didaskaliach Witkacego ukryte są atrakcyjne martwe natury, a jego portrety są tak wyraziste, że każde odejście od nich doprowadzi do powstania pewnej karykatury. Nie zawsze, a wręcz rzadko, udanej.Reżyser odważnie przetrzebił postaci. U Pawła Świątka łączą się one i wzajemnie przenikają. Dla widza, który nie zna dramatu, będzie to dość zagmatwana, nieeuklidesowa wędrówka, choć trzymająca się odwrotności obecnej w sztukach Stanisława Ignacego Witkiewicza zasady jedność w wielości. I to ciekawy zabieg. Zbieżny przecież z koncepcją Czystej Formy. Z drugiej jednak strony brakuje tej barwnej galerii osób, którą autor maluje z rozmachem, poświęcając wiele uwagi najmniejszym detalom. Cała armia postaci, wraz z ich metafizycznymi naroślami i osobliwościami uzewnętrzniającymi charakter zostaje ogrzana w rękach jak plastelina, zlepiona, a reżyser tworzy swoje własne figurki. W sposób zbyt realistyczny, naturalistyczny, a nie formistyczny. Nie wybrzmiewają wszystkie - tak ważne w dramatach Witkacego - imiona i nazwiska bohaterów. W "Wahazarze" Świątka nie zostanie zaakcentowana "rumuńskość" Donny Scabrosy Macabrescu (Małgorzata Gałkowska), nie pojawi się 8-letni Przyjemniaczek, czy Mikołaj Kwibuzda - młynarz, "blondyn o czerwonym pysiu". A szkoda! Bo to właśnie groteska, będąca efektem zderzenia tych bytów w obrębie Czystej Formy wciąga. Wyjątkowo witkacowski jest natomiast Józef Rypmann (Krzysztof Zawadzki) - sterylny, wysoki młodzian; doktor o wdzięcznym głosie konferansjera i fantazji, która musi towarzyszyć medykowi specjalizującemu się w przeszczepianiu... gruczołów. Ciekawa, barwna postać, która robi z Wahazara (Marcin Czarnik) tytana, wmawiając mu jego wybitność. Później te same usługi świadczy o. Unguentemu (Adam Nawojczyk) - założycielowi przeniewierczej sekty. To również malarska, bardzo udana postać spektaklu Świątka, choć daleka - wizualnie - od tego, jak wyobrażał ją sobie Witkacy. W sztuce pojawiają się bonusy choreograficzne. Są przerysowane, przegadane i zbyt dosłowne w swojej "frykcyjności". Tę perwersję, którą przecież czuć w dramatach Witkacego, można przeforsować w zupełnie niewinnych formach, podkreślając demoniczność wyobraźni autora. Bez tej obnażonej dosłowności. Wystarczy podążać za wskazówkami. Cieszy dźwięk i światło, zachwyca duet Rypmann - Unguenty. Bawi groteskowy, ginekologiczny tron Wahazara - pępek metafizycznych rozważań. Martwi: brak pokory wobec Witkacego. - - - Reżyseria - Paweł Świątek, scenografia - Marcin Chlanda, kostiumy - Konrad Parol, choreografia - Dominika Knapik. Obsada: Baba/Kobieton - Paulina Puślednik, Gyubal Wahazar - Marcin Czarnik, Lubrica - Iwona Budner, Morbidetto - Małgorzata Zawadzka, O. Unguenty - Adam Nawojczyk, Rypmann - Krzysztof Zawadzki, Scabrosa - Małgorzata Gałkowska, Świntusia - Ewa Kolasińska. Premier: 28 lutego 2015 r.