Dariusz Jaroń, Interia: Szpilki, makijaż, pomalowane paznokcie. Twój wizerunek kłóci się ze stereotypem dziewczyny na wózku. Wioleta Więckowska: Bardzo się kłóci. Ale w sklepie takich butów nie kupię, nie ma rozmiaru. Noszę 33, najczęściej najniższy dostępny to 35. Jak raz poprosiłam o mniejsze buty, to mi pani przyniosła obuwie dla dziecka. Są szpilki dla dzieci? - Nie ma. Wtedy akurat szukałam modnych tenisówek, a dostałam sandały dziecięce. Pamiętam, że miały takie różowe kwiatki... Jakoś sobie radzisz, bo szpilki masz. - Mam, bo kupuję w internecie. Jest taniej i łatwiej, a jak rozmiar nie ten, mam - jak każdy konsument - czternaście dni na zwrot. Poza tym mniejszą uwagę przykładam do tego czy pasują i są wygodne, bo ja nie muszę w tych butach chodzić. Widzę, że czarny humor dopisuje. - Pewnie! Kocham szpilki, bo nie muszę w nich biegać jak inne dziewczyny. Nie muszę mieć butów wygodnych, tylko ładne. Jak każda kobieta... W sklepach, oprócz braku butów, czekają na ciebie inne niespodzianki? - Już na starcie: przejeżdżam przez bramki, a niektóre zaczynają pikać. Dziwne uczucie. W większości sklepów jest też dla mnie za ciasno, nie przejadę wózkiem między regałami. Stoję, a koleżanka przynosi rzeczy, które mogą mi się spodobać. Przymierzalnia to osobny temat. Często nie ma odpowiednich dla niepełnosprawnych albo robią za magazyn dla sklepu i muszę kombinować. Co cię denerwuje na co dzień? - To, że samotna wycieczka do Krakowa jest dla mnie jak wyprawa na Kilimandżaro, a ze Skawiny to teoretycznie rzut beretem. Specjalna taksówka kosztuje 100 złotych w jedną stronę. Kogo na to stać? Mogę jechać autobusem, ale potem muszę przesiąść się na tramwaj, który nie ma klapy umożliwiającej wjazd na wózku. Muszę zatem jeździć z koleżanką, i to odpowiednio silną. A jak już do miasta dojedziesz i chcesz iść na obiad albo drinka? - To muszę szukać lokalu bez schodów albo z windą, z odpowiednimi podjazdami. Nie ma dużo takich miejsc. Nie mogę, ot tak powiedzieć: "ok, jadę do miasta", muszę zaplanować taki wyjazd w najdokładniejszych szczegółach. Wszystko sprawdzam wcześniej w internecie. To infrastruktura. A jak wygląda podejście czysto ludzkie? - Irytujące jest traktowanie nas nie jak kobiety, tylko niepełnosprawne stworzenia. Tak jak tamta pani w sklepie: przyniosła buty dla dziecka, bo po co mi na wózku modne buty? A ja ich potrzebuję. Chcę się dobrze czuć, chcę dobrze wyglądać, chcę być postrzegana inaczej. Nie chcę, żeby ludzie patrzyli na wózek, tylko na osobę. Jestem Wiola. Może fajna? Mam coś do powiedzenia, jestem normalną dziewczyną. Ocenianie przez pryzmat wózka zmienia się w ostatnich latach? - Tak. Pamiętam, że jak byłam młodsza robiłam za zjawisko. Rozumiem, że wciąż z zaciekawieniem patrzą na mnie dzieci. Pokazuję im wózek, coś w nim zaświeci, to się dzieciom podoba. Ale dorośli? Jest różnica między patrzeniem na atrakcyjną dziewczynę, a dziewczynę na wózku. To się czuje. Chociaż coś im przy tej ocenie nie gra: mam szpilki, makijaż. I wracamy do stereotypu... - Wiesz, wiele osób sobie z tym nie radzi. Jeżdżę na wózku, powinnam mieć na sobie dres, najlepiej powyciągany, być zaniedbana, nosić buty ortopedyczne. To by się zgadzało ze stereotypowym obrazem. Ale my w pierwszej kolejności jesteśmy normalnymi ludźmi, a nie niepełnosprawnymi. Skąd się bierze szablonowy odbiór ludzi na wózkach? - Z ograniczeń, które siedzą w naszych głowach. Poza tym w Polsce ludzie niepełnosprawni dopiero zaczynają wychodzić z domów. Kto by pomyślał kilka lat temu, że osoba niepełnosprawna może wziąć udział w pokazie mody? To się zaczyna dziać. Są ludzie, którym to pasuje, innym nie, ale ściana między sprawnymi i niepełnosprawnymi jest wyburzana. Ten mur przebijają pojedyncze wydarzenia, jak "Moda bez Ograniczeń", czy odczuwasz zmiany na co dzień? - Pojedyncze, chociaż coraz częstsze. Ostatnio kierowca zapytał w autobusie, czy może mi w czymś pomóc. Sam od siebie. Gdybym stała, to bym z wrażenia usiadła. Ludzie tego nie robią, dlatego nauczyłam się sama prosić o pomoc, wychodzić z inicjatywą. Poza tym nie siedzę w domu, jestem aktywna. Masa jest ograniczeń względem nas u ludzi zdrowych, ale równie mocne są one u niepełnosprawnych. Łatwiej powiedzieć, że nie wychodzę z domu, bo nie mogę, bo to trudne. Łatwiej siedzieć i narzekać. Zdarza się, że siedzisz i narzekasz? - Czasem przez czyste lenistwo wolę poprosić o pomoc, powiedzieć: "babciu, możesz mi podać to czy tamto?" A może sama bym sobie wzięła? To tylko i wyłącznie lenistwo. Czasem wygrywa. Lenistwo dotyka każdego. A pogodzenie się z tym, że jeździsz na wózku? - Miałam taki depresyjny okres w liceum. Byłam normalną nastolatką, chciałam pójść na dyskotekę, pojechać na wycieczkę, uczestniczyć w codziennym życiu klasy. W piątkowy czy sobotni wieczór siedziałam w domu, a moi rówieśnicy spotykali się, imprezowali. Buntowałam się, ale po cichu. Płakałam w poduszkę, a na drugi dzień udawałam, że jest super. Na szczęście mi przeszło. Coraz więcej wychodzę z domu, rok temu wzięłam udział w projekcie Biura Inicjatyw Społecznych, zrobiłam kurs reklamy i PR-u w pracy w NGO. Codziennie przez dwa miesiące jeździłam do Krakowa, potem trafiłam na staż w fundacji i już w niej zostałam. Bałam się strasznie, a dzisiaj nie wyobrażam sobie, żebym mogła siedzieć w domu i nie pracować. Chyba mam ADHD: rozpiera mnie energia, ciągle przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Na przykład? - Teraz sobie wymyśliłam sesje zdjęciowe i bloga modowego. Nie ma na to specjalnie czasu, ale chcę to robić. Chcesz zostać modelką? - Chciałabym. Jest nas bardzo mało. Niepełnosprawne fotomodelki możesz zliczyć pewnie na palcach jednej ręki. Mówisz o Polsce? - Tak. Na świecie jest znacznie lepiej. Polska goni inne kraje, zwłaszcza Stany Zjednoczone, gdzie niepełnosprawna modelka nikogo nie szokuje. Jesteśmy jeszcze daleko, ale gonimy i wierzę, że w końcu dogonimy inne państwa. Po raz drugi w ramach "Mody bez Ograniczeń" wystąpiłaś w pokazie z udziałem niepełnosprawnych modelek. Jakie to doświadczenie? - Na początku lęk: jak wypadnę na sesji zdjęciowej? Gdzie trafią te zdjęcia? Czy nie spadnę z wybiegu? Czy zatrzymam się tam, gdzie chce choreograf? Podobało mi się. Druga edycja było dla mnie inna, bo brałam udział w organizacji. Z jednej strony miałam tremę jako organizatorka, z drugiej jako uczestniczka pokazu. Podwójny stres, ale i podwójna satysfakcja, bo wyszło bardzo dobrze. O programie jest coraz głośniej. Jakie są wasze dalsze plany? - Przede wszystkim zamierzamy postawić na warsztaty, bo widzimy po dziewczynach, że to jest dla nich najbardziej wartościowe. Nic nie odbierze im tych przeżyć, nowych znajomości, dostrzeżenia w sobie atrakcyjnej kobiety. Mamy nadzieję, że zrobimy więcej warsztatów w kolejnych miastach. Ciągle ktoś do nas pisze: kiedy będziecie w Poznaniu? Kiedy w Warszawie? A może we Wrocławiu zrobicie warsztaty? Odzew na waszą działalność jest spory. - Zaczyna się zmieniać postrzeganie osób niepełnosprawnych i spojrzenie na nas. Tyle, że wciąż podobnych inicjatyw jest niewiele: mamy "Modę bez Ograniczeń", Wybory Miss Polski na Wózku, konkurs Lady D., nastawiony na sukcesy zawodowe niepełnosprawnych, mamy ze 2-3 modelki na wózkach, dwie agencje pomagające tym dziewczynom i tyle. Państwo pomaga? - Modowo? Nie. A w inny sposób? Chociażby w pomocy w znalezieniu pracy? - Zdarzają się takie projekty, ale zazwyczaj organizowane są one przez organizacje pozarządowe. Państwu trzeba pokazywać rozwiązania, rządzący nie do końca je widzą. To dotyczy też błahostek: ma być zbudowany podjazd. I on jest, tylko jest tak stromy, że na wózku elektrycznym nie wyjadę. Rozmawiałem z paroma osobami poruszającymi się na wózku o rynku pracy. Mówili o tym, że ofert jest niewiele, że nie są atrakcyjne. Masz inne podejście, sama szukasz zatrudnienia, pomysłu na życie. Skąd ta przebojowość? - To chyba kwestia charakteru. Nie lubię bezczynności, narzekania, a wierz mi, miałabym na co narzekać, bo moja sytuacja rodzinna i prywatna nie jest specjalnie wesoła. Nie chcę się poddawać, wolę działać. Pracuję w fundacji, "Moda bez Ograniczeń" to właściwie drugi etat. Teraz sobie wymyśliłam, że chcę być modelką i nią będę. Wraz z grupą znajomych pracujemy też nad systemem, który ułatwiłby wyszukiwanie miejsc parkingowych w Krakowie osobom niepełnosprawnym. Władze miasta są zainteresowane? - Tak, nasz pomysł spodobał się urzędnikom. Czekamy na rozmowy z miastem, mamy prezentację, zespół ludzi mocno zaangażowanych w projekt. Bardzo emocjonalnie do tego podchodzę, bo to rozwiązanie mnie dotyczy. Kiedy jadę np. z bratem do Krakowa krążymy i krążymy szukając miejsca. Jak to będzie wyglądało? Aplikacja na telefon? - Aplikacja webowa i mobilna. Sensor falami radiowymi sprawdzi, czy miejsce jest zajęte i poinformuje o dostępności. Chcemy to udoskonalić o możliwość sprawdzania, czy auto stoi w miejscu, w którym może stać: to będzie sygnał dla miasta i straży miejskiej czy miejsca rzeczywiście zajmują niepełnosprawni. Wzorujecie się na podobnym rozwiązaniu z innych miast na świecie czy to totalnie innowacyjny pomysł? - Nigdzie nie ma czegoś podobnego. Chcemy być prekursorami, nasz pomysł mogłyby kupić np. władze Berlina, tam też jest podobny problem i zainteresowanie aplikacją. Nie mogę wiele zdradzić, żeby nikt nam pomysłu nie ukradł. Powiem tylko, że największy problem mieliśmy z sensorem, który bez baterii nie będzie funkcjonować wiecznie. Musieliśmy wymyślić, jak to ma działać. I wymyśliliśmy. Gdzie się widzisz za kilka lat? - Nie mam pojęcia. Mam dopiero 23 lata. Żyję chwilą, nie planuję przyszłości. Chociaż może bym na studia poszła? Jeszcze nie w tym roku, na razie zamierzam się rozwinąć zawodowo, zobaczymy też jak wyjdzie projekt z miejscami parkingowymi. A potem... Kto wie? Co chcesz studiować? - Psychologię. Dobrze się czuję słuchając ludzi. I oni to czują. Znajomi często do mnie przychodzą na zwykłe plotki, ale też na poważniejsze rozmowy. Mówią co im na sercu leży: "Wioluś, pomóż, bo..." I Wioluś pomaga? - Pomaga. Często mówią, że jestem taką bateryjką, która ich ładuje pozytywną energią i uśmiechem. Bo ja uśmiechem pokonuję kłody, jakie mi los podrzuca pod koła.