Inspektor policji kryminalnej Thomas Andreasson musi przerwać świąteczny urlop. Zmierzy się ze sprawą znanej korespondentki wojennej, pod której adresem kierowane były groźby, z ksenofobicznymi organizacjami i niezwykle wyrafinowanym mordercą. W trakcie śledztwa zostaje znaleziona kolejna ofiara. Tymczasem przyjaciółka Thomasa z dzieciństwa, Nora Linde, zmaga się z własnymi problemami, a stawką w tej grze jest jej zawodowa reputacja. Nora jest zmuszona podjąć decyzję, która na zawsze zmieni jej życie. *** "W stronę grozy" to szósta powieść z kryminalna z cyklu o Thomasie Andreassonie i Norze Linde. Autorka książki jest naczelną prawniczką szwedzkiej poczty. Mieszka pod Sztokholmem z mężem i trójką dzieci. Od najmłodszych lat spędzała każde lato na wyspie Sandhamn, gdzie jej rodzina od kilku pokoleń ma dom. Jej debiut literacki "Na spokojnych wodach" stał się w Szwecji bestsellerem, a prawa wydawnicze zostały sprzedane do kilku krajów. Przeczytaj fragment książki Otworzyła oczy i dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że leży na hotelowym łóżku. Mdłości nie minęły, wciąż pobolewał ją brzuch w okolicy pępka - krótkie skurcze, które pojawiały się i zaraz mijały. Łóżko było szerokie i miękkie, mimo to nie mogła znaleźć wygodnej pozycji. Czuła się zziębnięta. Marzła, choć włożyła gruby sweter. Jak długo spała? Spojrzała na zegar. Za pięć ósma. Jeśli chce tego wieczoru cokolwiek zjeść, musi iść do restauracji. Wszystko bolało ją ze zmęczenia, nie wiedziała, czy w ogóle da radę wstać. W tle grał telewizor. Jako dziennikarka o długim stażu automatycznie włączała wiadomości, gdy tylko wchodziła do pokoju hotelowego. Bez sensu było tego słuchać, ciągle gadali jedynie o tym, jak ludzie obchodzą święta w różnych miejscach Szwecji. Zupełnie jakby tego dnia na całym świecie nie wydarzyło się nic ważnego. Kiedy indziej by ją to zdenerwowało, teraz się tym nie przejęła. Rozejrzała się. Na ścianie powieszono czarno-białe zdjęcia Sandhamn z początku dwudziestego wieku. Smukłe jachty przy pomoście, na nadmorskiej promenadzie panie w kapeluszach z szerokim rondem i panowie w ciemnych płaszczach. Jeanette zamknęła oczy i wstała. Znów poczuła ucisk w żołądku. Spróbowała go zignorować, przywołać dawne uczucie, że Sandhamn to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Babcia, pomyślała. Ścisnęło jej się gardło na wspomnienie wszystkich tych wakacji, które jako dziewczynka spędzała w domku po drugiej stronie wyspy. W ostatnich latach zbyt rzadko tam bywała, ale teraz to się zmieni. Na wiosnę weźmie ze sobą Alice i spędzą w domku całe lato. Jutro się tam wybierze. W tym przyjaznym miejscu spokojnie się zastanowi, podejmie jakąś decyzję. Tak jak dawniej. Zawsze zwracała się do babci, babci, która przynosiła jej gorącą czekoladę i dawała dobre rady wtedy, kiedy były najbardziej potrzebne. Poszła do łazienki, by opłukać twarz zimną wodą. Nieprzyjemne uczucie nie mijało, a dłonie drżały, gdy je wycierała. W zeszłym roku o tej porze była na Bliskim Wschodzie, robiła reportaż. Owinięta w burkę potajemnie przeprowadzała wywiady z rozzłoszczonymi i wystraszonymi mieszkankami Iranu. Zaowocowało to ukazaniem się kilku długich artykułów o sytuacji kobiet w tym kraju. Jeden z nich zacytowano w wieczornych wiadomościach i redaktor naczelny jej pisma miał tak zadowoloną minę, jakby to on przemykał wąskimi uliczkami owinięty w grubą, zakurzoną tkaninę. Gdy po przeprowadzeniu ostatniego wywiadu wróciła do hotelu i z ulgą ściągnęła burkę, pomyślała, że dokonała czegoś ważnego. Zaraz potem popatrzyła na zegarek i zorientowała się, że jest już za późno, żeby zadzwonić do Alice i życzyć jej wesołych świąt... Teraz po raz pierwszy od lat spędzała Boże Narodzenie w Szwecji. Została do tego zmuszona. Wspomnienia powróciły, puls przyspieszył. Jeanette poszła do salonu po laptop. Musi się skupić na czymś innym, odsunąć wszystkie myśli kłębiące jej się w głowie. Wsunęła rękę do torby, ale laptopa nie znalazła. Rozsunęła suwak do końca i chaotycznie grzebała w rzeczach. W końcu wysypała wszystko na fotel: bielizna, dżinsy, kilka bluzek, fiolki z lekami... Z uczuciem bliskim panice Jeanette wpatrywała się w rzeczy na fotelu. Była pewna, że spakowała laptop. Na sto procent. Mimo to go nie było. Na wszelki wypadek jeszcze raz sprawdziła w torbie, ale znalazła tam tylko pudełko zapałek z Frankfurtu, które dawno temu musiało się zaklinować w narożniku. Zapomniała zabrać laptop? To niemożliwe, wszędzie go ze sobą nosiła. Odgarnęła włosy ze spoconego, lepkiego czoła. Zgubiła go? Nie na promie, bo przecież tam nie otwierała torby. A gdyby wysunął się w samochodzie, zauważyłaby to na pewno. Prawda? Szykowała się do wyjazdu wzburzona, zszokowana i zdezorientowana. Wrzuciła do torby najpotrzebniejsze rzeczy i wypadła z mieszkania. Ledwie pamiętała, by zamknąć drzwi wejściowe. Załkała. Jak mogła zapomnieć laptopa po tym wszystkim, co się stało? Nagle zatęskniła za papierosem, choć naprawdę obiecała sobie, że rzuci palenie. Pewnie w paczce na dnie torebki zostało ich kilka. Kiedy indziej dotrzyma obietnicy. Napis na ścianie informował, że w domku nie wolno palić. Będzie musiała wyjść na zewnątrz. Da radę? Jakiś dźwięk za ścianą sprawił, że się wzdrygnęła. Trzaśnięcie drzwiami? A może to tylko śnieg zsunął się z dachu? Czy recepcjonistka nie wspominała, że żaden inny domek nie został wynajęty? Jeanette się odwróciła. Całkowita cisza. Na pewno tylko jej się wydawało. Znów wróciły mdłości, metaliczny posmak w ustach. Zasłony były zaciągnięte. Gdy odsunęła jedną, zobaczyła, że na zewnątrz jest zupełnie ciemno, nawet biała pokrywa śniegu nie rozjaśniała mroku. Powoli poluzowała haczyk w oknie, niemal jakby ktoś kazał jej je otworzyć. Jakiś metr poniżej zaczynał się dach parterowej części domku. Pokrywała go warstwa śniegu równie gruba jak ta leżąca na ziemi. Jeanette uchyliła okno i wzdrygnęła się, gdy lodowaty podmuch wiatru wtargnął do środka. Zignorowała to i próbowała wsłuchać się w szum morza. Do brzegu było zaledwie trzydzieści metrów, tak jak w domku babci. Pamiętała odgłos fal, ich szum, gdy biły o piasek. Zawsze kochała to uczucie, że jest w najdalej wysuniętej części archipelagu i wpatruje się w morze pozostające w ciągłym ruchu. Czasem śniły jej się wielkie masy wody. Otoczona nimi powoli opadała na dno i zasypiała wśród wodorostów, a obok niej przemykały ryby. Ale nigdy się nie bała, nie u babci. Poczuła, że przenika ją mroźne powietrze. Zadrżała. Odwróciła głowę i wyjrzała przez drugie okno na wejście do domku. Lampa nad drzwiami nie rzucała wiele światła. Poza tym stożkiem blasku wszystko było tylko ciemnością i cieniem.