Bernie Sanders jest jednym z kandydatów ubiegających się o nominację Demokratów w wyborach prezydenckich, które odbędą się w 2016 roku. W ciągu ostatnich tygodni Sanders wyrósł na najpoważniejszego rywala Hillary Clinton. W najnowszym sondażu Clinton popiera 55 proc. wyborców definiujących siebie jako Demokraci, a Berniego Sandersa 24 proc.Sanders zaczynał jednak z pułapu 4-6 proc., ponadto 73-letni senator z Vermont nie może liczyć na wsparcie korporacji i miliarderów.Wydawałoby się, że w kraju, w którym kapitalizm jest niemal religią, kandydat, który wprost mówi, że jest socjalistą, nie ma najmniejszych szans. W USA słowo "socjalista" używane jest przez polityków jako obelga, jako etykieta, która dyskwalifikuje oponenta. Tymczasem Bernie Sanders ze swoim lewicowym przekazem zdobywa coraz większą popularność - właściwie z dnia na dzień.Gdy Sąd Najwyższy USA uznał prawo homoseksualistów do zawierania małżeństw na terenie całego kraju, zwolennicy Sandersa wyciągnęli dokument z 1983 roku: to ustanowienie dnia homoseksualistów przez ówczesnego majora Burlington - Berniego Sandersa. "W demokratycznym społeczeństwie zadaniem rządu powinno być zapewnienie wolności i praw obywatelskich - zwłaszcza wolności słowa. W wolnym społeczeństwie wszyscy powinniśmy się zaangażować na rzecz wzajemnego poszanowania" - pisał Sanders, "jeszcze zanim to było modne". Warto nadmienić, że już jako student Sanders był aresztowany za protestowanie przeciwko segregacji rasowej.I to jest jeden z czynników popularności senatora - lewicowy polityk jest konsekwentny w swoich przekonaniach, niezależnie od tego, jak bardzo są one niepopularne. To odróżnia go od Hillary Clinton, która niejednokrotnie "korygowała" swoje poglądy w wielu sprawach.Wśród głównych postulatów Sandersa znalazły się m.in.: powszechna służba zdrowia finansowana całkowicie ze środków publicznych, podniesienie podatków dla najbogatszych, reforma systemu więziennictwa, równy dostęp do edukacji, zwiększenie świadczeń socjalnych, płatny urlop, inwestycje w przemysł i infrastrukturę.Bernie Sanders jako jedyny z kandydatów bez ogródek atakuje wielkie korporacje i miliarderów."Niech ta kampania będzie dla nich sygnałem: nie możecie mieć wszystkiego. Wasza chciwość musi się skończyć. Nie wolno wam korzystać z dobrodziejstw Ameryki, jeżeli nie chcecie przyjąć na siebie odpowiedzialności" - głosi Sanders, wywołując entuzjazm swoich zwolenników."Wreszcie nie muszę wybierać mniejszego zła" - piszą na Facebooku zwolennicy senatora (Sanders ma już tam prawie 800 tys. fanów).Hillary Clinton pozostaje faworytem prawyborów u Demokratów, jednak to Bernie Sanders ma szansę na zrewolucjonizowanie debaty publicznej w USA, wprowadzając do niej wątki, które do tej pory były marginalizowane.(mim)