Idziemy do pracowni. Bo Stanisław maluje. Od 34 lat. Brak rąk w niczym nie przeszkadza. Jeździ też autem, uwielbia rajdy terenowe, słucha metalu, chodzi na koncerty i ma pięcioro dzieci. Artysta i społeczne zwierzę Urodził się bez rąk, ale z talentem i pasją. Ściany wzdłuż schodów ozdobione obrazami. - Wszystko Stasia - mówi pani Monika. Choć Staś nie lubi, gdy mówi się do niego "Staś". Na ostatnim piętrze jasna pracownia. Obrazy przygotowane do drogi. Dzisiaj jadą instalować kolejną wystawę. Jest ich tutaj 150. Zaledwie część wszystkich namalowanych przez artystę. Głównie pejzaże. Tu, w pracowni, jest inny świat: od sielanki wsi, po baśniowy krajobraz wiosenny i kwiaty ułożone na obrazie przez malarza-florystę. Zastanawiam się, dlaczego tak rzadko na jego obrazach pojawiają się ludzie. Niepotrzebnie szukam drugiego dna. On po prostu nie lubi malować ludzi. Czasem na płótnie zbuduje dom. Pusty. Choć świeci się w nim światło. Obecność człowieka jest pośrednia. Zdarza się, że widać tylko jego cień. Ale światło - jak sam mówi - "po prostu uwielbia". Opowiada mi o zabawie cienikami: - Jak byłem małym chłopcem, to mama, żebym za dużo nie ryczał, bawiła się ze mną w cieniki. Zapalała lampkę i pokazywała je na ścianie. Zobacz reportaż o Stanisławie Kmieciku w roli artysty, ojca, kierowcy i fana metalu:Pytam, czy tematyka jego obrazów nie jest odzwierciedleniem tego, jak się czuje w społeczeństwie. Ale pytanie jest chybione. - To, że nie ma ludzi na moich płótnach, nie znaczy, że się czuję wyalienowany. Jestem zwierzęciem społecznym, zwłaszcza w piątki wieczorem - mówi. Błysk w oku. Dzisiaj przecież piątek.Czy jest oszczędny? - Jestem bardzo rozrzutnym chłopcem. Lubię zabawki. Różne, duże, najbardziej samochody. Najlepiej takie potwory. Greenpeace może mnie za to odstrzelić. Ale trudno - mówi. Tata. W każdym dziecku dostrzega geniusza Jak w budynku świeci się światło, to znaczy, że są w nim ludzie. A jeśli są w nim ludzie, to można go nazwać domem. - Mamy mnóstwo dzieci. Pięcioro - opowiada. Potrafi - jak dobry tata - dostrzec w każdym z nich geniusza. Julka - ich wspólna córka - bez przerwy tańczy. Bartek - syn z pierwszego małżeństwa Stanisława - rysuje. Na razie czachy. Jest ich tu trochę. A dziewczyny - z małżeństwa Moniki - mają talenty muzyczne: Kasia gra na saksofonie, Asia na waltorni i w orkiestrze, Agatka śpiewa w chórze. O dzieciach mówi z dumą. Są dużą rodziną.Ciekawe, co by powiedział ludziom, którzy mają jedno dziecko lub nie mają ich wcale i wykręcają się brakiem środków finansowych lub odpowiednich warunków... - Dzieci są fajne - mówi. Ale zaraz dodaje: - Ludzie mogą nie chcieć mieć dzieci, dlatego że lepiej się bawić całe życie. Ja też chciałem się całe życie bawić, a ożeniłem się, gdy miałem 26 lat... z pierwszą żoną. Kierowca. 4X4, wklejanie w podłoże i wyciągarka W dzieciństwie był właściwie jedynakiem. Takim wychuchanym. Choć miał dwóch braci. Ale między nim a najstarszym było 16 lat różnicy. Później poszedł w świat. Do liceum, do Zakopanego. Przez 13 lat jeździł do Poznania. Mieli mu tam zrobić protezy. Ale mu się odwidziało, bo - jak sam mówi - "wszystko to psu na budę się zda". Wolał się posługiwać nogami.Nogami m.in. maluje i prowadzi samochód. Nie taki zwykły, ale 4x4 lub jeszcze większy, żeby się zmieściła rodzina i obrazy. Otwiera drzwi stopą, wsiada. My też mamy jechać. Zanim jednak zdążymy wsiąść, Monika śmieje się i mówi, że pewnie się boimy. Zdarzało się, że zatrzymywano go za przekroczenie prędkości. Stare dzieje. Policjanci musieli mieć głupie miny, jak z samochodu wysiadał facet bez rąk. Stanisław mówi, że można by o nich napisać książkę. - Tak, dużo opowiadania. To były takie czasy, że się pędziło. Trzeba było robić te pieniądze. Teraz mam trochę luzu. Już sławny jestem - śmieje się. - Wolę jeździć po lesie, gdzieś w błocie się zakopać. Wyciągarka... - wzdycha z zachwytem - ... kontakt z naturą. Taka zabawa jest fajna. A nie prędkość - mówi. - Kiedyś jeździłem na nartach na krechę, jak wariat, z takiej ogromnej góry. Ale raz tak wydzwoniłem, że postanowiłem przemyśleć sprawę: albo moja kariera, albo sport, bo połamię się i co ja wtedy zrobię? Czym ja będę wtedy malował? A moja rodzina? Trzeba z czegoś zrezygnować, żeby kimś być - tłumaczy. Osoba niepełnosprawna może bez problemu zrobić prawo jazdy. Wszystko odbywa się tak samo: zaświadczenie od lekarza, kurs w szkole, która uczy niepełnosprawnych - teoria, praktyka na placu i w mieście. Tylko na egzaminie trzeba uprzedzić egzaminatora, że przyjdzie osoba niepełnosprawna. W przypadku Stanisława "wyskoczył jakiś błąd z papierami". Egzaminator nie wiedział, że kierowca nie ma rąk. Był w ciężkim szoku. Stanisław nie wyjechał na miasto, choć umiał jeździć bardzo dobrze. Tak się wyszkolił, że na egzaminie nie było problemu. - No i oczywiście przepisy na blachę wykute - dodaje. Albertina. Tam artyści trafiają po śmierci. On trafił za życia Wystawy obrazów go nie stresują. Bardziej stresują jego żonę i osoby, które je wieszają. Śmieje się: - Jak coś zepsują, to będą malować taki sam - tłumaczy. - Fajnie jest, jak przychodzą ludzie i się im podoba. Też jest fajnie, jak im się nie podoba. Tylko najgorzej jest, jak ktoś przyjdzie, popatrzy i pójdzie. Jak nie ma zdania. To jest przykre. To znaczy, że moja robota idzie na marne - mówi. W jego oku pojawia się błysk. Ma w zanadrzu coś, co nie każda galeria - jako swego rodzaju "ekstrawagum" - odważy się powiesić, bo "co ludzie powiedzą"... Chodzi o - jak sam je nazywa - "gołe baby". Akty. - To jest zupełnie inna jazda. Ale gołe baby są fajne. Mój ulubiony ksiądz z naszej parafii powiedział, że przecież każda kobieta jest stworzona przez Pana Boga i nie wiadomo, czemu tak się tym ludzie stresują - dodaje. Swoją twórczość pokazuje nie tylko w Polsce. Należy do Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami z siedzibą w Lichtensteinie. Współpracuje z Wydawnictwem Amun w Raciborzu. Jego największym sukcesem jest wystawa w wiedeńskim muzeum Albertina. Najwięksi mistrzowie trafiają tam pośmiertnie. On trafił za życia. I jeszcze zdobył III miejsce w konkursie zorganizowanym z okazji 50-lecia związku. Śmieje się, że musiał się ładnie ubrać. - A najgorzej by było - wspomina - jakbym się wyłożył na schodach, na tym czerwonym dywanie. Bo wszyscy by zobaczyli, że nie zdążyłem odkleić cen z podeszew - żartuje. Fan metalu. Nie dla niego ciepłe kapcie Najtrudniejsze pytania. Czy trudna sytuacja życiowa mobilizuje do działania? Bo przecież często jest tak, że ludzie, którzy mają wszystko - zdrowie, talent, rodzinę, pieniądze - nie osiągają w życiu nic, bo nie mają motywacji. - Trzeba w sobie znaleźć siłę, moc, lub trzeba być chorym psychicznie czy kosmitą, żeby działać. Może jestem kosmitą? Ja po prostu nie będę siedział na tyłku i nic nie robił ze swoim życiem, dlatego że ciepłe kapcie nie dla mnie. (...) Wróżono mi, że koło czterdziestki nie będę już mógł prowadzić samochodu, bo będę już stary wafel. Ale póki co jeszcze jakaś guma jest - mówi. Wróżono mu też, że jego żona będzie blondynką. - Pierwsze słyszę - dziwi się. - Żadna z moich żon nie była blondynką. Żadna z moich żon... Jak to zabrzmiało - dodaje ze śmiechem. A guma jest. Artysta siedzi w skórzanych spodniach i unosi wysoko stopę, by wyczarować na papierze kwiatka. Te skórzane spodnie to stąd, że słucha metalu. Jeździ na koncerty, w piątki bawi się ze znajomymi. Większości obrazów nie nazywa. Ale jeśli chodzi o surrealiztyczne wizje, inspiracje do tytułów czerpie z muzyki metalowej. - I to fajnie się sprawdza - mówi. Na jego płótnie piękny, kwitnący sad, to "South of Heaven" - jak tytuł albumu grupy Slayer. - Ktoś powie, że źle w głowie facet ma - żartuje. Co denerwuje ludzi niepełnosprawnych? Jakie zachowania ludzi sprawnych denerwują niepełnosprawnych? Słyszę zdecydowane: - Głupota! Jest przerażająca i denerwująca - dodaje. Niektóre zachowania ludzi, jak np. wybudowanie schodów, a niewybudowanie podjazdu czy windy, nazywa "czarnym żartem, jakimś Monthy Pythonem"... Kiedyś wybrał się na koncert w Krakowie. Bramkarze uparli się, że muszą przybić pieczątkę na ręce. - Człowiek niepełnosprawny jest sprawny, ale w inny sposób. Jest tylko bardziej wredny, bo to kalectwo mu przeszkadza w życiu - tłumaczy. - A jeśli ludzie chcą pomóc, to albo robią to za coś, albo z litości. I to drażni - dodaje. Próbuję bronić sprawnych. Może ich zachowania wynikają czasem z niewiedzy? Bo nikt nas nie uczy współżycia społecznego z osobami niepełnosprawnymi. Stąd wynikają nieporozumienia. Z obaw przed tym, czego się nie zna. Nigdy nie wiadomo, jak to w życiu się potoczy. - Znam wielu ludzi, którzy nie myśleli, że zostaną niepełnosprawnymi. Młodość. Ale wypadek, jedna głupia chwila sprawia, że życie jest później zupełnie inne. Jest się innym człowiekiem - opowiada. Gdyby nie pomoc innych, zwłaszcza niepełnosprawnych, to kalectwo w wielu przypadkach mogłoby skończyć się tragedią, samobójstwem - mówi Stanisław. Dawniej ludzi niepełnosprawnych chowano w ośrodkach pomocy społecznej. Żeby ich nie było widać. Ale byli zawsze. - Tracisz żonę czy narzeczoną, pół rodziny się odwraca, pieniędzy nie ma, nie ma nic. Dziennikarze byli na chwilę, a później już ich nie ma. Już ludzie zapominają. Tak to jest - mówi. * * * Dziś pracowity dzień. Późno w nocy wrócili z jednej wystawy. Rano rozmowa ze mną, później pakowanie obrazów i instalowanie kolejnej wystawy - w Krakowie. Dom żyje. Na dole żegna nas mała Julka - ta, która cały czas tańczy, i która użyczyła tacie czapki z uszami. A wieczorem... może jakaś impreza. Bo mamy piątek. - My dopiero niedawno wyszliśmy z cienia, choć ja sam zawsze byłem na wierzchu - mówi. - Musimy sobie zdawać sprawę, że niepełnosprawnych w Polsce jest naprawdę bardzo wielu - dodaje. Ewelina Karpińska-Morek ZOBACZ RÓWNIEŻ: Oficjalną stronę Stanisława Kmiecika Materiał Interwencji: Malują ustami i stopami Stronę Wydawnictwa AMUN - - - Reklama: