Sztuczny przyjaciel - bo wykreowany przez swojego pracodawcę, ubrany przez najlepszego stylistę i jeżdżący po mieście drogim kabrioletem - pokaże ci, jak żyć, by inni ci zazdrościli. Jedyny warunek - musisz dać się prowadzić na smyczy i nie masz prawa warknąć. Człowiek-logo Tradycyjny marketing znieczulił już wybrednego odbiorcę. Firmy decydują się więc na reklamę niekonwencjonalną i w perfidny sposób promują swoje produkty. Miejsce tradycyjnych reklam zajmuje dziś człowiek-logo z nieograniczoną powierzchnią reklamową do zagospodarowania - wciąż tańszą niż billboard w centrum miasta czy puszczenie milionów gumowych piłeczek stromą ulicą San Francisco. Kto może zostać trendsetterem? Młoda osoba, będąca singlem lub dinksem (skrót z ang. double income no kids) - czyli wolna, niezależna, nieustatkowana i często imprezująca. To jeden z niewielu zawodów, w których można zarobić na egoizmie, materializmie i próżności. Lanser magik i talia psychologicznych chwytów Cała sztuczka polega na tym, by trendsetter promował przede wszystkim siebie, a przez to stał się wzorem dla ludzi w swoim wieku (takie reklamy są najczęściej targetowane do równolatków). Lanser poluje na swoje ofiary nie tylko wśród znajomych. Bardzo popularne jest wyłapywanie naiwnych klientów na imprezach. Trendsetter potrafi przysiąść się do obcej osoby lub grupy nieznajomych i zabawiać ich gadką, by wkupić się w ich łaski. Jest wyluzowany i wesoły. Gdy zorientuje się, że zyskał akceptację i zaczyna budzić podziw, przystępuje do wykonania zadania. Wstęp: miła rozmowa i wymiana numerów telefonu. Później już z górki. Przyjacielskie porady, wspólne zakupy - wszystko w miłej fałszywej atmosferze. Trendsetter ma pełny portfel, a ofiara, dzięki swej naiwności i próżności, poczucie własnej wartości. Sprawiedliwa wymiana. Trendsetter i jego wirtualne macki Trendsetterzy regularnie odwiedzają również fora internetowe. Tam, pod stałymi nickami, robią ludziom papkę z mózgu. Im więcej postów noszących znamiona profesjonalizmu np. w dziedzinie urody, tym więcej zwolenników i potencjalnych ofiar. Osoby nieśmiałe, cierpiące na deficyt pewności siebie, chętnie przeglądają takie strony i sugerują się poradami. Wierzą, że dana woda mineralna pozwoli schudnąć pięć kilogramów w ciągu jednego tygodnia, a szampon z ekstraktami bawełny, lnu i jeszcze może kurzego pierza, sprawi, że będą mieć na głowie dwa razy więcej włosów. Macki wielkiego maga znającego się na modzie i urodzie dosięgają więc osobniki słabe i kruche, które za chwilę uwagi i cenną poradę są w stanie nieśmiało wysupłać ostatni grosz na drogie produkty. Guerilla-marketing czyli komercyjna partyzantka To nieprawda, że reklama na nas nie działa. Nowy produkt wchodzi na rynek, więc kampania musi być tak pomyślana, by budziła ciekawość: Media Markt, Heyah, Play. Początek tajemniczej akcji outdoorowej: nikt nie wie, co to jest, ale każdy o tym mówi. Reklama nie jest już krzykiem i zlepkiem finezyjnie skompilowanych z polskimi słowami określeń "hiper", "super", "extra". Jest szeptem. To dziś wystarczy w zupełności. Takie akcje wspiera dodatkowo amplifier (wzmacniacz) - gdy nowy produkt wchodzi na rynek, amplifier powtarza znajomym i znajomym znajomych i nieznajomym stojącym obok niego w tramwaju czy autobusie nazwę produktu. W ten sposób nazwa marki się upowszechnia i zakorzenia w podświadomości. Kiedy walka z trendsetterem ma sens? Gdy wierzymy w siebie. Warto. Można zaoszczędzić trochę pieniędzy.