Nie skutkują apele TOPR o niewychodzenie w wysokie góry w trudnych warunkach. Zdaniem Ireneusza Rasia, posła PO oraz przewodniczącego sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki (KFS) ostatnia, czarna seria wypadków w Tatrach jest efektem lekceważącej postawy osób, wybierających się na szlaki. - Bierze się to z brawury turystów. Z informacji, które posiadam, wynika, że to nie były przypadkowe osoby. To nie są letni turyści, którzy wychodzą bez przygotowania w lato w Tatry, ale wyrafinowane i przygotowane osoby - zaznacza Ireneusz Raś. - Spotkali się jednak na szlakach ze skrajnie trudnymi warunkami atmosferycznymi. To spowodowało taką ilość złych zdarzeń, nad którymi trzeba dzisiaj pogłębić refleksję - dodaje przewodniczący KFS. Propozycje zmian - Na spotkaniu KFS w przyszłym tygodniu otrzymamy informacje MSWiA, a także służb TOPR, które wyjaśnią, jak doszło do wypadków, jakie są główne ich przyczyny i jak możemy w przyszłości temu zaradzić - zapowiada Ireneusz Raś. Przewodniczący sejmowej komisji zwraca uwagę, że dotychczasowe apele służb górskich nie skutkują. - Wszystkie alerty nie są zbyt poważnie traktowane i dostrzegane przez turystów. Trzeba się zastanowić, jak w inny sposób sygnalizować im skrajnie niedobre i zagrażające życiu warunki na szlakach - mówi Ireneusz Raś. Jak dodaje, będzie to możliwe po zasięgnięciu przede wszystkim opinii TOPR. Dopiero w momencie konsultacji ze służbami górskimi, posłowie będą mogli wnioskować o dalsze zmiany formalne.W pierwszych publicznych dyskusjach po serii wypadków rozważane było m.in. zamknięcie Tatr w przypadku skrajnych warunków atmosferycznych. - W dzisiejszych rozmowach słychać, by w trudnych warunkach zamykać szlaki wysoko w Tatrach. Trzeba to rozważyć, ale nawet, jeśli odpowiednie służby, w tym TOPR, będą to stosować, to wiadomo, że podobny znak można zawsze ludzką nogą przekroczyć - zaznacza Ireneusz Raś. - Być może zamknięty szlak byłby wystarczającym, wyraźnym sygnałem, który spowoduje, że jeśli ktoś przekroczy zakaz, będzie również mieć świadomość, że państwo nie gwarantuje mu już bezpieczeństwa, ale sam będzie musiał za własną brawurę zapłacić - przyznaje przewodniczący KFS. - Jeśli ktoś chce polatać na paralotni, to lata na własne ryzyko. Podobnie powinno być z turystami w górach - podkreśla Ireneusz Raś. Zdaniem przewodniczącego KFS, najważniejsze jest wypracowanie dobrej komunikacji z turystami, by nie kusili losu. Samo TOPR negatywnie odnosi się do chęci zmian przepisów w prawie. Wskazuje również, że na razie nic nie wiadomo na temat zapowiadanego, styczniowego spotkania przedstawicieli KFS, MSWiA oraz górskich służb. Jak poinformował naczelnik TOPR Jan Krzysztof, ratownicy mają nadzieję, że żadne zmiany w przepisach nie zostaną wprowadzone. Wariant słowacki i partycypacja w kosztach ratownictwa Jan Krzysztof zwraca również uwagę, że przywoływany często przykład Słowacji i tzw. wariantu słowackiego, gdzie zimą Tatry są zamykane, a lekkomyślni turyści płacą za akcje ratownicze, wymaga uściślenia. - W najlepszym roku z tytułu odpłatności za akcje, czy to z własnej kieszeni uczestników, czy też z ich polis, wpływ stanowił niecałe 8% budżetu Górskiego Pogotowia Ratunkowe na Słowacji (HZS). To mniej niż TOPR otrzymuje z 15% odpisu z biletów wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego - podkreśla Jan Krzysztof. - Jednym słowem, nie jest prawdą, że turyści nie partycypują w kosztach ratownictwa w Tatrach. W ubiegłym roku z tego tytułu otrzymaliśmy od TPN ponad 1 mln złotych. Nigdzie też nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś uzależniał konieczność odpłatności od zachowania, czy doświadczenia turysty - dodaje naczelnik TOPR. Warunki na szlakach - Wbrew pozorom, warunki do uprawiania turystyki i taternictwa są bardzo dobre, ale wymagające. Nie występuje zagrożenie lawinowe, ale każdy, nawet najmniejszy błąd, może skończyć się tragicznie. Wymagana jest bardzo realistyczna ocena własnych umiejętności i dopasowanie do tego planów - informuje Jan Krzysztof. Sprzęt to nie wszystko Naczelnik TOPR wskazuje też, że samo posiadanie sprzętu w postaci raków i czekana, przy braku dobrego opanowania technik użycia tego sprzętu i częstego treningu, może skończyć się tragicznie. - W razie potknięcia, czy też poślizgu mamy w zasadzie ułamek sekundy na próbę hamowania czekanem. Jeżeli ktoś nie opanował tej techniki do perfekcji, może zakończyć się to dla niego tragicznie - podkreśla. - Błyskawicznie spadający człowiek nabiera tak dużej prędkości, że nie ma już szans na zatrzymanie - ostrzega naczelnik TOPR. Służby górskie cały czas apelują, aby turyści, którzy nie posiadają wystarczających umiejętności i doświadczenia, nie przekraczali granic swoich kompetencji i ograniczyli wyjścia do terenów, w których są w stanie zadbać o własne bezpieczeństwo. - Twardy, zlodowaciały śnieg i lód, podobnie, jak obfite opady śniegu, zagrożenie lawinowe i inne zjawiska, pojawiające się zimową porą w Tatrach, są naturalnym elementem przyrody. Bezpieczeństwo zawsze leży po stronie człowieka i jego decyzji - zaznacza Jan Krzysztof. Edukacja turystów - Jestem zdecydowanym zwolennikiem kontynuowania dobrze rozwijającej się edukacji turystów, którzy sami za własne pieniądze chcą podnosić kwalifikacje - podkreśla Jan Krzysztof. Naczelnik TOPR dodaje, że w ostatnich latach poprawiło się wyposażenie turystów w sprzęt i ekwipunek. W ocenie MSWiA do zmniejszenia liczby wypadków w Tatrach może przyczynić się podnoszenie w społeczeństwie świadomości zagrożeń, jakie niosą ze sobą góry i edukacja w zakresie zasad bezpiecznego przebywania w górach. - Z danych statystycznych przekazywanych przez GOPR i TOPR wynika, że liczba działań ratowniczych w ostatnich latach wzrasta - komentuje rzecznik prasowy MSWiA. Sam naczelnik TOPR wskazuje jednak, że w porównaniu z ubiegłymi latami, ostatni rok to rekordowo mała ilość wypadków ze skutkiem śmiertelnym. W latach 2010-2011 w Tatrach ginęły rocznie 22 osoby. W 2013 roku było to 18 osób, a w 2015 roku 13 turystów. - Nie jest prawdą, że w ostatnich latach ma miejsce zdecydowanie więcej wypadków śmiertelnych i turyści są mniej odpowiedzialni, czy doświadczeni. Tak, jak w latach poprzednich, doświadczenie turystów jest bardzo różne - mówi Jan Krzysztof. Naczelnik TOPR podkreśla, że ostatnie wypadki to z pewnością efekt nałożenia się szczytu sezonu zimowego, bardzo dobrej słonecznej pogody i wymagających, zimowych warunków w wysokich partiach Tatr. Czarna seria w Tatrach - W ostatnich kilkunastu dniach rzeczywiście doszło w Tatrach, zarówno po stronie polskiej, jak i słowackiej, do szeregu wypadków z tragicznym skutkiem - przyznaje Jan Krzysztof. - Od 25 grudnia 2015 roku do 3 stycznia 2016 roku zginęło w Tatrach Polskich 6 turystów, a po stronie Tatr Słowackich 7 - mówi naczelnik TOPR. Późnym wieczorem 29 grudnia ratownicy TOPR odnaleźli ciało turystki, która spadła Żlebem Kulczyńskiego w rejonie Orlej Perci. W akcji ratunkowej wzięło udział blisko dwudziestu ratowników górskich. Niestety, kobieta doznała podczas upadku śmiertelnych obrażeń. 30 grudnia z dużej wysokości z Koziego Wierchu w stronę Doliny Pięciu Stawów spadła turystka. Przetransportowano ją śmigłowcem do zakopiańskiego szpitala, jednak lekarzom nie udało się jej uratować. Z relacji osób, które wędrowały z kobietą, wynika, że była w ciąży. Kilka godzin później ratownicy TOPR musieli interweniować w trzech innych przypadkach. Najpierw śmigłowcem polecieli po turystę, który poślizgnął się pod Grzesiem i uszkodził staw skokowy. Następny wypadek wydarzył się znów na Kozim Wierchu, gdzie poślizgnął się kolejny turysta. Równocześnie TOPR-owcy wyruszyli do Doliny Kościeliskiej, gdzie poślizgnęła się inna turystka i po uderzeniu głową, straciła przytomność. Tego samego dnia po słowackiej stronie śmierć poniosło czterech turystów. W Tatrach Zachodnich zginął turysta z Czech, a w okolicach Pośredniej Grani dwóch innych taterników. Czwarty wspinacz zginął w Dolinie Rówienki. W nocnej akcji, 30 grudnia, polscy TOPR-owcy i słowaccy ratownicy pomogli trzem turystom, którzy zawiśli na skale w rejonie Kazalnicy. Spadli ze szlaku na Przełęcz pod Chłopkiem w rejonie Morskiego Oka. Pomimo reanimacji i przetransportowania do zakopiańskiego szpitala, 40-letniego, najbardziej poszkodowanego turysty ze Śląska, nie udało się uratować. W sylwestrową noc ratownicy TOPR również kilkakrotnie interweniowali w Tatrach. Przewieźli m.in. do szpitala dwie osoby, które nie mając raków, próbowały zejść z Przełęczy Liliowe. Inny turysta zjechał z Przełęczy Krzyżne. Tuż po nowym roku, TOPR-owcy znów ruszyli w góry. 2 stycznia, w kolejnej akcji ratunkowej, sprowadzali do Doliny Chochołowskiej dwie osoby, które zgubiły się w górach. Wcześniej ruszyli na pomoc turyście, który poślizgnął się i zjechał poniżej Buli pod Rysami. Mimo reanimacji, mężczyzny nie udało się go uratować. Do groźnych wypadków doszło również na Kasprowym Wierchu i Jarząbczym Wierchu. Tego dnia na Rysach zginął także słowacki turysta. Ciało innego, młodego, słowackiego skialpinisty znaleziono w nocy w Tatrach Zachodnich. 3 stycznia ratownicy TOPR polecieli śmigłowcem po kobietę, która poślizgnęła się w rejonie Przełęczy Krzyżne. Niestety nie udało się jej uratować. Po słowackiej stronie granicy zginął z kolei wspinacz, który poślizgnął się i spadł blisko 200 metrów do Doliny Młynickiej. Apel TOPR Na stronie TOPR 4 stycznia pojawił się nowy komunikat. Służby górskie informują, że na najbliższy tydzień przewidywane są opady śniegu, które mogą spowodować wzrost zagrożenia lawinowego. Przed planowaniem wyjść w Tatry należy zapoznać się z warunkami, jakie panują na szlakach i ogłoszonym stopniem zagrożenia. TOPR apeluje do wszystkich turystów o daleko posuniętą ostrożność. Justyna Mastalerz