Dziś data 20 października 1894 roku nie jest bardzo znana, a jednak w dziejach Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz w sprawie emancypacji kobiet znaczy bardzo wiele. Wtedy to bramy uczelni zostały uchylone dla pierwszych pań. Zgłosiło się wiele kandydatek, głównie ze średniozamożnych środowisk. Większość z nich marzyła o medycynie, w ostateczności o farmacji. Mimo że były to pionierki na Uniwersytecie Jagiellońskim, nie możemy powiedzieć, że były to pionierki wśród Polek. Panie kształciły się już z powodzeniem na uniwersytetach w innych krajach, co nie oznacza, że obywało się bez przeszkód i złośliwości. Polskie studentki chętnie przyjmowano w Szwajcarii, Belgii. W Anglii natomiast panowały bardziej konserwatywne poglądy względem kobiet, jeszcze w połowie minionego stulecia w mury Oxfordu przyjmowano kobiety wyłącznie, jako obserwatorki. Znana też jest anegdota, że jeden z profesorów widząc w audytorium dziewczyny, oświadczał: "Odwołuję dzisiejszy wykład, ponieważ nikt nie przyszedł". Architektka wejścia kobiet na uczelnie Pierwsze symboliczne kroki w stronę Uniwersytetu Jagiellońskiego postawiła kobieta, która ostatecznie sama, w charakterze studentki do niego nie wkroczyła. Była to Kazimiera Bujwidowa, żona Odona Bujwida. Znalazła w zbiorze ustaw uniwersyteckich przepis o prawie hospitacji, czyli uczęszczaniu na zajęcia, ale bez możliwości uzyskania dyplomu. Tym samym wywołała falę zgłaszających się na uczelnie kobiet. Odpowiedź uniwersytetu była w większości negatywna, ale udało się trzem studentkom - Stanisławie Dowgiałłównie, Janinie Kosmowskiej i Jadwidze Sikorskiej. Tym kobietom udało się przetrzeć szlaki, dla kolejnych. Nie bez znaczenia był fakt, że złożyły już egzaminy farmaceutyczne w Rosji. Dzięki nim oraz Kazimierze Bujwidowej już za trzy lata, na mocy austriackiego rozporządzenia Ministra Oświaty, na Uniwersytet wkroczyły pierwsze kobiety ze statusem studenta zwyczajnego. Mimo tego, że Kazimiera Bujwidowa miała 28 lat w momencie kiedy znalazła przepis, który okazał się tajnym wejściem na uczelnie, sama nie została studentką. Koleje jej losu już wcześniej nie chciały jej w tym pomóc. Nie wyjechała na studia do Genewy z powodu sprzeciwu ciotki, która ją wychowywała, mimo że jej ojciec chciał sfinansować kształcenie za granicą. Uczęszczała na zajęcia Uniwersytetu Latającego, był członkinią zarządu Ludowego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, była architektką wejścia kobiet na uczelnie, ale sama nigdy nie zdobyła wyższego wykształcenia. A wykształcenie było jej marzeniem. Co z tego wynikło? Nie wszyscy witali panie z otwartymi ramionami. Przykładem może być Ludwig Rydygier, wybitny chirurg mający ogromne sukcesy na koncie, był przeciwnikiem równouprawnienia kobiet. W roku 1897 zagłosował przeciwko przyjmowaniu kobiet na Wydział Lekarski. Na własny koszt zamieszczał w prasie ogłoszenia: "Precz z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza!". Jak widać nie powiodło mu się. Kobiety na uniwersytetach zostały, mało tego, mają się tam dobrze. Oczywiście nie był to jedyny postulat emancypantek, ale na pewno jeden z najbardziej znaczących. Kobieta dzięki możliwości wykształcenia zrównywała się z mężczyzną na polu naukowym. Zburzony został w ten sposób ład, w którym kobieta miała swoje miejsce tylko w domu, a mężczyzna był stworzony do rzeczy wielkich. Bardzo szybko panie udowodniły, że mogą być świetnymi lekarzami, botanikami itp., a dzisiaj nie wydaje się to być nawet dyskusyjne. Tomasz KorczyńskiBibliografia: Anna Kiesell, "Kazimiera Bujwidowa. Człowiekiem się czuje, więc ludzkich praw żądam!", [w:] "Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek", pod red. Ewy Furgał, tom 1, Kraków 2013.