Tim Chase jest amerykańskim muzykiem, członkiem krakowskiej społeczności "ex-patów", albo - jak sami wolą się nazywać - "nowych krakowian". Bycie krakowianinem nie zwalnia go jednak od bycia Amerykaninem, więc - jak każdy porządny obywatel USA - co roku obchodzi wypadające właśnie dzisiaj Święto Dziękczynienia. INTERIA: Jak będziesz obchodził Dzień Dziękczynienia? Chase: Wybieram się właśnie z przyjaciółmi - też Amerykanami - na poszukiwanie indyka. O 10 wieczorem przez internetową kamerę skontaktuję się z rodzicami, więc w jakimś sensie spędzimy to Dziękczynienie razem. INTERIA: Jesteś w Polsce już kilka lat. Jak tutaj spędzasz to święto? Chase: Moje pierwsze święto Dziękczynienia w Polsce spędziłem w ten sposób, że pojechałem do supermarketu, gdzie kupiłem wędlinę z indyka i bułki. Na przystanku autobusowym zrobiłem sobie po prostu kanapki z indykiem. INTERIA: Potem było już lepiej? Chase: Tak, w zeszłym roku zaprosiłem do siebie znajomych. Tym razem udało mi się znaleźć i upiec indyka. Trochę mi to zajęło, bo w Krakowie strasznie trudno kupić całego, wielkiego indyka, a on musi być cały. INTERIA: Udało się? Chase: Tak. Wykonałem w tym celu chyba z 17 rozmów telefonicznych, jechałem 4 tramwajami, 2 autobusami, byłem w 4 supermarketach, aż w końcu znaleźliśmy indyka w małym sklepiku na Starym Kleparzu. Kupiliśmy indyka i wrzuciliśmy go do wanny. INTERIA: Do wanny? Chase: to był jedyny sposób, żeby go rozmrozić. To był zresztą polski akcent - u was przed świętami też wanna jest w użyciu - tyle, że pływa w niej karp. Indyk - zresztą - był pyszny. To może jedno z najpaskudniejszych stworzeń, jakie wyszły spod ręki Boga, ale za to najsmaczniejsze.