Łukasz Winczura: Panie Marszałku, o co poszło w sporze pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Ludwikiem Dornem i Radosławem Sikorskim? Maciej Płażyński: Sam chciałbym wiedzieć. Jeśli chodzi o Radosława Sikorskiego, to jego dymisja jest dużą niespodzianką. Trudno będąc na zewnątrz oceniać, jak układała się współpraca pomiędzy byłym ministrem obrony a Antonim Macierewiczem, bo niewątpliwie trochę o to poszło i też nie wiem, jakie były zastrzeżenia, tudzież gdzie były różne koncepcje pomiędzy prezydentem, premierem, a ministrem obrony. Niestety, dyskusji publicznej nie było, ona gdzieś została schowana i dlatego trudno powiedzieć, kto ma rację. Poza tym jest to resort mundurowy, siłowy i nie nam oceniać, czy polskie wojsko w Afganistanie ma dobrą ochronę wywiadowczą, czy nie. Zakładam, że ma dobrą. Jedno jest pewne. W takich resortach, a w każdym razie w ministerstwie, które odpowiada za bezpieczeństwo żołnierzy wysyłanych na wojnę, musi być porządek. Nie może być sporów, kto ponosi odpowiedzialność, jasno muszą zostać podzielone kompetencje. Jeśli Sikorski tego komfortu decyzyjnego nie miał, to słusznie zapytał premiera. Premier wybrał Szczygłę i Macierewicza i będzie za tę decyzję ponosił odpowiedzialność. Dobrze wybrał czy źle? Nie wiem. Musiałbym wiedzieć, kto forował takie koncepcje. Na pewno dobrze, kiedy zaprowadzi to porządek, bo porządek w armii musi być, szczególnie gdy ta armia jedzie na bardzo trudną misję, bo ta misja afganistańska jest wyjątkowo ciężka i może być prowadzona w wojennych warunkach. A dymisja "trzeciego bliźniaka", jak określano Ludwika Dorna, nie jest jeszcze większym zaskoczeniem, by nie powiedzieć hitem? Jest hitem bez wątpienia. Nigdy nie obstawiałbym, że dymisja może dosięgnąć Ludwika Dorna, tym bardziej, że jeszcze kilka dni temu premier mówił, że zmiany w rządzie będą kosmetyczne. Szef rządu mówił o wymianie dwóch, może trzech ministrów. Padało nazwisko ministrów Woźniaka, Polaczka... Na celowniku była też Anna Kalata. Tak, rzeczywiście to jest słaby minister, ale o obsadzie tego resortu decyduje koalicjant. Na pewno Jarosław Kaczyński ma bezpośredni wpływ na obsadę swoich ministerstw. Ale Dorn to absolutne zaskoczenie, bo był dobrym ministrem. Oceniam go oczywiście z zewnątrz. O co chodziło w konflikcie? Źle, że nie wiemy, bo konflikt nie był konfliktem personalnym, ale starciem pewnych racji, o których mówił Dorn. Chodziło o koncepcję rozstrzygnięć, za które konstytucyjną odpowiedzialność ponosi minister spraw wewnętrznych. Resorty siłowe w proszku, a to oczko w głowie braci Kaczyńskich. Mamy do czynienia z poważnym kryzysem władzy? Nie zgodziłbym się, że w proszku. Są nowi ministrowie, pracują. Zobaczymy za czas jakiś, czy te zmiany okażą się dobre, czy też zdezorganizowały pracę w resortach. Na przykład minister Kaczmarek jest świetnie przygotowany choćby do walki z korupcją, z przestępczością... Przynajmniej na pewno nie będzie zgrzytów między Ministerstwem Sprawiedliwości a Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Tak jest, a współpraca też jest bardzo ważna. Nie wiem natomiast, jak Kaczmarek poradzi sobie z pozostałymi kompetencjami i zadaniami, które ma. A ponieważ Janusza Kaczmarka znam bardzo dobrze, to i życzę mu jak najlepiej.