Z jednaj strony śmierć stała się tematem tabu i można przeżyć życie bez głębszych przemyśleń nad nią, a z drugiej kwitnie cywilizacja śmierci wymierzona w bezbronnych, słabych, chorych, starych, tych, którzy swoim istnieniem zakłócają błogie niemyślenie o śmierci. Oto fragmenty rozmowy o. Joachima Badeniego (1912 - 2010) z Aliną Petrową-Wasilewicz, jaka ukazała się w 2007 roku w książce "Śmierć? Każdemu polecam!", wydanej przez Dom Wydawniczy "Rafael", poświęconej refleksji nad śmiercią. Alina Petrowa-Wasilewicz: Umiera człowiek i co dalej? O. Joachim Badeni: - Dla ateistów śmierć jest końcem wszystkiego. Ale człowiek wierzący wie, że śmierć jest początkiem prawdziwego życia. Tego życia można w pewnym stopniu skosztować już tu, na ziemi. O tym mówimy w czasie udzielania sakramentów, gdy sprawujemy Eucharystię. Jest ona przedsmakiem życia wiecznego. (...) Zupełnie Ojca nie obchodzi to, co było? - Trochę mnie obchodzi. Ja się tylko po prostu na tym nie opieram. To, co było do przeniesienia w przyszłość, należy zachować w pamięci. Ale sam fakt, że coś było, dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Chyba, że jest jakąś nośną informacją. Reszta to sentymentalne wspomnienia. Jeśli sobie na nie człowiek pozwoli, to już po nim, błyskawicznie się starzeje. - Gdybym miał siedzieć dzisiaj i zamiast medytacji myśleć o przeszłości Buska i Radziechowa, gdzie miałem być dziedzicem, to koniec ze mną. W pół roku byłbym na wózku inwalidzkim, oby z napędem elektrycznym. Dlatego kult przeszłości nie ma sensu. - Mówi się, że historia jest nauczycielką życia. To prawda. Nie można negować historii, ale nie można uczuciowo i sentymentalnie wspominać przeszłości. (...) W literaturze polskiej mamy genialne utwory, choćby "Treny" Kochanowskiego, pisane po śmierci jego córeczki: "Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim moja droga Orszulo tym zniknięciem swoim". Ten smutek jest naturalny czy pogański? - Smutek z powodu śmierci jest naturalny, ale nie powinno być rozpaczy. Rozpacz jest przeciwko wierze i nadziei, natomiast smutek jest czymś normalnym. Może Kochanowski pisał "Treny", żeby ten smutek złagodzić? Czy twórczość może łagodzić ból po stracie? - Literatura na pewno, każda, ale szczególnie ta wielka, na przykład twórczość Norwida, którego szczególnie cenię, Mickiewicza, Krasińskiego. Norwid był bardzo głęboko wierzący. Był mistykiem. W Ameryce przechodził bardzo bolesne oczyszczenia właściwe wielkim mistykom. Z tym wszystkim chodził do delegata Stolicy Apostolskiej, włoskiego biskupa, i nie wiem, czy dobrze trafił. Pisma Norwida mogą łagodzić ból. Piękno daje ukojenie. (...) W kulturze staropolskiej bestsellerami były książki mówiące o "ars moriendi" - "sztuce umierania". Opisywały one ideał dobrej śmierci. Na rycinach widzimy konającego w łóżku, z gromnicą w ręku. Jest otoczony rodziną, tuż obok ksiądz, który wyspowiadał konającego. Często artysta przedstawiał czmychające diabły i czuwające u wezgłowia anioły. Z tekstu nasi pobożni przodkowie dowiadywali się, że przed śmiercią został spisany testament, że umierający prosił o przebaczenie, dziękował rodzinie, przyjaciołom i służbie. - Autorzy "ars moriendi" mieli rację. W tym wypadku - gdy się umiera - wskazane jest spojrzenie wstecz, wzbudzenie w sobie żalu za grzechy. Powinniśmy pamiętać, że doskonały żal gładzi wszystkie grzechy. Za dobro w swym życiu trzeba dziękować, za zło przeprosić i wierzyć w miłosierdzie Boga. - Osobiście wolałbym, żeby przy mojej śmierci nie było rodziny, bo bym się denerwował, że oni się denerwują. Wolę umrzeć samotnie albo w otoczeniu współbraci. W klasztorach śpiewa się przy umierającym "Salve Regina", więc chyba zachowaliśmy coś z tej staropolskiej mądrości umierania. - Podobno dobrze jest trzymać konającego za rękę, tak jak arcybiskup Dziwisz trzymał umierającego Jana Pawła II. - Mieliśmy współbrata, który kilka razy zapowiadał swoją śmierć. Już, już się wyszykował na tamten świat, ale wciąż nie umierał. Fałszywy alarm. W końcu machnął ręką na te zapowiedzi i odszedł z tego świata bardzo spokojnie. Był też taki współbrat, który zapowiedział, że zaraz umrze, więc idzie się najpierw umyć. I rzeczywiście - umył się, położył do łóżka i chwilę później już nie żył. W Polsce wokół umierania robi się niepotrzebną sensację. A to takie naturalne. Nie skok, a łagodne przejście. (...) Co robić, żeby myśleć o śmierci tyle, ile potrzeba? - Pamiętać, że kult śmierci to jest kult diabła. Ojcem śmierci jest szatan - kto się zajmuje za dużo śmiercią, idzie po jego linii. Ten zaś, kto mówi o życiu przyszłym, idzie po linii Chrystusa. - O ile kiedyś kaznodzieje przesadzali z ciągłym straszeniem śmiercią, dziś popada się w drugą skrajność - w ogóle się o niej nie wspomina. Ukrywa się istnienie szatana i piekła. Odsuwa się wizję śmierci, fakt śmiertelności. Jeśli już, śmierć przedstawiana jest jako jedyna rzeczywistość, kres. Małym dzieciom nie mówi się o śmierci, nie zabiera się ich na pogrzeby. Ja uważam, że o tym powinni decydować rodzice. To oni winni powiedzieć dziecku, że zmarła babcia, i porozmawiać z nim na ten temat. (...) Jak dobrze przygotować się do śmierci? - Wierzyć w Boga i czynić dobrze. Starać się być dobrym dla ludzi - najbliższych i tych, których się spotyka - w zależności od swoich możliwości i stanu. - Dobrze przeżyć życie i szukać obecności Boga już tu, na ziemi. Samo czytanie pobożnych książek nie wystarczy. Tu chodzi o odkrycie obecności. Trzeba powtarzać: "Bądź przy mnie, bo chcę się dobrze do śmierci przygotować. Ponieważ jesteś Drogą, Prawdą i Życiem, bądź przy mnie jako początek mojej drogi do Ciebie". Śmierć jest przejściem. Szkoda, że księża nie głoszą kazań o życiu wiecznym. Kaznodzieje wrzeszczą albo straszą ludzi. (...) Czy to prawda, że śmierć jest zwieńczeniem życia? Ostatnim podpisem pod dziełem? - Tak, nieraz to ostatnie słowo. Teresa z Lisieux powiedziała Panu Bogu, że Go kocha. Dla chrześcijanina śmierć powinna być przejściem do pełni życia. To wiemy z całą pewnością. Śmierci nie ma, gdyż została zwyciężona przez Pana Jezusa. W pieśni wielkanocnej śpiewamy: "Zwycięzca śmierci, piekła i szatana". (...)