Ustalenie sposobu, w jaki naczelne dowództwo Armii Czerwonej przekazało I Frontowi Białoruskiemu rozkaz przerwania operacji "wyzwolenia Warszawy", jest rzeczą niezwykle istotną, ale nie najważniejszą. O istnieniu podobnego rozkazu świadczy zarówno mnóstwo świadectw pośrednich, jak i liczne oświadczenia strony sowieckiej w tej sprawie. W Moskwie stanowczo podkreślano, że Armia Czerwona nie pomoże warszawskim "awanturnikom" bez względu na okoliczności. Jak wyglądał ten najważniejszy dokument - rozkaz Stalina dla Armii Czerwonej: "zatrzymać się" u bram Warszawy, na razie nie wiemy. Wszystkie moje starania, by uzyskać dostęp do odpowiednich źródeł w Moskwie, nie przyniosły żadnego rezultatu. Jednak dotarcie do podobnego dokumentu niewiele może zmienić w dotychczasowych ustaleniach na temat istoty sowieckiego potraktowania Powstania Warszawskiego. Dokładna treść tego dokumentu ma w tym wypadku znaczenie drugorzędne. Niezwykle ważne natomiast jest ustalenie samego faktu jego istnienia i nakreślenie jego znaczenia. Jednym z najbardziej wymownych pośrednich świadectw istnienia rozkazu naczelnego dowództwa Armii Czerwonej w sprawie nieudzielenia pomocy powstańcom warszawskim, które udało się znaleźć w archiwach rosyjskich, są dokumenty 16. Armii Lotniczej, wspierającej I Front Białoruski na przedpolach Warszawy. Ze sprawozdań bojowych tej armii z sierpnia i września 1944 roku wynika, że do 10 września jej samoloty pojawiały się nad Warszawą jedynie w celu przeprowadzenia zwiadów lotniczych (fotografowania sytuacji w mieście). Dowództwo armii zabroniło swym lotnikom pojawiać się nad polską stolicą i pilnowało, aby zakaz wspierania bojowego walczących w mieście Polaków był przestrzegany. Rejon Warszawy ogłoszono strefą zakazaną dla lotów sowieckiego lotnictwa. Egzekwowanie tego zakazu było niełatwe. Codziennie dziesiątki samolotów sowieckich, zarówno bombowców, jak i myśliwców, małymi grupami kierowano do tak zwanego wolnego polowania. Samoloty miały, latając nad terytorium wroga, same wyszukiwać cele (pojedyncze czołgi, baterie artyleryjskie, pociągi) i niszczyć je. Nad Warszawą na specjalny rozkaz dowództwa armii latali jedynie najbardziej politycznie zaufani piloci w celu rozpoznania sytuacji w walczącym mieście. Miało to poważne negatywne skutki dla Armii Czerwonej. Ponieważ Warszawa była najważniejszym węzłem kolejowym i drogowym w tym regionie, wyłączenie jej z działań lotnictwa wyraźnie zmniejszyło możliwości ofensywne Armii Czerwonej na środkowym odcinku frontu sowiecko-niemieckiego. Rozkaz "zatrzymać się" być może nie miał formy pisemnej. Stalin mógł go wydać ustnie. Tym bardziej że po doświadczeniach katyńskich sowiecki przywódca był już o wiele ostrożniejszy w podejmowaniu decyzji w sprawach polskich. Przypisywany Stalinowi rozkaz o zatrzymaniu się z 5 sierpnia był, jak twierdzą niektórzy badacze, dziełem propagandy hitlerowskiej. Dokumentów, w których kierownictwo ZSRS otwarcie mówi o swojej decyzji, by nie udzielać powstaniu żadnej pomocy, jest sporo. Są to przede wszystkim listy Stalina do przywódców Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych na temat powstania. Powstanie Warszawskie Stalin nazywa "nierozważną straszliwą awanturą, która powoduje ogromne ofiary wśród ludności". "W zaistniałej sytuacji - informuje Stalin - dowództwo sowieckie zdecydowało się odciąć od awantury warszawskiej". Bardzo prawdopodobne, że rozkaz ten nie miał formy dyrektywy naczelnego dowództwa. W zbiorze dyrektyw Stalina, które są przechowywane w Archiwum Prezydenta Federacji Rosyjskiej, takiego dokumentu nie ma, choć możliwe, że ze względów politycznych został on z tego zbioru usunięty. Wydając rozkaz (pisemny czy ustny), by pozostawić powstańców Warszawy walczących samotnie z ciągle jeszcze potężnym Wehrmachtem, Stalin pogorszył sytuację strategiczną własnej armii, dał bowiem III Rzeszy czas na częściową odbudowę linii obronnych na najważniejszym odcinku frontu wschodniego i nową mobilizację sił. W rezultacie przedłużyło to wojnę i niewątpliwie zwiększyło liczbę ofiar wśród jego własnych żołnierzy. Trzeba jednak pamiętać, że życie własnych żołnierzy zawsze było najmniej ważnym argumentem w wojennej strategii Stalina. Taktyka "zasypania przeciwnika ciałami własnych żołnierzy" była metodą prowadzenia wojny przez Związek Sowiecki. Straty Armii Czerwonej na polach bitewnych drugiej wojny światowej wielokrotnie przewyższały straty armii niemieckiej. Mistrzem w odnoszeniu zwycięstw bez względu na własne straty był marszałek Żukow, którego zwykli żołnierze nazywali "generał-śmierć". Jego przybycie na jakiś odcinek frontu dla szeregowych żołnierzy oznaczało, że wkrótce będzie natarcie, okupione szczodrze ich krwią. Pod Warszawą jednak marszałek Żukow, jako zastępca głównodowodzącego Armii Czerwonej, koordynował działania I Frontu Ukraińskiego oraz I i II Frontu Białoruskiego. Rozkazu "zasypać ciałami własnych żołnierzy przedpola polskiej stolicy" nie otrzymał. Postępowanie sowieckie wobec Warszawy w sensie strategicznym tylko pozornie wygląda dziwnie. Odmowa pomocy dla powstańców pokazywała, jak dużo może Stalin poświęcić w imię doraźnych celów politycznych. Prymat względów politycznych nad wojskowymi latem 1944 roku i narażenie Armii Czerwonej na dodatkowe straty w rzeczywistości stanowił integralną część sowieckiej strategii wojennej. Miała ona swą własną logikę, logikę totalitarnego reżimu sowieckiego. W sowieckim stosunku do Powstania Warszawskiego można wyodrębnić osobisty wątek Stalina, który po straszliwych klęskach Armii Czerwonej w latach 1941-1942, po olbrzymich stratach wśród ludności cywilnej niewątpliwie czuł satysfakcję, że podobne ofiary ponoszą teraz inni. Dał wyraz tym uczuciom w rozmowie z działaczami PKWN w Moskwie 6 sierpnia 1944 roku, kiedy poruszając temat Powstania Warszawskiego, powiedział, że straty wśród ludności Warszawy nie są niczym nadzwyczajnym na tle ogromnych strat w zniszczonych miastach sowieckich: Leningradzie, Stalingradzie i innych. Według Stalina, Polacy nareszcie poczuli, co to znaczy prawdziwa wojna. W archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej zachował się także inny unikatowy dokument, który niewątpliwie sporo wyjaśnia w kwestii planów strategicznych Moskwy dotyczących Warszawy. Jest to zapis rozmowy telefonicznej dowódcy 8. Armii Gwardii generała-pułkownika Wasilija Czujkowa z oficerem sztabu generalnego pułkownikiem Popowem. Czujkow, który dowodził wojskami na przyczółku magnuszewskim, składał sprawozdanie z walk w pierwszej dekadzie sierpnia i prosił sztab generalny o dalsze rozkazy. Czujkow wiedział, że za kilka godzin (a może minut) zapis tej rozmowy znajdzie się na biurku Stalina, dlatego cały czas powtarzał: "proszę powiadomić Rumiancewa" (tajny pseudonim naczelnego dowódcy Armii Czerwonej). Mimo silnego oporu Niemców Czujkow wyrażał pewność, że jego armia jest w stanie przełamać obronę przeciwnika i wykonać wcześniej zaplanowany marsz na Warszawę. Na przyczółku już znajdowały się główne siły jego armii i mnóstwo oddziałów pomocniczych. Czujkow pytał: "Proszę mnie ostatecznie zorientować, jak ułożyć moje zgrupowanie wojskowe na odcinku Warszawa - Radom, czy ruszyć na połączenie z braćmi Polakami?". Określenie użyte przez Czujkowa nie jest bynajmniej dowodem jego sympatii do powstańców. Nikt przy zdrowych zmysłach (tym bardziej na tak wysokim stanowisku dowódczym) nie mógł nazwać żołnierzy Armii Krajowej "braćmi Polakami". Antyakowska propaganda w Armii Czerwonej była bardzo aktywna. Dla Czujkowa, tak jak dla wielu innych, byli to "biało-Polacy, bandyci, często nawet współpracujący z Niemcami". Jednakże nie mniej aktywna propaganda Polski lubelskiej, nie mając jeszcze dokładnych wytycznych z Moskwy, początkowo próbowała przedstawić powstanie jako zryw narodowy, w którym komuniści odgrywają ważną rolę. Właśnie pod wpływem tej drugiej propagandy jeszcze niezorientowany Czujkow nazwał walczących warszawiaków "braćmi Polakami". Wpływ na podobną postawę Czujkowa na pewno miały jego kontakty z generałem Berlingiem, którego armia w tym momencie znajdowała się na przyczółku magnuszewskim. Ta swoista naiwność dowódcy 8. Armii Gwardii niewątpliwe świadczy o rzeczywistych planach strategicznych Armii Czerwonej na początku sierpnia. Ciekawe są w tym kontekście wspomnienia generała Siergieja Sztemienki, w czasie wojny kierownika wydziału operacyjnego sztabu generalnego. Pisze on w nich, że na początku września 1944 roku był świadkiem rozmowy marszałka Żukowa i Stalina na temat Powstania Warszawskiego. Stalin rozkazał Żukowowi wyjechać na I Front Białoruski. Według relacji Sztemienki Stalin powiedział: Jesteście tam moim człowiekiem. Proszę zorientować się w kwestii Warszawy na miejscu i zastosować takie środki, jakie uznacie za stosowne. Może istnieje tam możliwość przeprowadzenia ograniczonej operacji forsowania Wisły, na przykład przez wojska Berlinga (...) Postawcie zadanie Polakom osobiście, razem z Rokossowskim, i pomóżcie im to zorganizować. Jeśli wierzyć Sztemience, Stalin nie planował wyzwolenia Warszawy ani w sierpniu, ani we wrześniu, chciał jedynie przeprowadzić "ograniczoną operację". Nic oprócz chęci przedłużenia agonii powstania nie tłumaczy tych posunięć. Stalinowi było wyraźnie na rękę zniszczenie tak ważnego ośrodka sił niepodległościowych cudzymi rękami. Mógł w ten sposób zaoszczędzić wiele sił i środków swoich organów karnych. Przy okazji postanowił poprowadzić ze swoimi polskimi "towarzyszami" cyniczną grę, która tylko zwiększyła ich uzależnienie od Moskwy.* * Fragment książki Nikołaja Iwanowa "Powstanie Warszawskie widziane z Moskwy", Wydawnictwo Znak, Kraków 2010