Założenia planu "Burza" spowodowały, jak się okazało, niezmiernie gwałtowną i ostrą reakcję na Kremlu. W zaciętej walce na froncie wschodnim między armią niemiecką i Armią Czerwoną nie mogło być trzeciej niezależnej siły, występującej militarnie przeciwko Niemcom i politycznie przeciwko Sowietom. Nie można było tolerować oddziałów partyzanckich podporządkowanych wrogiemu wobec ZSRS polskiemu rządowi w Londynie na bezpośrednim zapleczu frontu. Tak patrzono na sprawę w Moskwie, tak ją widział Stalin. Oczywiście przeprowadzenie akcji "Burza" od samego początku nie było tajemnicą dla Kremla. W Londynie, zarówno w polskim rządzie, jak i w brytyjskiej Secret Intelligence Service (SIS), na odpowiedzialnych stanowiskach pracowało kilka wybitnych sowieckich agentów, którzy regularnie donosili do Moskwy o wszystkim, co się dzieje w polskim Londynie i w jego relacjach z rządem brytyjskim. Akcja "Burza", jak również inne ważne posunięcia rządu emigracyjnego, nie były dla ZSRS żadnym zaskoczeniem. W Moskwie doskonale znano plan "Burza" prawdopodobnie zaraz po jego opracowaniu i przekazaniu do kraju. W odpowiedzi na te polskie zamiary w Moskwie powstał plan, który można nazwać "Anty-Burzą". Przewidywał natychmiastowe rozbrojenie i aresztowanie ujawniających się AK-owców i przedstawicieli polskiej administracji podziemnej. Przebieg wydarzeń na Kresach Wschodnich potwierdza, że "Anty-Burza" była realizowana przez władze sowieckie twardo i konsekwentnie. Pierwszą uprzedzającą reakcję strony sowieckiej na polskie plany zorganizowano już latem 1943 roku. Centralny Sztab Ruchu Partyzanckiego wydał specjalne rozporządzenie dotyczące polskich partyzantów Armii Krajowej, które spowodowało rozpoczęcie na Kresach prawdziwej wojny partyzanckiej między AK i partyzantką sowiecką. Władze sowieckie nie szczędziły wysiłków, by skompromitować polskie podziemie niepodległościowe na arenie międzynarodowej. Jesienią 1943 roku w Moskwie na konferencji ministrów spraw zagranicznych ZSRS, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, zwołanej w celu przygotowania spotkania "wielkiej trójki" w Teheranie, Mołotow przedstawił zachodnim aliantom dokumenty świadczące o przygotowaniu AK do walki z Armią Czerwoną i partyzantką komunistyczną. Zażądał na tej podstawie wstrzymania dostaw broni dla Armii Krajowej. Dostawy te wkrótce rzeczywiście zostały mocno ograniczone. Wznowiono je dopiero latem 1944 roku. Głównym sposobem wrogiej działalności wobec polskiego państwa podziemnego i AK był (tak jak i w wypadku Powstania Warszawskiego) podstęp. Szef Centralnego Sztabu Partyzanckiego Pantelejmon Ponomarienko w depeszy radiowej z 4 lipca 1943 roku do dowódcy brygady im. Woroszyłowa operującej w rejonie jeziora Narocz Fiodora Markowa pisał: "Wszelkimi środkami wprowadzajcie swoją agenturę do oddziałów zorganizowanych przez Polaków, badajcie ich kontakty, [dowiedzcie się] jakie mają zadania, plany działań, kto ich organizuje, przez kogo są kierowani dowódcy oddziałów. Wykrywajcie rzeczywistych przedstawicieli Sikorskiego lub wywiadu niemieckiego. W kontaktach z różnymi przedstawicielami takich oddziałów przestrzegajcie zasad konspiracji, działajcie rozważnie. Nie wpadnijcie sami do sieci sikorszczaków. Miejcie na uwadze, iż nacjonaliści polscy próbują stworzyć swoje grupy i oddziały będą starać się, by były nastawione antysowiecko". Na Kresach północno-wschodnich (Litwa i Białoruś) Armia Krajowa osiągnęła szczyt swego rozwoju latem 1944 roku. Według różnych ocen miała ona w swych szeregach do 8000 żołnierzy w okręgu nowogrodzkim i ponad 15 000 żołnierzy w okręgu wileńskim. Liczne było także polskie podziemie niepodległościowe (władze cywilne polskiego państwa podziemnego) na tych terenach. Jednak pod względem liczebności i uzbrojenia Armia Krajowa mogła konkurować ze wspieraną przez Moskwę partyzantką sowiecką jedynie w niektórych regionach Wileńszczyzny i Nowogródczyzny. W okresie 1943-1944 partyzanci polscy tylko w okręgu nowogródzkim stoczyli ponad 230 bojów i potyczek z partyzantami sowieckimi. Nasilenie walk na Wileńszczyźnie było podobne. Była to prawdziwa wojna, która pochłonęła tysiące ofiar, wojna skrupulatnie zaplanowana i prowadzona z inicjatywy Moskwy. Wojna nierówna, w której, jak świadczą liczne dokumenty historyczne, Armia Krajowa i popierająca ją ludność polska stały się zakładnikami polityki Stalina. Tę sowiecko-polską wojnę partyzancką na Kresach można uważać za preludium do o wiele większej tragedii - Powstania Warszawskiego... Ale czy rząd londyński i kierownictwo polskiego państwa podziemnego mogły wysunąć jakąkolwiek skuteczną alternatywę wobec miażdżącej ich rzeczywistości? "Burza" miała być alternatywą dla konfliktu, ale w rzeczywistości jej realizacja jeszcze bardziej pogorszyła stosunki polsko-sowieckie i prawdopodobnie z góry skazała Powstanie Warszawskie na niepowodzenie. Demonstracja przedstawicieli rządu polskiego i oddziałów AK-owskich jedynie trochę rozzłościło Kreml, a przy okazji jednocześnie uprościło pracę jego karnym organom. Z realizacją akcji "Burza" Armia Czerwona bezpośrednio spotkała się po raz pierwszy na Ukrainie, kiedy wojska sowieckich frontów ukraińskich w styczniu 1944 roku przekroczyły sowiecko-polską granice sprzed 17 września 1939 roku. Na ich odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Rozpoczęły się represje wobec ujawniających się przedstawicieli polskiego państwa podziemnego, rozbrajanie i internowanie oddziałów AK. Jednym z inicjatorów i autorów akcji antypolskich na Kresach II Rzeczypospolitej był Nikita Chruszczow, pełniący w tym okresie funkcję I sekretarza Komunistycznej Partii Ukrainy. 16 kwietnia skierował on do Stalina specjalny raport "O kłamliwych informacjach polskiego rządu emigracyjnego dotyczących działań polskiej partyzantki". To był czas, kiedy Stalin wydał rozkaz przeprowadzenia prowokacji politycznej na dużą skalę w sprawie Katynia. Chruszczow, jako jeden z najbardziej czujnych współpracowników Stalina, działał w duchu katyńskiej prowokacji. W jego raporcie czytamy: "Nigdzie i nigdy sowieckie oddziały partyzanckie i jednostki Armii Czerwonej nie spotkały się z oddziałami polskich partyzantów, którzy by byli podporządkowani polskiemu rządu emigracyjnemu w Londynie. To myśmy tworzymy polskie oddziały partyzanckie, które znajdują się w składzie większych jednostek ukraińskiej sowieckiej partyzantki i które działały wcześniej i działają teraz pod naszym kierownictwem i nie mają żadnych związków z polskim rządem emigracyjnym w Londynie". Chruszczow zaproponował nawet Stalinowi przeprowadzenie podobnej do katyńskiej akcji dezinformacyjnej w sprawie akcji "Burza". Uważał, że uda mu się na Ukrainie podporządkować część istniejących tam oddziałów Armii Krajowej, a te, których nie uda się spacyfikować, zamierzał zniszczyć. Chruszczow wyróżniał się niezwykłymi umiejętnościami zgadywania pragnień Stalina. Niewątpliwie widział w tej antypolskiej akcji możliwości nowych osiągnięć w karierze partyjnej. W marcu 1940 roku nie wszedł do wąskiego grona odpowiedzialnych za zabójstwo polskich oficerów, ale miał szczery zamiar nadrobić te zaległości. Chruszczow jednocześnie pełnił funkcję członka rady wojskowej (naczelnego komisarza politycznego) frontów ukraińskich, dlatego nie mógł nie wiedzieć o istnieniu, powiedzmy, 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK liczącej ponad 7300 żołnierzy. Nie mógł również nie wiedzieć o toczonych przez tę jednostkę AK zażartych bojach z Niemcami, o jej konsekwentnych próbach współpracy z nacierającą Armią Czerwoną. Demonstracja siły przez AK nie stała się pokazem możliwości Armii Krajowej i polskiego państwa podziemnego ani nie skłoniła sowieckich przywódców do współpracy z polskim podziemiem, jedynie rozzłościła Stalina i jego otoczenie. Od wiosny 1944 roku polskie podziemie zbrojne niemal oficjalnie traktuje się jak zagorzałych wrogów. Organy karne Armii Czerwonej otrzymały polecenie traktowania Polaków prawie na równi z własowcami i innymi rodzimymi kolaborantami. Raporty Berii oczerniające AK coraz częściej trafiały na biurko Stalina, Mołotowa i innych sprawców katyńskiej zbrodni. Pod ich wpływem w umysłach przywódców sowieckich uformował się trwały obraz "wrogiego, podstępem walczącego z Armią Czerwoną" polskiego ruchu podziemnego. Na Wileńszczyźnie NKWD było już solidnie przygotowane do zniszczenia oddziałów AK. Znając szczegóły "Burzy", generał Iwan Sierow świadomie wprowadził kierownictwo wileńsko-nowogrodzkiego okręgu AK w błąd, informując ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego "Wilka" o rzekomej zgodzie Moskwy na formowanie polskiej pełnowartościowej dywizji piechoty składającej się z żołnierzy AK. Zgodnie z obietnicami Sierowa miała ona być całkowicie niezależna od armii Berlinga i otrzymać od władz sowieckich dodatkowe uzbrojenie i ciężki sprzęt. Z relacji uczestników rozmów ze stroną sowiecką wynika, że przyjmowano Polaków z pokazową serdecznością i na różne sposoby wyrażając podziw dla Armii Krajowej i jej wartości bojowej. Propozycje sowieckie, które w rzeczywiści stanowiły jedynie próbę ustalenia stanu liczebnego oddziałów Armii Krajowej na Wileńszczyźnie i ewentualnych planów polskiego dowództwa, wywołały prawdziwą euforię w Wilnie. Podpułkownik Aleksander Krzyżanowski (wkrótce mianowany pułkownikiem) złożył sowieckiemu dowództwu propozycję utworzenia korpusu polskiego politycznie podporządkowanego rządowi londyńskiemu, a strategicznie Armii Czerwonej. Pierwszą zwartą jednostką miała być 19. Dywizja Piechoty pod dowództwem Iwan Sierow w składzie trzech pułków piechoty, pułku artylerii i batalionu czołgów. Jako drugą planowano sformować z leśnych żołnierzy 1. Dywizję Piechoty, jako trzecią - brygadę kawalerii. Aby przekonać nieufnych, "Wilk" zdecydował się na krok iście rozpaczliwy. Ubrał się w mundur generała brygady i samochodem ozdobionym polską flagą zaczął otwarcie odwiedzać działaczy podziemia, aby zademonstrować, że zamiary współpracy z "sojusznikami naszych sojuszników" są poważne. Te plany polskiego dowództwa bardzo zaniepokoiły kierownictwo sowieckie, które początkowo nie doceniało możliwości polskiego państwa podziemnego i jego sił zbrojnych - Armii Krajowej. Generał Iwan Sierow meldował w Moskwie, że AK stanowi poważną siłę i nie tak łatwo będzie ją zmarginalizować. Dlatego 14 lipca 1944 roku, już w toku operacji "Bagration", dowódcy trzech frontów białoruskich i I Frontu Ukraińskiego otrzymali rozkaz rozbrajania i internowania napotkanych oddziałów AK. W razie konieczności dozwolone było użycie broni. Na Kresach powstawały specjalne obozy "filtracyjne" dla polskich żołnierzy podległych rządowi w Londynie. Pod Warszawę Armia Czerwona, jej dowódcy i żołnierze, przyszli z bogatym już doświadczeniem zwalczania AK, z przeświadczeniem, że AK jest wrogiem, może i nierównym głównemu wrogowi - Niemcom, ale na pewno takim samym wrogiem, jak litewscy czy ukraińscy kolaboranci. To przeświadczenie zostało przeniesione z Kresów, gdzie w odróżnieniu od Polski centralnej AK była traktowana przez władze sowieckie jako zdecydowany wróg, który działa na rzecz oderwania od ZSRS części jego terytorium. Nie przypadkiem w sprawozdaniach NKWD, które trafiały na biurko Stalina, pisano bez odróżniania o "banderowskich i polskich nacjonalistycznych bandach, którzy prowadzą walkę z władzą sowiecką, sabotują zamierzenia rządu sowieckiego, zabijają sowieckich i partyjnych aktywistów, szykują się do powstania zbrojnego (...) w okresie okupacji niemieckiej polskie bandy korzystały z pomocy niemieckich władz okupacyjnych, otrzymywały od nich broń. Polacy ze swej strony pomagali Niemcom w walce z partyzantami sowieckimi, wykonywali zadania obronne na niemieckich liniach komunikacyjnych. Po wyzwoleniu Białorusi Zachodniej organizacje białopolskie z rozkazu rządu emigracyjnego w Londynie rozpoczęły aktywną walkę przeciwko władzy sowieckiej. Bandy biało-Polaków systematycznie napadają na rady wiejskie, zabijają urzędników państwowych i partyjnych, prowadzą aktywną kampanię agitacyjną wśród ludności polskiej, rozpowszechniają ulotki i odezwy nawołujące do niepodporządkowywania się władzy sowieckiej, grożą śmiercią każdemu, kto zamierza wykonywać sowieckie rozporządzenia i nakazy". Armia Krajowa w dokumentach sowieckich okresu wojny i pierwszych lat powojennych prezentuje się jako aktywny i konsekwentny sprzymierzeniec Niemców w ich polityce zniszczenia narodów Związku Sowieckiego. Można w nich przeczytać: "Biało-Polacy, aby pozbawić naród białoruski jego świadomej elity, wykorzystują podstępne metody. Przyłączają się masowo do szeregów faszystowskich psów, piszą donosy na aktywnych politycznie Białorusinów, oskarżając ich o rzeczywiste i wymyślone działania przeciwko reżimowi okupacyjnemu, i w ten sposób potęgują terror niemiecki przeciwko Białorusinom. Przestępstwa biało-Polaków przeciwko narodowi białoruskiemu są niezliczone. Byli oni jawnymi i tajnymi katami najlepszych przedstawicieli ludności zachodnich obszarów Białorusi. Sprzyjając władzom okupacyjnym, pod opieką Niemców stworzyli podziemie endeckie z centrum w Wilnie i przygotowali bazę dla bandytów NSZ i AK". Takie informacje dostawał sowiecki przywódca od swoich zaufanych ludzi, informacje, które miały niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przygotowane przez szefa białoruskiego NKWD Ławrientija Canawę dla Stalina, Mołotowa i innych członków najbliższego kręgu generalissimusa, trafiały ona przez Berię, który był mistrzem w sporządzeniu takich informacji, jakich żądał jego szef. "Burzę" na Kresach odebrano na Kremlu bardzo nerwowo. Dla Moskwy był akt wrogi. Militarnie skierowana przeciwko Niemcom, politycznie przeciwko podstawom Kremlowskiej polityki wobec Polaków i zachodnich aliantów. Zamiast demonstracji politycznej woli narodu polskiego wobec Związku Sowieckiego jeszcze pogorszyła stosunki polsko-sowieckie i później pośrednio doprowadziła do zagłady Warszawy.* * Fragment książki Nikołaja Iwanowa "Powstanie Warszawskie widziane z Moskwy", Wydawnictwo Znak, Kraków 2010