Jest rok 2000. Na przełomie wieków świat wkracza w erę globalnej komunikacji. Tego samego roku powstaje w Polsce Gadu-gadu. W 2004 roku na Uniwersytecie Harvarda Mark Zuckerberg uruchamia projekt Facebook. W 2006 roku pierwsi użytkownicy ćwierkają na Twitterze. Cztery lata później sieć zaczyna podbijać Instagram. Po 20 latach każdy, kto posiada dostęp do internetu, ma niemal nieograniczone możliwości wyrażania swoich poglądów i emocji, wchodzenia w interakcje i dzielenia się swoją codziennością. Jak radzimy sobie w nowej komunikacyjnej rzeczywistości? Z dr Małgorzatą Majewską z Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej UJ rozmawiają Justyna Kaczmarczyk i Jolanta Kamińska. 20 lat komunikacyjnej rewolucji za nami. - I to na kilku poziomach. Internet, a przede wszystkim portale społecznościowe, spowodowały diametralną zmianę w języku nie tylko na poziomie leksyki, gdzie pojawia się coraz więcej neologizmów typu "patointeligencja", ale także objawiających się celowym naruszaniem reguł ortografii np. w typowo internetowym zapytaniu:"mjut czy smrut?" (powstałe od miodu i smrodu) w znaczeniu pytania do grupy, co sądzi na dany temat, "tostować" w znaczeniu "postować" czy "Żymianie" jako prawicowe określenie osób pochodzenia żydowskiego. To coś zupełnie nowego. Skąd to celowe wprowadzanie błędów? - Tworzenie nowych słów, zabawa ortografią czy gramatyką nasiliły się obecnie wraz z gwałtownym rozwojem wirtualnych wspólnot. Jeśli napiszesz wyraz poprawnie, to znaczy, że nie przynależysz do danej wspólnoty, bo nie znasz jej zamkniętego kodu. (...) Czytaj całość w wydaniu specjalnym na 20lat.interia.pl.