"Może zapytajmy od razu: 'Czy jesteś za rozstrzyganiem spraw na korzyść sześciolatków?' albo: 'Czy jesteś za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w Lasach Państwowych?'" - żartują internauci. Trudno się dziwić, bo temat dwóch referendum i w sumie możliwych sześciu pytań od jakiegoś czasu zdominował debatę publiczną. Dziś okazuje się, że możliwych pytań może być... nieskończenie wiele. Przypomnijmy: 6 września odbędzie się referendum z inicjatywy Bronisława Komorowskiego. Upoważnieni do głosowania Polacy odpowiedzą w nim na trzy pytania: Czy jest Pan/Pani za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej? Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa? Oraz: Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika? Niejasne i nieprecyzyjne Pytania w obecnym brzmieniu budziły i wciąż budzą wiele wątpliwości. Pytanie o finansowanie partii jest nieprecyzyjne i niejasne. - Odpowiedź nie może być sensowna, jeżeli nie pokaże się ewentualnych możliwości. Jeśli nie finansujemy partii z budżetu państwa, to należałoby wyraźnie zaznaczyć, co mogłoby stanowić alternatywę np. indywidualne wpłaty obywateli i określić ich maksymalną wysokość - powiedział Interii politolog prof. Roman Bäcker. Zobacz TUTAJ. Kwestia związana z pytaniem o wątpliwości rozstrzygane na korzyść podatnika jest nieaktualne, bo 10 lipca br. Sejm przyjął nowelizację ordynacji podatkowej, w której zawarto zasadę mówiącą, że niedające się usunąć wątpliwości co do treści przepisów prawa podatkowego rozstrzyga się na korzyść podatnika. Na początku sierpnia ówczesny prezydent, Bronisław Komorowski, podpisał ustawę zawierającą tę zasadę. Pytanie o JOW-y również jest nieprecyzyjne, bo - jak wyjaśniał nam dr Jarosław Flis - istnieje przynajmniej siedem rozwiązań systemowych uznających jednomandatowe okręgi wyborcze. Dlatego będzie potrzebna długa debata, jak w przypadku innych krajów, gdzie wprowadzano tego typu zmiany. Zobacz też TUTAJ. Wczorajsza decyzja prezydenta Andrzeja Dudy, dotycząca złożenia wniosku do Senatu o rozpisanie kolejnego referendum, które miałoby odbyć się w dniu wyborów parlamentarnych, tj. 25 października 2015, podzieliło zarówno polityków, jak i specjalistów w zakresie prawa. Pytania w październikowym głosowaniu miałyby dotyczyć trzech kwestii: zniesienia obowiązku szkolnego sześciolatków, obniżenia wieku emerytalnego i ochrony Lasów Państwowych. Prezydent zaznaczył, że pod wnioskami w tych sprawach podpisało się 6 mln Polaków, co świadczy o tym, że zagadnienia te są ważne dla obywateli. Zdaniem prof. Andrzeja Zolla, pytania zaproponowane przez prezydenta Dudę są niekonstytucyjne. Były prezes Trybunały Konstytucyjnego zaznaczył, że referenda powinny dotyczyć "spraw szczególnie ważnych dla państwa", jak np. wejście do Unii Europejskiej, wprowadzenie euro w Polsce czy zmiany konstytucji. W opinii prof. Jarosława Szymanka, politologa i eksperta w zakresie prawa konstytucyjnego, to kwestia dyskusyjna. - Wystrzegałbym się takich stwierdzeń, bo jeszcze nie znamy konkretnej treści pytań, wiemy jedynie, czego będą dotyczyły - zaznacza w rozmowie z Interią. - Z drugiej strony, proszę pamiętać, że konstytucja daje spore pole manewru, bo używa dosyć ogólnej, jeśli wręcz nie ogólnikowej, formuły: "sprawom o szczególnym znaczeniu dla państwa" - zwraca uwagę Szymanek. Decyzja narodu to jedno, a reakcja parlamentu to drugieProblemy pojawiają się też w związku z efektami takiego referendum. Czy będzie wiążące? - Co to w ogóle znaczy "wiążący wynik referendum"? - zastanawia się prof. Szymanek. I wyjaśnia, że w omawianych przypadkach decyzja referendalna nie przekłada się automatycznie na decyzje legislacyjne. - Obydwie procedury: wrześniowa i ewentualna październikowa, przypominają raczej konsultacje społeczne. Proszę zauważyć, że właściwe referendum to np. referendum ustawowe, kiedy naród mówi: chcemy takiej ustawy albo innej, znając ich treści. Wówczas konsekwencje są jasne - mówi ekspert. - W przypadku pytań, na jakie mają czy mieliby odpowiedzieć Polacy, nie wiemy dokładnie, jakie byłyby konsekwencje decyzji narodu, np. w jakim terminie decyzje polityczne miałyby zostać podjęte, żeby były zgodne z treścią pytań referendalnych, i - ostatecznie - jaki kształt regulacje legislacyjne miałyby przyjąć. Ustawa referendalna po prostu tego nie określa - podkreśla prof. Szymanek. Oznacza to, że odpowiemy na zadane pytania, ale to, co z naszą odpowiedzą zrobi parlament, pozostaje poza kontrolą narodu. - To pokazuje pewien deficyt instrumentów demokratycznych w Polsce - zaznacza prof. Szymanek i za przykład podaje inicjatywę ustawodawczą. - Owszem, naród może zgłosić zgłosić projekt ustawy, ale w momencie złożenia go w parlamencie, traci nad nim kontrolę. Niektórzy badacze mówią, że tak naprawdę my nie mamy inicjatywy ustawodawczej, a raczej możliwość złożenia pewnego rodzaju wniosku - wyjaśnia. Woda na młyn populistów Trudno oprzeć się wrażeniu, że zarówno rozpisane przez Bronisława Komorowskiego w czasie kampanii przed wyborami prezydenckimi referendum, jak i zapowiedź Andrzeja Dudy, dotycząca wniosku o kolejne głosowanie, są elementem gry politycznej. Z ta opinią zgadza się prof. Szymanek. - Tak naprawdę w gąszczu pytań ukryte są inne intencje i cele - mówi. - Konstytucjonaliści zdają sobie sprawę, że referendum to woda na młyn populistów. W Polsce już została otwarta "puszka Pandory". Ile osób teraz może pomyśleć: skoro pytaliśmy już o tyle kwestii, dlaczego nie zapytać o kolejne? - zastanawia się ekspert. Trudno się nie zgodzić z prof. Szymankiem, który - choć naszą rozmowę odbyliśmy na chwilę przed wystąpieniem premier Kopacz - dokładnie przewidział ciąg dalszy referendalnej historii. Ewa Kopacz ogłosiła, że oczekuje rozszerzenia zestawu pytań, jakie mogłyby zostać zadane w październikowym referendum po konsultacji ze wszystkimi partiami. Co z tej "puszki" wyjdzie? Mając w pamięci porównanie do mitologicznej opowieści, można stwierdzić, że prawdopodobnie nic dobrego. Zobacz: