Gdy wybierzesz się na "Pietrynę" po północy, przez głosy powracających do domów balangowiczów przebija się dziwny dźwięk: najpierw szuranie, potem szczęk i szybki zgrzyt. To zbieracze puszek po piwie i napojach. To czas ich żniw - puszki trzeba zgnieść: raz, że więcej ich pomieścisz, dwa - na skupie przyjmują tylko spłaszczone. Więc na bruk i pod obcas... Po północy na "ogródkowym" odcinku Piotrkowskiej, od pl. Wolności do al. Mickiewicza na pewno spotkasz kilku, jeśli nie kilkunastu zbieraczy. Facet z reklamówką zaglądający do każdego mijanego kosza na śmieci - to on. Człowiek z wózkiem Andrzeja spotkałem na ulicy Abramowskiego. To śródmieście Łodzi, rzut beretem od Piotrkowskiej, ale ulica ta od lat cieszy się złą sławą. Szczupły, wysoki 50-latek pchający zdezelowany, dziecinny wózek spacerowy. Właśnie wracał z pobliskiego punktu skupu złomu i makulatury. Przedstawiam się, zapraszam na piwo. Nabywamy w sklepie dwa "żywce", Andrzej wtacza wózek w bramę, idziemy do ciągnącego się na tyłach ulicy Abramowskiego wąwozu komórek, uwiecznionego w teledysku zespołu "Maanam" (piosenka "Luciola"). Tu w spokoju możemy pogwarzyć. Andrzej nie ukrywa, że jeździ z wózkiem po śmietnikach. Jak zaczął? Był ślusarzem, dostał wyrok, odsiedział 9 miesięcy. Jak wyszedł, nie było już nie tylko roboty dla niego, ale i firmy, w której pracował. Jakoś wegetuje - pomaga mu rodzina, opłacając czynsz, obiadami niedzielnymi, zapasami wałówki. Mój rozmówca nie ukrywa, że lubi alkohol, ale - co dobitnie podkreśla - nie kradnie i nie korzysta z żadnych zasiłków czy zapomóg. Czy pozwoli towarzyszyć sobie w czasie obchodu (objazdu) swego "rejonu"? Czemu nie! Umawiamy się na następny dzień, na 9 rano. Przed pożegnaniem Andrzej pyta, czy nie mam do jutra pożyczyć 2,50 zł? Mam, oczywiście... Wyruszamy Jestem w umówionym miejscu, o umówionej porze. Widzę faceta z rozchwierutanym dziecinnym wózkiem, który po 10 minutach wraca triumfalnie, kierunku punktu skupu z ładunkiem: znalazł sprężyny od materaca... Cholera, konkurencja nie śpi, za to Andrzej ? na pewno... Po półgodzinie zniecierpliwiony wyruszam na poszukiwanie i co moje oczy widzą? Jędrek wychodzi ze sklepu i mknie do domu. W ręce zakup: naleweczka ?Owoce leśne? (bardzo słodka, brrr... ? i tylko 4,50 zł z VAT-em). - No i co, zapomniałeś, że się umówiłeś? - Na śmierć, trochę wczoraj przeholowałem z napojami, ale już biorę wózek i lecimy. Dostarczę tylko flaszkę sąsiadowi. Ja tego świństwa nie piję. Andrzej znika w bramie. No, to żegnaj, myślę sobie, nie bardzo wierząc w jego trunkowe preferencje. Okazuje się jednak, że mam do czynienia z człekiem poważnym - po minucie mój nowy znajomy wytacza z komórki swój wózek i ruszamy. - Robię śmietniki przy ul. 10 Lutego, kilka bram na Piotrkowskiej i Radwańskiej. Obskakuję je rano i czasem po obiedzie. - Wiele z tego masz? - Zobaczysz. Ale różnie... Zaczynam od tej bramy, na rogu. Tu mieszkają Cyganie, często balangują i zostaje sporo puszek po piwie.