Regent Głośno było o diamencie "Regent", skradzionym w indyjskim Hajderabadzie, przez miejscowego niewolnika. Marynarz, który odkupił go za spora sumkę, nie cieszył się długo życiem. Powiesił się tydzień po niefortunnej transakcji. Kolejny nabywca drogocennego kamienia tak obawiał się jego kradzieży, że nigdy nie sypiał dwa razy w tym samym łóżku. Z prawdziwą ulga pozbył się więc skarbu, powierzając go księciu orleańskiemu regentowi Francji, za niebagatelną sumę 135 tys funtów. W czasach Rewolucji Francuskiej słuch o przeklętym kruszcu zaginął. Nie na długo. Kilka lat później odnaleziono go bowiem wraz z innymi skarbami koronnymi. Wylądował w rękojeści szabli Napoleona i pozostał tam aż do bitwy pod Waterloo. Zarekwirowany przez Prusaków, powrócił jednak do francuskiego skarbca. "Góra światła" Bardziej aktywną, przeklęta działalnością mógł się pochwalić drogocenny,106- karatowy Koh-i-Noorem - "Góra światła", nazwany od biblijnej góry Ararat. Wieść gminna niesie, iż powstał za czasów panowania indyjskiego boga Kriszny. Przekazywany z jednej dynastii do drugiej, zbierał po drodze obfite żniwo nieszczęśników, którzy nieświadomi ryzyka pozyskiwali go do swych drogocennych kolekcji. Zmożeni nieznaną chorobą, kończyli swój, z reguły, krótki żywot, w okolicznościach, które trudno nazwać całkowicie wytłumaczalnymi. Wieść o niezwykłej wręcz mocy "Góry światła" szybko rozeszła się wśród diamentowych kolekcjonerów. Budzący grozę kamień trafił w końcu do świątyni Jagannath w Puri. Ostatni spadkobierca klejnotu wolał bowiem dobrowolnie zrezygnować z kłopotliwego nabytku. Diament Hope-a Najgorszą sławą wśród przeklętych cieszył się diament Hope,a. Skradziony z indyjskiej świątyni, powędrował w 1668 roku do skarbca Ludwika XVI. Nietrudno zgadnąć, iż zarówno grabieżca diamentowego skarbu, jak też kolejni jego nabywcy szybko pożałowali pechowego zakupu. A nosiła go Maria Antonina, ścięta w 1793 roku. Księżna de Lamballe równie niedługo cieszyła się błyskotką. Kilka miesięcy później zakończyła swą ziemską wędrówkę na szafocie. Nazwiska kolejnych pechowców można by mnożyć. Etykietka "przeklętego" na stale przylgnęła do magicznego klejnotu. Nie odstraszyło to jednak zachłannych amatorów. Nazwa diamentu pochodzi od nazwiska londyńskiego bankiera Henry Thomasa Hope,a, który zakupił go za niebagatelną sumę 18 tys funtów. Przed ok. 70 laty diament zaniechał swej demonicznej działalności. Sądzono, że ponura historia, jaką mu przypisywano, jest wyssana z palca. Demoniczny minerał nagle i niespodziewanie "ożył", uzupełniając listę swych ofiar. Znaleźli się na niej m.in. francuski makler (w napadzie szalu strzelił sobie w głowę), indyjski książe Kanitowski ( zamordowany przez rewolucjonistów, grecki jubiler Simpn Mantharides (spadł z przepaści w niewyjaśnionych okolicznościach). Jednym z ostatnich właścicieli magicznego przedmiotu został Edward Beale MacLean, właściciel "Washington Post". Rodzina prasowego potentata dotkliwie odczula obecność "fatalnego talizmanu". Zabójstwa, samobójcze śmierci, wreszcie rozwody skutecznie zakłóciły spokój kilku pokoleń MacLeanów. Nikt już nie wątpił w złowieszczą siłę cennego kruszcu. Tym razem zabrakło więc chętnych do przygarnięcia "przeklętego". Dziś można go oglądać w Smithsonian Institution Grażyna Woźniak