Mateusz Lubiński, INTERIA.PL: Co Pan wpisuje w rubryce zawód? Dziennikarz? Paweł Miter: - To już jest tak kontrowersyjne, czy ja mogę nazywać siebie dziennikarzem, czy nie. Nie interesuje mnie to, jak mnie nazywają krytycy. Uważam, że w prowokacji sędziego Milewskiego wykonałem prowokację dziennikarską, nie pierwszą zresztą. Należę do Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy i uważam, że dziennikarzem jestem. - Wczoraj dziennikarz TVP powiedział mi, że mogę śmiało uważać się za dziennikarza niezależnego. Myślę, że to dobre określenie. Nie tylko w środowisku dziennikarskim pojawiły się głosy pochwały tego, co pan zrobił, dzwoniąc do sędziego Milewskiego. Pierwszy prezes Sądu Najwyższego Stanisław Dąbrowski powiedział w Radiu Zet, że "prowokator nie powinien ponosić kary, ponieważ tylko taka prowokacja mogła obnażyć karygodne zachowanie prezesa sądu". Minister Gowin stwierdził, że "ktokolwiek by był autorem tej prowokacji, to niestety była to prowokacja udana". - Dla mnie szczególnie ważne są głosy tzw. zwykłych ludzi, maile, które od nich dostaję i komentarze w Internecie. To pokazuje, że był uzasadniony interes społeczny uzasadniający dokonanie tej prowokacji i problem, który czekał na ujawnienie. Jak pan wpadł na pomysł, żeby zadzwonić do sędziego Milewskiego? - Nie urwałem się w tej sprawie z choinki. Tematem Amber Gold i Marcina P. interesowałem się od czasu, gdy linie lotnicze OLT Express upadły. - Widać było, że w wymiarze sprawiedliwości na Pomorzu dzieje się źle. Długo się przygotowywałem do wykonania tego telefonu, zastanawiając się w jaki sposób można wykazać patologię w wymiarze sprawiedliwości na Pomorzu. Trzy razy rozmawiał pan z sędzią Milewskim, dlaczego nagrał pan tylko ostatnią rozmowę? - Nie wiedziałem, że sędzia połknie haczyk. Myślałem, że powie, ze nie będzie z nikim na ten temat rozmawiać albo, że jeśli już, to oczekuje telefonu z Ministerstwa Sprawiedliwości. Byłem zszokowany, że wykaże tak duży entuzjazm i uległość wobec rozmówcy z Kancelarii Premiera. Powiedział mi, że czeka na telefon z góry, bo oni w sądzie nie wiedzieli, co w tej sprawie zrobić. - Przed rozmowami z sędzią zgłosiłem się do "Gazety Polskiej codziennie", żeby mieć zabezpieczenie. "Gazeta Polska codziennie" ukryła pana tożsamość. Pan ją ujawnił. Dlaczego? - W pierwszym etapie nie chciałem się ujawniać, ponieważ miałem wcześniej problemy z prawem i obawiałem się, że stanie się to wszystko sprawą Mitera. A najważniejsze w tej sprawie jest to, że istnieje patologia wymiaru sprawiedliwości w Gdańsku. - Ujawniłem się w momencie, gdy sędzia Milewski zaczął podważać wiarygodność tego nagrania mówiąc, że zostało zmanipulowane. Wysłał pan również do prezesa sądu maila podpisanego jako Tomasz Arabski. W sprawie tego wątku prowokacji Milewskiego ABW wszczęła postępowanie w sprawie podrobienia dokumentów państwowych... - Proszę zwrócić uwagę, że gdy dziennikarze TVN Sekielski i Morozowski podpisali się jako Tomasz Arabski w 2010 roku, by poprosić kilku wojewodów o udostępnienie wrażliwych danych szefów służb w województwie, nie było wielkiego larum, a Arabski się nie oburzał. - Oglądałem wtedy program "Teraz my!" i pomyślałem, jak oni mogą, to czemu ja nie mogę przeprowadzić takiej prowokacji. To było po skazaniu pana za próbę oszustwa? W 2010 roku wysłał pan maila do swojej firmy, żeby przelała 125 tys. złotych na pana konto bankowe za rzekomo zakupiony służbowy samochód... -Właśnie media wyciągają teraz tę sprawę. Chciałbym podkreślić, że żałuję i jest mi wstyd. - Nie można jednak zrozumieć całego jej aspektu, opierając się tylko na suchych faktach o wyroku. To jest mój błąd z przeszłości, ale to wiążę się z moją prywatnością. - Miałem 20 lat, gdy wszedłem w swój pierwszy poważny związek, byłem w nim cztery lata. Pracowałem w firmie Ultimo, byłem wzorowym pracownikiem. Ktoś wysłał z mojego maila służbowego informację, żeby przelać pieniądze na moje konto za samochód, którego nie było. Pieniądze przyszły, sam się zdziwiłem i zgłosiłem na policję. Wziąłem winę na siebie, bo ratowałem swój związek. Te pieniądze zostały zwrócone. Ja nigdy nikomu złotówki nie wziąłem. - Mam wyrok w zawieszeniu, ale to nie dyskredytuje tego, co zrobiłem teraz. Nie interesujmy się Pawłem Miterem tylko tym, jaka jest kondycja polskiego dziennikarstwa. Kto co ujawnia, a o czym nie chce pisać. Po przeczytaniu artykułów dotyczących pana aktywności na pierwszy rzut oka wygląda to tak, że Paweł Miter specjalizuje się w wysyłaniu fałszywych dokumentów w różnych sprawach. Najpierw jest fałszywka z mailem o 125 tys. złotych za mercedesa, potem mail w 2010 roku do TVP, gdzie podszywając się pod szefa Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego, pisał pan, żeby zatrudnić młodego dziennikarza z Wrocławia Pawła Mitera, potem jest fałszywka notatki służbowej ABW przekazana Marcinowi P. w sierpniu tego roku, a teraz jest ten fałszywy mail do prezesa sądu w imieniu szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego... - Ja wysyłając maila do TVP nie miałem zamiaru przeprowadzać oszustwa w celu osiągniecia osobistych korzyści. TVP zarzuciła mi próbę oszustwa, ale dopiero po artykule w "Rzeczpospolitej". "Gazeta Wyborcza" wiedziała o sprawie z TVP od początku, ale wycofała się, więc poszedłem do "Rzeczpospolitej". Teraz "Gazeta Wyborcza" pisze o tym, że jeździ pan drogim samochodem i mieszka w drogim apartamencie... - To są próby zdyskredytowania mojej osoby. To, że jeżdżę samochodem, nie znaczy, że jestem jego właścicielem. Pomaga mi też rodzina. Jak pracowałem w banku, to też nie zarabiałem zbyt mało. - Ale to nie są rzeczy ważne. Ważne jest teraz to, że wymiar sprawiedliwości w Gdańsku się skompromitował, a to nie będzie koniec sprawy Amber Gold. Jak pan poznał Marcina P.? - Pod koniec lipca od znanej mi osoby z kręgu delegatury wrocławskiej ABW dowiedziałem się, że jest notatka o akcji ABW w sprawie OLT Express i Amber Gold. To był ten moment, gdy upadło OLT. - Interesowałem się tą sprawą, a informacja była sensacyjna. Głównym wątkiem dla mnie w tej sprawie było, kto za tym wszystkim stoi. - Wtedy skontaktowałem się z Marcinem P. Chciałem znać jego stanowisko, czy on wie o tym, że ABW prowadzi działania operacyjne. Nie mogłem wiedzieć, czy notatka jest fałszywa, czy prawdziwa. - Notatkę przekazałem Marcinowi P. w nocy z 2 na 3 sierpnia. Wtedy przeprowadziłem z nim rozmowę i wysłałem mu maila z treścią tej notatki. Uważałem, że mam ciekawy materiał i tak dalej uważam. Pan wiedział , że Marcin P. pokaże ją na konferencji? - Pytał się mnie. Ja mu powiedziałem, że nie daję gwarancji, że ta notatka jest prawdziwa. Powiedziałem mu, że dla mnie ważne jest, o co w tej sprawie z OLT Express chodzi i że dla niego też na pewno jest to ważne, jeśli nie jest oszustem. Zakładałem w rozmowie z nim, że Amber Gold to jest firma uczciwa. Jaki jest Marcin P.? - Jest to człowiek przez którego konta przeszły ogromne pieniądze, a ma tylko 28 lat. To prowokuje do wielu pytań. - Mówił mi, że ma parasol ochronny, że ma znajomości. Moim zdaniem jest to młody biznesmen, który wszedł w układ nie mafijno-biznesowy tylko polityczno-biznesowy. - Marcin P. może zakończyć karierę dwóch polityków PO. Myślę, że dlatego chce status świadka koronnego. Wojciech Czuchnowski z Gazety Wyborczej napisał: "To, że dokument jest fałszywką, mógł rozpoznać każdy, kto orientuje się w tym, jak wyglądają materiały służb specjalnych"... - Sprawa tej notatki jest w prokuraturze i niech prokuratura teraz rozstrzyga, czy jest sfałszowana i dlaczego powstała. Ja uważam, że jeśli nawet ta notatka jest spreparowana, a to oceni prokuratura, to i tak po coś powstała - żeby uwalić jakąś grubszą sprawę. To nie pan ją sporządził? - Będę pozywał do sądu każdego, kto tak twierdzi. Otrzymałem ją od osoby z kręgów delegatury wrocławskiej ABW. Osoba, która mi ją przekazała, dalej jest dla mnie wiarygodna. - Nie wziąłem wbrew insynuacjom prasowym, żadnego wynagrodzenia ze strony Marcina P., nigdy bym na to nie pozwolił. A przypuszczenie, że brałem pieniądze od jakiejkolwiek osoby pracującej w służbach państwowych, albo jestem człowiekiem służby wojskowej, są absurdalne. I co pan teraz zrobi? - Na obecną chwilę zamierzam się wycofać. Moja rodzina na tym cierpi, ja też cierpię, bo ataki gazet odbieram bardzo emocjonalnie. Podyskutuj o tym na Forum