Trzęsienia ziemi nie są w Nepalu żadnym nadzwyczajnym zjawiskiem i stanowią stały element życia mieszkańców. Z reguły nie są jednak aż tak silne i niszczycielskie jak sobotni kataklizm. Ich źródłem jest aktywność dynamiczna dwóch płyt tektonicznych. - Płyta indyjska przesuwa się mniej więcej od 3,8 cm do 4 cm rocznie na północ, czyli napiera z taką właśnie prędkością na płytę euroazjatycką, która jest stabilna i się nie porusza - wyjaśnia profesor Lasocki. - Wspomniane cztery centymetry gdzieś się muszą skumulować. Można powiedzieć, że materiał się marszczy, czy też jest naprężany w miejscu kolizji płyt. Wynikiem tego zmarszczenia są Himalaje. Nepal to rejon kolizji tych dwóch płyt. Jeżeli będziemy jakikolwiek materiał zgniatać, czy deformować, to w pewnym momencie następuje przekroczenie granicy wytrzymałości i dochodzi do pęknięcia - dodaje. Ekspert zaznacza, że pękanie może odbywać się w mniejszym lub większym kawałku litosfery. O ile to pierwsze sprowadza się głównie do liczebnie większej sejsmiczności, to już to drugie oznacza katastrofę. - Tak też się stało w przypadku kataklizmu w Nepalu - precyzuje naukowiec. Regularna dewastacja Z podobnymi przypadkami mieliśmy do czynienia jednak już wcześniej. - Jak popatrzymy na historię ludzkości, to okaże się, że największe cywilizacje - śródziemnomorska, dalekowschodnia, czy inkaska - osiadały na terenach sejsmicznych i były regularnie dewastowane przez trzęsienia ziemi - wyjaśnia profesor Lasocki. - Co więcej, socjosejsmolodzy formułują nawet teorie wskazujące na to, że tego typu katastrofy powodowały późniejszy szybszy rozwój - dodaje. Ostatnie tak silne trzęsienie ziemi nawiedziło Nepal 81 lat temu, dokładnie 15 stycznia 1934 roku i pochłonęło ponad 10 tysięcy ofiar. Eksperci wskazują, że można mówić o pewnej cykliczności, bo katastrofalny w skutkach wstrząs zdarza się tam regularnie co 70-80 lat. Natura upomniała się o swoje, a bilans sobotniego trzęsienia ziemi jest katastrofalny. Z obecnych - wciąż nieostatecznych - danych wynika, że zginęło ponad 5 tysięcy osób, a kolejnych 10 tysięcy zostało rannych. Władze nie wykluczają, że liczba zabitych może sięgnąć nawet 10 tysięcy. Profesor Lasocki zwraca uwagę, że te przerażające statystyki mają bezpośredni związek ze wzrostem liczby ludzi na Ziemi. - Trzęsienia ziemi o tej samej magnitudzie wywołują obecnie większe katastrofy, niż na przykład 100 lat temu. Skoro wzrasta liczba ludności, to jednocześnie rośnie liczba ofiar - wyjaśnia. Tak zwany zrównoważony rozwój czy też jego brak - w opinii naukowca - odgrywa w przypadku tego typu kataklizmu niewielką rolę. - Nie wiązałbym tego z jakąkolwiek działalnością człowieka, bo jesteśmy względem sił dynamiki wnętrza ziemi i trzęsień ziemi, które są z nimi związane, jak mucha na słoniu - podkreśla ekspert. Jak zbudować tarczę Jedyne co możemy zrobić, to minimalizować ryzyko i "zbudować tarczę", co wiąże się jednak z dużymi kosztami. - Bogatemu zawsze lepiej. Przynajmniej jeśli chodzi o życie na Ziemi. Kluczem do ochrony ludzi i ich dobytku przed trzęsieniami ziemi jest budownictwo antysejsmiczne, które jest bardzo drogie - wyjaśnia profesor Lasocki. Nadzieję dają też zdobycze nauki. - W tej chwili dość precyzyjnie jesteśmy w stanie określić, jak silne trzęsienie ziemi wystąpi na danym terenie w ciągu stu, dwustu, czy nawet pięciuset lat. Taką możliwość sejsmolodzy mają. Nie mogą tylko stwierdzić, kiedy dokładnie ono w ciągu tych trzystu lat nastąpi. Biorąc pod uwagę tę wiedzę, jesteśmy w stanie zbudować tarczę - czyli budownictwo antysejsmiczne - która nas zabezpieczy. Przecież na terenach sejsmicznych w Kalifornii buduje się elektrownie atomowe. One są zabezpieczone na wypadek trzęsień ziemi w horyzoncie 10 tysięcy i więcej lat - podkreśla. Rozmiar nieszczęścia, jakie dotknęło Nepal, jest też konsekwencją panującej w nim biedy. - Trzęsienia ziemi o sile 7,9 stopni w skali Richtera występują w różnych częściach świata, ale ich oddziaływanie jest różne. Nepal nie jest jednak krajem zamożnym, a zabudowa Katmandu wykonana z materiałów stosunkowo słabo wytrzymałych i z pominięciem norm wyznaczonych dla terenów aktywnych sejsmicznie. Ci ludzie będą teraz żyli miesiącami, jak nie latami, pod namiotami - wyjaśnia profesor Lasocki. Zgubna pamięć i czający się strach Złudna i zgubna bywa też społeczna pamięć. - Ciekawą sprawą jest to, że do największych katastrof dochodzi w rejonach ubogich oraz takich, w których trzęsienia ziemi występują stosunkowo niezbyt często, to znaczy rzadziej niż raz na generację, czy na dwie. Pamięć społeczna jest ulotna. Jeżeli tak potężne jak obecnie trzęsienie ziemi wystąpiło wcześniej na tych terenach 81 lat temu, to ludzie współcześni o tym wiedzieli, ale nie pamiętali grozy. W związku z tym zaniedbuje się pewne obowiązkowe standardy i łagodzi podejście - przestrzega ekspert. Strach będzie czaił się nadal, bo i przyszłość nie jest do końca taka pewna. - Ryzyko silnych wstrząsów się nie zwiększy. Fragment, który pękł, jest wolny sejsmicznie, czyli odkształcenia na nim będą trwały wiele lat, zanim dojdzie do kolejnego pęknięcia. Trzeba jednak pamiętać, że tak silne trzęsienie ziemi to jest "aż", ale i "zaledwie" 130 kilometrów pękniętej granicy między płytami, w odległości 77-88 kilometrów od Katmandu. Skoro jeden fragment pękł teraz, to kolejny musi pęknąć w następnej sekwencji. Zatem fakt, że doszło do rozładowania na stu kilometrach nie odgrywa aż tak zasadniczej roli, żeby można wskazywać, że osłabnie aktywność sejsmiczna. Owszem, osłabnie na pewien czas, ale na tym segmencie. Co do pozostałych danych nie mamy. Nie wiadomo, jak są stare i jak bliskie są kolejne trzęsienia ziemi - zaznacza profesor Lasocki. Tysiące zabitych, tysiące rannych Trzęsienie ziemi, które nawiedziło w sobotę Nepal, miało siłę 7,9 stopni w skali Richtera i było najpotężniejszym, a zarazem najbardziej niszczycielskim kataklizmem od 81 lat. W strefie zagrożenia znalazły się ok. 2 mln ludzi. Dramatyczny wyścig z czasem cały czas trwa. Spod gruzów wyciągane są setki zabitych i rannych, ale nadzieja na odnalezienie żywych wciąż się tli... Do wielu wiosek na prowincji pomoc wciąż nie dotarła. Ludzie są tam zdani sami na siebie. Brakuje absolutnie wszystkiego. Mieszkańcy są pozbawieni wody pitnej, żywności, lekarstw i prądu. W obawie przed nowymi wstrząsami wielu koczuje pod gołym niebem. Panoszy się też strach przed epidemią. Nepal znalazł się na krawędzi. Kataklizm może pochłonąć nawet 10 tysięcy ofiar śmiertelnych i dziesiątki tysięcy rannych. UNICEF alarmuje, że natychmiastowej pomocy potrzebuje milion dzieci. Najbardziej dotkniętymi miastami są Bhaktapur, Katmandu i Lalitpur. Rząd Nepalu ogłosił stan wyjątkowy i zaapelował o międzynarodową pomoc humanitarną. Na odezwę odpowiedziała już między innymi Polska Akcja Humanitarna, Czerwony Krzyż i Caritas. Ale pomóc może każdy z nas. Kliknij!