W mediach pojawiła się informacja, że sprzedał pan kontrolny pakiet akcji Banku Współpracy Europejskiej. W zeszłym roku pozbył się pan większościowych udziałów towarzystwa ubezpieczeniowego Cigna STU. Po co sprzedawać firmy, które przynoszą tak wielkie zyski? W obu wypadkach uzyskałem korzystne warunki. Jednak zasadniczym powodem jest fakt, że takie stosunkowo niewielkie spółki nie wytrzymają w przyszłości konkurencji z globalnymi firmami finansowymi, które prowadzą bardzo agresywną, drenażową działalność. W branży ubezpieczeniowej z polskich spółek na placu boju pozostało tylko PZU, a i to nie wiadomo jak długo. Oczywiście dla Polski taka sytuacja na pewno nie jest dobra. Podczas przesłuchań w sejmowej komisji śledczej do spraw sektora bankowego poseł Bogdan Pęk mówił o nieprawidłowościach, a nawet aferach, które miały miejsce podczas prywatyzacji największych polskich banków. Jednak idąc pańskim tokiem rozumowania, dobrze, że sprzedaliśmy ponad 80 proc. naszych banków, gdyż w przyszłości i tak nie wytrzymałyby konkurencji ze światowymi gigantami. Banki są krwiobiegiem każdej gospodarki, więc myślę, że skala prywatyzacji zaszła za daleko. Może jestem człowiekiem retro, ale gdy Jarosław Kaczyński sprzeciwia się sprzedaniu zagranicznym inwestorom kontrolnego pakietu PZU i PKO BP, to pewnie ma rację. W ubiegłej dekadzie istniała szansa stworzenia silnych instytucji finansowych opartych na polskim kapitale. Jestem przekonany, że gdyby były dobrze zarządzane, to przyniosłyby Polsce większe zyski niż Skarb Państwa jednorazowo osiągnął z ich sprzedaży. Jak mogłyby być dobrze zarządzane, skoro obowiązująca do dziś tzw. ustawa kominowa sprawia, że gdy prezes dużego prywatnego banku zarabia ponad 200 tys. zł, to zarobki szefa takiego giganta jak PKO BP są dziesięć razy mniejsze. Który wybitny fachowiec chciałby pracować za takie pieniądze? Ten, kto wymyślił ustawę kominową, świadomie zahamował rozwój polskiej gospodarki. Gdy prezes Lotosu zarabia grosze, to za podobną pracę prezes Orlenu otrzymuje złote góry. Mimo to ustawa kominowa obowiązuje i tolerują ją zarówno rządy lewicowe, jak i prawicowe. Zapewne dlatego, że stanowiska w zarządach państwowych spółek od lat obsadzane są przez polityków, którzy nie są przyzwyczajeni do wysokich zarobków. Nie są też wybitnymi menedżerami, a więc jaka praca, taka płaca. Wróćmy do pańskiej działalności. Na co wyda pan pieniądze uzyskane ze sprzedaży BWE i Cigny? W stu procentach na krajowe inwestycje. Na przykład na biopaliwa? Ustawę o biopaliwach zawetował jeszcze Aleksander Kwaśniewski, zrobił to w momencie, gdy wzrosły ceny ropy. Gdy pytałem o powody tej decyzji jednego z najbliższych współpracowników prezydenta, ten, uśmiechając się cynicznie, odpowiedział, że biopaliwa niszczą silniki. Nie ulega wątpliwości, że w tej sprawie było drugie dno. Tych samych argumentów używały media. Przodowała w tym pewna gazeta, której nie wolno czytać w Bartimpeksie. "Gazeta Wyborcza"? Gazeta, która na temat naszej firmy opublikowała 236 nieprawdziwych i napastliwych artykułów. Bartimpex jest jednym z najważniejszych inwestorów na polskim rynku gazowym. Podobno przygotowuje się pan do budowy gazociągu Bernau-Szczecin? Niestety, to jedynie spekulacje "Pulsu Biznesu". Bartimpex jest gotowy. Mamy środki, pozwolenie na budowę. Ale od wielu lat ktoś nam w tym przeszkadza i nie wiemy dlaczego. Po polskiej stronie gazociąg liczyłby zaledwie 28 kilometrów i biegł przez tereny niezamieszkane. Jego docelowe możliwości przesyłowe wynosiłyby 5 miliardów metrów sześciennych, a więc aż trzecią część polskiego zapotrzebowania na gaz. Cały czas mówi się o dywersyfikacji dostaw, a wszystkie rządy, z obecnym włącznie, nie chcą tego projektu. Minister Woźniak planuje wydawać miliardy euro na rurociąg norweski i gazoport, a nie godzi się na gazociąg Bernau-Szczecin, którego koszty w stosunku do tamtych inwestycji byłyby symboliczne.