Sądy w ręce islamskich ulemów: to efekt porozumienia pomiędzy talibami, którzy od dwóch lat prowadzą partyzancką wojną przeciwko oficjalnemu rządowi, dążąc do wprowadzenia na tym terytorium koranicznego prawa - szariatu. W dodatku takiego, jakim pojmują go talibowie: w bardzo restrykcyjnej wersji. Talibowie zapowiedzieli już, że nie będą tolerowali żadnych zachowań sprzecznych z ich własną interpretacją "prawa bożego". Tysiące uciekają przed szariatem. Mohammad Ashfaq Yusufazai, dziennikarz z pakistańskiego Peszawaru, w tekście pisanym dla "Guardian Weekly" opisuje początek talibskiego sądownictwa w prowincji. - W dolinie Swat - donosi Yusufazi - talibowie zamykają szkoły, niszczą sklepy, w których sprzedaje się płyty z muzyką. Fryzjerzy zamykają interesy: mężczyźni boją się golić, zbyt krótka broda może narazić na poważne problemy. Kobiety zakrywają się od stóp do głów. Na wszelki wypadek, bo nie wiadomo, jak duża jest tolerancja "strażników cnoty". - Ludzie boją się straszliwych kar: ścięcia bądź obcięcia kończyny - pisze korespondent. Jak donosi, tysiące osób ucieka przed talibami. W obozach dla uchodźców zorganizowanych przez ONZ i rząd Pakistanu znajduje się już - po trwającym dwa lata talibskim powstaniu - około 400 000 osób, a ta liczba wzrasta. Terror talibów trwał zresztą już podczas powstania. Jako jeden z bardziej symptomatycznych jego symboli Yusufazi przywołuje zabicie Shabany, znanej lokalnej tancerki. Zgineła jako osoba niemoralna i łamiąca prawo boże. Jej ciało znaleziono obsypane połamanymi płytami CD, pieniędzmi i "niemoralnymi" zdjęciami. Talibowie - mniejsze zło? Ludzie nie chcą talibów - pisze Yusufazi - ale z drugiej strony cieszą się, bo porozumienie oznacza stabilizację, choćby taką. Mieszkańcy prowincji mieli już dosyć ciągłych nalotów USA i działań pakistańskich wojsk rządowych. "Al Jazeera" ostrożnie pisze, że "jedni się z rządów talibów cieszą, inni martwią". Jak do tej pory, bojownicy - według danych AFP - zniszczyli 191 szkół, w tym 122 szkół dla dziewcząt. Quaiser Felix z "Asia News" twierdzi, że zamkniętych ma zostać kolejnych 400 szkół dla dziewcząt. Spalone szkoły i burki Jak jednak donosi agencja AFP, prywatnych szkół dla dziewcząt nie zamknięto, a Maulana Fazullah - przywódca talibskiej organizacaji Tahrik e Nifaza e Szariat Mohammadi (Ruch Na Rzecz Wprowadzenia Prawa Mahometańskiego) - pozwolił dziewczętom "zdawać egzaminy, pod warunkiem, że zakryją całe ciała, zgodnie z prawem szariatu". Z kolei Mulim Khan, rzecznik talibów twierdzi, że kobiety będą mogły się uczyć, pod warunkiem, że nastąpi "zupełne rozdzielenie płci". Sher Afzal z ministerstwa edukacji, niezwiązany z talibami, twierdzi, że odbudowa szkół kosztować będzie 800 milionów pakistańskich rupii (10 milionów dolarów) i o takie kwoty zamierza wystąpić do rządu Pakistanu. W ONZ-owskim portalu IRIN przeczytać można, że talibowie próbują wdrożyć islamski zakaz edukacji kobiet już od stycznia. Grozili śmiercią dziewczętom, które ośmieliłyby się chodzić do szkoły po wyznaczonym przez nich terminie -15 stycznia. Niszczyli i palili szkoły. Ścinali wrogów. "Wrogowie państwa chcą zdjąć burki z naszych kobiet" Już po objęciu władzy sądowniczej w regionie talibowie zażądali, by wszystkie organizacje pozarządowe (NGO) wyniosły się z regionu Swat. - Przyszli i zaczęli nas uczyć, jak budować latryny w domach i meczetach - mówił rzecznik talibów. - Samy wiemy, jak to robić. NGO to wulgarność i obscena. Nie chcą, byśmy byli muzułmanami. Chcą zedrzeć burki z naszych kobiet. Szef TNSM, Fazalullah ogłosił, że wszyscy pakistańscy pracownicy NGO są "wrogami państwa". Rzeczywistość w "państwie bożym" Czego można spodziewać się po islamskim "państwie bożym"? Prawdopodobnie powtórki z talibskiego Afganistanu. W końcu wielu talibów to ci sami, którzy przekroczyli pakistańską granicę wypchnięci z Afganistanu przez Amerykanów i ich sojuszników. Jak wyglądały rządy talibów w Afganistanie przed amerykańską inwazją? Raport Departamentu Stanu USA donosił, że islamska policja religijna i islamskie sądy wprowadziły takie kary, jak ukamienowanie, biczowanie, obcięcie kończyn za kradzież, publiczne egzekucje za cudzołóstwo i morderstwo, przy czym egzekucje często przeprowadzane były przez rodziny ofiar. Jak ocenia raport, kary wywodzące się z szariatu zastosowano wobec 30 000 osób. Za mniejsze przewinienia członkowie talibskich bojówek biją złapanego "na gorącym uczynku" na miejscu. Homoseksualistów karano poprzez "zawalenie na nich ścian". Apostazja - porzucenie muzułmańskiej wiary - karana była śmiercią. Kobiety nie mogły się uczyć ani pracować, tolerowana natomiast była praca dzieci. Nie wolno było posiadać żadnych wyobrażeń żywych stworzeń, czyli - choćby - fotografii, wypchanych zwierząt czy lalek. Zakazane były zabawy, jak choćby puszczanie latawców (w Kabulu mające cechę tradycyjnej rozrywki) czy gra w szachy. Zamknięto łaźnie publiczne. "Kobiety muszą zakrywać włosy, ramiona, nogi. Nie może ich być widać z ulicy, więc talibowie wymagają, by domy, w których mieszkają kobiety miały zamalowane okna. Kobiety mogą poruszać się poza domem wyłącznie w towarzystwie krewnego płci męskiej. Inaczej mogą zostać pobite przez talibów" - czytamy w raporcie. - "Kobiety nie mogą prowadzić samochodów, a taksówkarze byli bici za wożenie kobiet podróżujących samodzielnie. Kobiety mogą poruszać się jedynie autobusami przeznaczonymi wyłącznie dla kobiet, przy czym autobus taki wyposażony musi być w specjalną kurtynę, by kierowca nie mógł widzieć kobiet, które wiezie. Opłaty za przejazd mogą być zbierane wyłącznie przez chłopców poniżej 15 lat". Przynależność do nieakceptowanych przez talibów organizacji politycznych skończyć się mogła więzieniem, wyjątkowo okrutnymi torturami, pobiciem a nawet śmiercią. To samo groziło za pomaganie zachodnim dziennikarzom. Bardzo rygorystyczne prawa szariatu nie zapobiegały jednak korupcji (i np. wykupywaniu więźniów za łapówki) czy gwałtom na "niemoralnych" kobietach. Organizacja "Reporterzy bez granic" donosiła, że talibowie zakazali internetu, szminki, bransoletek wszelkiego rodzaju, lakieru do paznokci, magazynów mody, wizytówek, instrumentów muzycznych, filmów, anten satelitarnych i odtwarzaczy muzyki. Cytowany na początku artykułu Yusufazai, dziennikarz z Peszawaru, wspomina swoje spotkanie z talibami podczas ich rządów w Afganistanie. Funkcjonariusze "promocji cnoty" zatrzymali taksówkę i pobili taksówkarza za prowadzenie samochodu w czasie modlitwy. Dziennikarz wybronił go i siebie, argumentując, że... spieszą się na stadion miejski, by zdążyć na publiczne egzekucje i obcięcia kończyn. Talibowie wypuścili ich i przeprosili. Ziemowit Szczerek