W ocenie eksperta, wyjazdy polityków w teren są potrzebne, ale wątpliwości budzi czas, w którym rada ministrów zainicjowała taką formę aktywności. - Rząd może chcieć pokazać bliskość, w której chce być z obywatelami, ale z drugiej strony rzeczywiście jest dziwne, że na dwa miesiące przed wyborami, w wakacje, rząd Ewy Kopacz, czasami pakując nawet meble biurowe, wyjeżdża na posiedzenia zamiejscowe. Pytania o koszty tego typu przedsięwzięcia są zasadne - komentuje w rozmowie z Interią dr hab. Maciej Drzonek. Ujawnienia źródeł finansowania wyjazdów i kwot, które na nie przeznaczono, domaga się PiS. Zdaniem polityków tej partii, wyjazdowe posiedzenia to element kampanii wyborczej Platformy, finansowanej z kieszeni podatników. W poniedziałek Prawo i Sprawiedliwość złożyło w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Wczoraj rzecznik sztabu wyborczego PiS Marcin Mastalerek powiedział na antenie Polskiego Radia, że opozycja dysponuje wypowiedziami polityków PO, którzy wprost przyznali, że akcje "Kolej na Ewę" i "Pociąg do pracy" mają na celu pozyskanie nowych wyborów. - Jeżeli rzeczywiście jacyś politycy PO publicznie mówili, że wyjazdy mają służyć podbudowaniu reputacji Platformy, a nie rządu, to warto sprawdzić, czy nie było to finansowane ze środków publicznych, bo oczywiście nie powinno być. Jeżeli premier jedzie jako premier to musi to być finansowane ze środków publicznych, natomiast jeżeli jedzie Ewa Kopacz jako szefowa jednej z partii politycznych w teren, to powinno to być finansowane ze środków tej partii - uważa nasz rozmówca. - Jeśli pojawiają się jakieś zarzuty, to w dobrym tonie jest pokazanie dokumentów finansowych. Jeżeli rząd ich nie pokazuje, to zawsze rodzi się pytanie, czy dlatego że nie chce tego zrobić, czy dlatego że rzeczywiście ma coś do ukrycia. Tego nie wiemy - mówi Drzonek. Jednak zdaniem eksperta, złożenie przez Prawo i Sprawiedliwość wniosku do prokuratury, i wcześniejsze zarzuty PO dotyczącego tego, że spot z kandydatką PiS na premiera Beatą Szydło narusza przepisy o finansowaniu kampanii, to elementy przedwyborczej gry między największymi partiami. - PO złożyło doniesienie na PiS, PiS odpowiada w podobny sposób PO. Takie są reguły kampanii wyborczej. Partie występują przeciwko sobie używając podobnego oręża - wyjaśnia Maciej Drzonek. W opinii politologa, wizyty pani premier i ministrów w terenie to okazja dla władzy samorządowych i państwowych w województwach do pokazania problemów, które wymagają reakcji. - Z perspektywy Warszawy pewnych rzeczy nie widać. Przypominam sobie jak kilka lat temu debatowano nad powstaniem gazoportu w Świnoujściu. Do jego budowy został przekonany Jarosław Kaczyński, który ze swoim św. pamięci bratem spędzał tam wakacje. Poseł Brudziński pokazywał mu na miejscu pewne rzeczy. Oczywiście oni byli na Pomorzu Zachodnim incognito. Tamtej wizycie nie towarzyszyła taka otoczka PR-owa jaką teraz obserwujemy w czasie wyjazdów Ewy Kopacz. Politycy powinni jeździć w teren, ale niekoniecznie muszą to być zabiegi pod publiczkę - tłumaczy w rozmowie z Interią dr. hab Maciej Drzonek.