CNN: "Wydarzenia w Polsce przybrały bardzo niekorzystny obrót". Wicepremier Gliński wprowadza "cenzurę w sowieckim stylu". Zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego to - jak mówi cytowany przez CNN Andrzej Zoll - krok w stronę dyktatury. ARD: Rząd planuje repolonizację mediów prywatnych i czystki w TVP. Dziennikarka Karolina Lewicka została zawieszona za niewygodne dla wicepremiera Glińskiego pytania. "The Washington Post": "Jarosław Kaczyński, podobnie jak Viktor Orban na Węgrzech, jest produktem paskudnego przedwojennego populizmu, który przetrwał okres komunizmu w stanie zamrożenia i który łączy ksenofobię, antysemityzm i prawicowy katolicyzm z autokratycznymi zapędami". "The Economist": "Polska nowym utrapieniem Europy. (...) To największy kraj Europy środkowo-wschodniej. Była wzorcowym przykładem rozszerzenia Unii na wschód. Dowodem na to, że demokracja i rządy prawa mogą się rozprzestrzeniać. Jej stabilność, prosperity i proeuropejskie nastawienie przyniosły jej szacunek i wpływy dyplomatyczne. Jeśli PiS chce zakończyć tę erę, jest na najlepszej drodze". "Guardian": Polski minister chce zakazać wystawiania teatralnej sztuki noblistki. Uważa ten dramat za "pornografię". Organizacje broniące praw obywatelskich obawiają się, że to powrót drakońskiej cenzury. "Die Zeit": "W postkomunistycznej Polsce nie było jeszcze sytuacji, w której jedna partia miałaby aż tyle władzy. PiS rządzi w Sejmie i Senacie, a w osobie Andrzeja Dudy ma swojego prezydenta. Partia bez żenady wykorzystuje tę władzę". "Der Spiegel": "Orban i Kaczyński zastąpili marksizm-leninizm religijnie nasyconym nacjonalizmem". "Financial Times": Polityczny styl PiS to zastraszanie i podejrzliwość. Władza wykazuje niezdrową słabość do teorii spiskowych. Dużo tego, prawda? Można powiedzieć, że "Polska się klika", skoro kolejne duże tytuły obszernie omawiają sytuację w naszym kraju. Tylko co z tego wynika dla nas, dla naszej dyplomacji, dla naszej pozycji na - jak to się mówi - arenie międzynarodowej? Dlaczego nie debatujemy o stanie demokracji we Francji - Istnienie zewnętrznych sił nacisku czy zewnętrznych pól opinii, które wywierają wpływ na politykę wewnętrzną nie jest wyłącznie sprawą polską. To samo dotyczy Węgier czy innych krajów, w których dokonują się istotne przemiany społeczne - zauważa w rozmowie z Interią prof. Radosław Zenderowski, kierownik katedry stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. - Nie odgrywa to większej roli tak na dobrą sprawę. Całe to zamieszanie wokół Polski, które de facto spowodowane jest w tej chwili kwestią nieporozumienia wokół Trybunału Konstytucyjnego, moim zdaniem w dłuższej perspektywie nie przełoży się na pozycję Polski. Jeśli już to może ją wzmocnić - przekonuje nasz rozmówca. Zdaniem prof. Zenderowskiego najsilniejsze państwa Europy w mniejszym stopniu poddają się obawom typu "co o nas pomyślą", "co o nas napiszą". - Elity państw Europy środkowo-wschodniej to są elity kompradorskie, elity, które w dużej mierze zorientowane były na Zachód i nie potrafiły reprezentować interesu narodowego w taki sposób, w jaki robią to Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy, którzy często stawiają sprawy na ostrzu noża. Dobrym przykładem jest polityka brytyjska w ostatnich kilku latach - mówi prof. Radosław Zenderowski. - Nie mamy takiej siły medialnego nacisku, jakim dysponują te państwa. Polacy nie są w stanie zorganizować np. debaty na temat "porażki demokracji" we Francji, gdzie w pierwszej turze wyborów regionalnych zwyciężył Front Narodowy - dodaje Zenderowski. Fakt, nikomu przez myśl nie przemknęło, by dyskutować o wyborze Francuzów na forum europarlamentu, tak jak chciano debatować o sytuacji w Polsce. Jednak zwycięstwo Frontu zostało obszernie i nie bez obaw omówione w najważniejszych europejskich tytułach prasowych. Wracając do "sprawy polskiej" - prof. Zenderowski uważa, że nasza dyplomacja nie powinna reagować na materiały publicystyczne. - Zamiast polemiki ad hoc należy prowadzić konsekwentną politykę wizerunkową - proponuje. MSZ: Przekaz jednostronny, niemający pokrycia w faktach Ministerstwo Spraw Zagranicznych uznało jednak, że fala zagranicznych publikacji wezbrała na tyle, że nie reagować byłoby grzechem. "Ze zdziwieniem i zaskoczeniem przyjęliśmy tezy, jakie zaprezentowane zostały (...) na antenie stacji CNN oraz w artykule autorstwa J. Diehla na łamach 'Washington Post'. Prezentują one nieprawdziwy oraz jednostronny przekaz na temat sytuacji w Polsce, niemający pokrycia w faktach" - czytamy w oficjalnym komunikacie. "Mamy nadzieję, że w przyszłości obie redakcje będą starały się prezentować odbiorcom materiały nieodbiegające tak daleko od rzeczywistości, a także różnorodne stanowiska i bardziej zrównoważone opinie. Tego wymaga przecież rzetelne i obiektywne dziennikarstwo" - pouczyła zagraniczne media polska dyplomacja. Do sprawy odniósł się także szef MSZ, Witold Waszczykowski. "Czasem trzeba się tłumaczy, że nie jest się wielbłądem. (...) Te ataki wychodzą z Polski. W większości przypadków są insynuowane przez polskich polityków, przez media ich wspierające" - powiedział Waszczykowski w telewizji Republika. Na zarzuty ze strony polskiego MSZ odpowiedział w rozmowie z Polsat News Jackson Diehl, autor artykułu w "Washington Post". "Dopóki wolność prasy jest gwarantowana przez rząd Stanów Zjednoczonych, nie musimy akceptować wymagań innych rządów" - stwierdził amerykański dziennikarz.