Szef MSZ: Nieograniczone możliwości współpracy z Chinami Jesienią w Chinach gościł prezydent Andrzej Duda, a w tym tygodniu szef MSZ Witold Waszczykowski. W planach jest wizyta premier Beaty Szydło i przylot do Polski przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga. Dariusz Jaroń, Interia: Kolejne wizyty to dyplomacja czy krok w kierunku istotnych zmian w relacjach polsko-chińskich? Radosław Pyffel, prezes Centrum Studiów Polska-Azja (CSPA): Na dobrą sprawę regularne wizyty na wysokim szczeblu odbywają się od 2011 roku. W zeszłym roku Chińczycy nie byli pewni reakcji nowego rządu, czy podtrzyma chęć współpracy przy wielkich globalnych chińskich inwestycjach czy nie? Wizyty prezydenta Dudy i ministra Waszczykowskiego potwierdzają, że to co zostało rozpoczęte za poprzedniego rządu, będzie kontynuowane, i Polska będzie zaangażowana w globalne chińskie projekty nazywane "Belt and Road Initiative", czy też Jedwabny Szlak 2.0. - Chyba po raz pierwszy w historii relacji Chin z Polską dojdzie natomiast do wizyty i rewizyty w ciągu jednego roku na szczeblu prezydenckim. Andrzej Duda był w Chinach w listopadzie, Xi Jinping przyjedzie być może w czerwcu, to się jeszcze okaże. Ale wizyty to jedno, trzeba patrzeć na to, co z nich wynika. Jak na razie polityka nie przekłada się na relacje gospodarcze, chociaż pojawiają się kolejne deklaracje. Czyli z listopadowej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach póki co konkretów nie mamy? - Na razie nie, choć pamiętajmy że nie o to w tamtej wizycie chodziło. Teraz natomiast padły zapowiedzi w sprawie wybudowania w Polsce wielkiego lotniska, co jest o tyle zaskakujące, że wydawało się, że ta koncepcja została przez nasze władze zarzucona. Z jednej strony to było jedno z haseł kampanii Prawa i Sprawiedliwości, z drugiej taki pomysł idealnie wpisuje się w chińską strategię wobec Europy Środkowej, czyli budowy lotnisk i szybkich kolei. - Druga inicjatywa o której się mówi, czyli "Via Carpatia", droga z południa na północ, to wielki chiński projekt dla Europy Środkowej, ogłoszony w trakcie szczytu 16+1, na którym również był prezydent Duda. Pamiętajmy jednak, że program 6+1 to strategia chińska, a my się do niej staramy przyłączyć. Czy tak się ostatecznie stanie i na jakich warunkach, to jeszcze zobaczymy. - Chińczycy chcą połączyć trzy morza: Adriatyckie, Bałtyckie, Czarne, wybudować sieć kolei, i to wszystko złączyć całą siecią infrastruktury. Powoli to się zaczyna dziać. Na jakie konkretnie projekty dla Polski się to przełoży? To również pokaże czas. Witold Waszczykowski mówił o "nieograniczonych możliwościach" współpracy z Chinami, jego odpowiednik Wang Yi o "wzmacnianiu strategicznego partnerstwa" między krajami. Mowa wyłącznie o ewentualnym wzmocnieniu relacji gospodarczych, czy większe zaangażowanie Chin w regionie może mieć również wymiar polityczny i militarny? - To jest bardzo ciekawe pytanie. Mamy do czynienia z nowym ładem globalnym, w którym Chiny nie tyle odgrywają bardzo istotną rolę, co po prostu zaczynają budować alternatywny układ wobec tego utworzonego w XX wieku. To sprawia, że pojawiają się też jako zupełnie nowy gracz w Europie Środkowej. Na pewno ich obecność będzie miała wymiar gospodarczy, zostało to ogłoszone w listopadzie. Pamiętajmy, że Chińczycy muszą eksportować, przede wszystkim swoją gotowość do budowy infrastruktury poza granicami kraju, ponieważ źródła szybkiego wzrostu gospodarczego w Chinach wyczerpały się. Postrzegają Europę Środkową jako bardzo atrakcyjne miejsce, w którym mogą inwestować i budować. - Czy obecność Chin będzie miała wymiar polityczny? Wiele czynników na to wpłynie, w pierwszej kolejności reakcje Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Minister Waszczykowski dużo wspominał w Chinach o Ukrainie, m.in. stwierdził, że stabilna Ukraina jest w interesie silnej Polski. To taka próba wciągnięcia Chin w polską agendę polityczną. Zapewne będą jeszcze kolejne próby. Pamiętajmy że zaproponowany przez Chińczyków format 16+1 jest nieco inny. Znajdują się w nim kraje Europy Środkowej ale bez Ukrainy, konkretnie kraje bałtyckie, wyszehradzkie, Rumunia, Bułgaria, kraje byłej Jugosławii i Albania. - Pamiętajmy też, że to nie jest tak, że to współpraca wyłącznie Chin i Polski decyduje o chińskich projektach w Europie Środkowej. Jesteśmy największą i być może najistotniejszą, ale jednak częścią szerszego projektu. - W sprawie trzeciego elementu, poza gospodarczym i politycznym, można przywołać słowa Viktora Orbana. W listopadzie ubiegłego roku określił Chiny mianem stabilizatora. Nawet jeśli nie będą odgrywać roli politycznej w Europie, to poprzez samą budowę kolei, lotnisk, dróg będą pełnić rolę stabilizatora. Mamy czas niepokoju, kryzysu migracyjnego, terroryzmu, wojnę w Syrii i na Ukrainie, a tam, gdzie zjawiają się Chiny jest przypływ gotówki, projektów. Jest stabilizacja. Czyli im więcej Chin w Europie, tym bezpieczniej na kontynencie? - Tak uważa Orban. Wygląda na to, że Polska idzie podobnym tropem. Są minusy bliższej współpracy z Chinami? Wspomniał pan o niewiadomej w postaci reakcji Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych... - Amerykanie chyba się nami nie interesują. Przynajmniej jeśli chodzi o relacje z Chinami, bo takie głosy docierają ws. poczynań Chin w Europie Środkowej. Skoro tak, to kierunek jest słuszny. Rozwijajmy - przynajmniej gospodarcze - relacje z Chinami, globalnym mocarstwem, które już są i będą obecne w Europie Środkowej, niezależnie od tego, co zrobi Polska. Pytanie jednak brzmi, jak - jako element szerszej układanki - odnaleźć się w tej współpracy? Trzeba mieć jasną wizję, wiedzieć, czego się chce, dobrze się targować i obstawać przy swoim. - W stosunku do tego co robimy od 2011 roku, trzeba wprowadzić też dwie zmiany. Pierwsza, to spowodować by te relacje rozwijali nie tylko urzędnicy, poprzez podpisywanie różnego rodzaju dokumentów, ale biznes, think tanki, czy inne instytucje i organizacje spoza sektora publicznego. W Polsce i Polakach tkwi ogromny potencjał. Trzeba umieć go wyzwolić. Pamiętajmy też, że odnalezienie się w powstającym nowym ładzie globalnym i pojawienie się Chin w Europie Środkowej to wielkie wyzwanie dla Polski i dla nas wszystkich. To jest proces, do którego trzeba się bardzo dobrze przygotować. - Tym musi się zająć bardzo wiele osób, mających praktyczne doświadczenie we współpracy z Chinami, a ich wiedza powinna być akumulowana i koordynowana. Jeżeli będzie się tym zajmować wyłącznie grupa kilkunastoosobowa, i przy okazji kolejnych wizyt polityków będziemy liczyli na jakąś czarodziejską różdżkę, to czeka nas sporo zagrożeń, a Jedwabny Szlak 2.0 zamiast utrzymać w Polsce stabilność i zbudować dobrobyt, bezwzględnie obnaży nasze braki i słabości, wystawiając przy tym surowy rachunek. To znaczy? - Chociażby to, że w tym nowym ładzie politycznym nie zyskamy dużo w rozmowach z Chinami, nie wynegocjujemy dobrych warunków, nie stworzymy oferty dla Chin, a wielu młodych Polaków, których spotykam i którzy taką ofertę mają, lub mogą mieć, po prostu do Chin wyemigruje, lub będzie prowadzić swoje biznesy na własną rękę. Istnieje więc groźba, że nie wypracujemy efektu synergii, a w dodatku stracimy to, co wypracowaliśmy w relacjach w Unii Europejskiej i ze Stanami Zjednoczonymi. Ale to najgorszy wariant i temat na dłuższą rozmowę. To nie straszmy na koniec. Jaki jest wariant optymistyczny? - W tej wersji jesteśmy bardzo potrzebni Chinom jako element nowej sieci logistycznej, Szlaku Jedwabnego 2.0. Negocjujemy super deal z Chinami, nawet z dostępem do rynku chińskiego w niektórych branżach. Akcesja Polski do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) sprawia, że polskie firmy budowlane rosną jak na drożdżach i stają się konkurencyjne na globalnym rynku. Ponadto przeskakujemy pułapkę średniego rozwoju i wypracowujemy model dyplomacji gospodarczej, integrujący polski biznes, i potrafiący walczyć o dobre warunki dla niego. A przy tym jesteśmy liczącym się krajem w Europie, bramą Chin do Europy Zachodniej... Po latach się okaże, czy nam się udało. Po ilu? - W chińskiej perspektywie? Pewnie za jakieś 10-20 lat. Rozmawiał Dariusz Jaroń