W przededniu sześćdziesiątej piątej rocznicy wielkiego zwycięstwa Armii Czerwonej pod Moskwą w 1941 roku telewizja rosyjska pokazała stary wojenny sowiecki film poświecony temu wydarzeniu. Jednym z jego bohaterów był dowódca 16. Armii 45-letni generał Konstanty Rokossowski. W filmie Rokossowski w reportażu z pola bitwy opowiada o zwycięskim natarciu, o laniu, jakie sprawiły wojskom niemieckim jego dywizje. Cały film jest oczywiście utrzymany w duchu propagandy komunistycznej, ale zdumienie dzisiejszych widzów może budzić to, że Rokossowski źle mówi po rosyjsku, wyraźnie słychać silny polski akcent. Jeden z najwyższych rangą sowieckich dowódców, po tylu latach spędzonych w Rosji, pozbawiony kontaktu z ojczyzną, nie nauczył się poprawnie mówić po rosyjsku. Jak to było możliwe w warunkach prześladowania w ZSRS wszystkiego co polskie? Jak błyskotliwą karierę w Armii Czerwonej mógł zrobić człowiek, który nie potrafił się wyzbyć polskości, skutecznie jej ukryć czy chociaż jakoś zamaskować? W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przyszła pora na pisanie wspomnień przez bohaterów, dowódców i po prostu uczestników wielkiej wojny ojczyźnianej. Swoje wspomnienia wydali wszyscy bez wyjątku marszałkowie Związku Sowieckiego, wielu generałów i wyższych rangą oficerów, przywódcy ruchu partyzanckiego oraz tysiące zwykłych żołnierzy frontowych. Była to sprawnie koordynowana przez partię wielka kampania tworzenia partyjnej historii drugiej wojny światowej. Jej uczestnicy pod czujnym okiem partii działali zgodnie, jak doskonale zgrany zespół. Na tej fali w 1968 roku wydano również wspomnienia marszałka Konstantego Rokossowskiego Sołdatskij dołg (Żołnierski obowiązek). Sam marszałek tej książki nie zobaczył. Zmarł w wieku 72 lat, kilka miesięcy przed jej wydaniem. W odróżnieniu od innych czołowych dowódców Armii Czerwonej, którzy w swych wspomnieniach opisują całą drogę życiową, akcja książki Rokossowskiego rozpoczyna się dopiero w przeddzień wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej. Nie ma w niej ani słowa o jego rodzinie, dzieciństwie, rodzinnym mieście Warszawie, o okrutnym torturowaniu w czasie śledztwa ani oskarżeniu o szpiegostwo. Możliwe, że Rokossowski był typem "Polaka sowieckiego", traktującego wszystko co polskie i katolickie jak obciążające dziedzictwo. Nie był w stanie całkowicie ukryć swojej polskości, ale mógł negować jej podstawowe wartości. W latach dwudziestych, kiedy sowieccy Polacy, z "niezłomnym rycerzem rewolucji" Feliksem Dzierżyńskim na czele, uchodzili za gwardię rewolucji bolszewickiej, polskość nie przeszkadzała Rokossowskiemu w robieniu kariery wojskowej. Wręcz odwrotnie, polskość świadczyła o oddaniu sprawie rewolucji. Lata dwudzieste i początek lat trzydziestych był to okres, kiedy wielcy polscy komuniści, tacy jak Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski czy Feliks Kon, próbowali w ZSRS budować autonomiczne polskie komunistyczne społeczeństwo, swoisty zalążek przyszłej Polski komunistycznej. Polacy byli mile widziani na wszystkich odpowiedzialnych stanowiskach w partii i aparacie państwowym. Rokossowski jako młody, wyjątkowo utalentowany dowódca, bohater wojny domowej, zrobił niezwykłą karierę: w latach 1921-1925 był dowódcą pułku, w latach 1926-1927 - doradcą wojskowym w Mongolii, w roku 1928 - dowódcą brygady kawalerii, w 1929 stanął na czele dywizji kawaleryjskiej, a w 1936 został dowódcą korpusu kawalerii w Pskowie. Jednak w okresie wielkiego terroru świetnie się rozwijająca kariera wojskowa legła w gruzach. NKWD aresztowało Rokossowskiego i oskarżyło go o szpiegostwo na rzecz Polski "faszystowskiej" oraz o założenie wśród oficerów swego korpusu komórki nielegalnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Śledztwo w jego sprawie trwało prawie trzy lata. Do dziś historia cudownego ocalenia przyszłego marszałka stanowi największą zagadkę w jego biografii. Możliwe, że na śledczych zrobiła wrażenie niezłomna postawa Rokossowskiego, który mimo tortur (miażdżono mu młotkiem palce u nóg, łamano żebra i dwukrotnie pozorowano rozstrzelanie) stanowczo odmawiał przyznania się do winy. Polskość Rokossowskiego cały czas wisiała nad nim jak miecz Damoklesa. Aby chociaż trochę zatrzeć swój rodowód, urodzony w Warszawie (na Pradze) Rokossowski wymyślił sobie nowe miejsce urodzenia - Wielkie Łuki, gdzie jakiś czas po jego urodzeniu pracował jego ojciec, kolejarz. Dopasowana do potrzeb czasu została również narodowość matki (katoliczki), pochodzącej z Pińska na Polesiu - Rokossowski twierdził, że była Rosjanką. Rokossowski postarał się, aby nigdzie w dokumentach nie figurowało jego prawdziwe imię, otrzymane na chrzcie w kościele katolickim na warszawskiej Pradze - Kazimierz. Konstantym (Kostią) zaczęli go nazywać w wojsku carskim (służył w pułku dragońskim) w czasie pierwszej wojny światowej. I tak już zostało. Bycie Polakiem w Związku Sowieckim w czasie wielkich czystek stalinowskich oznaczało bycie kimś gorszym i bywało podstawą napiętnowania, aresztowania, skazania, nawet rozstrzelania. Ale była to tylko część prawdy. Jak lubił mawiać sam Stalin, prawdziwy komunista nie ma narodowości. Wir szalejącego terroru antypolskiego nie wciągnął na przykład Zofii Dzierżyńskiej, wdowy po Feliksie. Zasługi męża uczyniły ją nietykalną. Znamienny był również moment zwolnienia Rokossowskiego z więzienia - 22 marca 1940 roku, kiedy już zapadła decyzja o rozstrzelaniu polskich oficerów w Katyniu, Miednoje i Starobielsku i kiedy GPU niezwykle intensywnie przygotowywało się do jej realizacji. Represje antypolskie w ZSRS w przededniu wojny polsko-sowieckiej 1939 roku, mimo że prawie wszechogarniające, były wybiórcze. Wśród Polaków wojskowych ocalał (również prawie cudem) generał dywizji Karol Świerczewski. Jego ocalenie jest podobne do ocalenia innego sowieckiego Polaka Andreja Wyszynskiego, głównego prokuratora Stalina na moskiewskich procesach pokazowych. Świerczewski w latach wojny domowej w Hiszpanii odgrywał mniej więcej tę samą rolę co Wyszynski w Moskwie. Jego bezwzględność w przestrzeganiu czystości ideologicznej Brygad Międzynarodowych w Hiszpanii zyskała mu pobłażliwość Stalina. Czy Rokossowski wyszedł z więzienia złamany? Czy utracił wiarę w komunizm? Prawdopodobnie tak, ale tylko częściowo. System represji stalinowskich polegał na tym, że ocalali i zrehabilitowani więźniowie bardzo często wierzyli w mit dobrego Stalina, który wyjaśnił ich sprawę i oczyścił z bzdurnych zarzutów. Tacy ludzie jeszcze gorliwiej niż przed aresztowaniem wysługiwali się sowieckiemu dyktatorowi. Z więzienia Rokossowski wyszedł głęboko przekonany, że polskość trzeba schować jeszcze głębiej, gdyż stanowi obciążające dziedzictwo, które może złamać jego karierę wojskową. Nie przypadkiem zaraz po zwolnieniu, w kwietniu 1940 roku, w swym życiorysie Rokossowski napisał: "Żadnych krewnych za granicą nie mam i nigdy nie miałem". Nie ma tam ani słowa o narodowości jego rodziców. Zwolnienie Rokossowskiego z więzienia i całkowita rehabilitacja stały się możliwe, gdyż nadeszły czasy tak zwanej małej odwilży, kiedy Stalin, zaniepokojony znacznym zmniejszeniem zdolności bojowej Armii Czerwonej w związku z masowymi represjami wobec jej dowódców, wydał NKWD polecenie, by "ponownie rozpatrzyć" sprawy tych wyższych rangą oficerów, których nie zdążono rozstrzelać. Rokossowskiego zwolniono, ponieważ w toku śledztwa nie udało mu się udowodnić winy ani zmusić go do przyznania się do niej, a także dlatego, że list z prośbą o jego zwolnienie napisał do Stalina marszałek Siemion Timoszenko, przedwojenny ludowy komisarz obrony. W dniu wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej, 22 czerwca 1941 roku, Konstanty Rokossowski był jednym z niewielu ocalałych Polaków zajmujących wysokie stanowiska wojskowe, partyjne czy państwowe w Związku Sowieckim. W latach drugiej wojny światowej, wyłącznie dzięki swej postawie i zdolnościom dowódczym, został jednym z jej bohaterów. Za bohatera wojennego jest uważany do dziś. W przeprowadzonym w Rosji w 2008 roku plebiscycie "Najsłynniejszy Rosjanin" głosowało na niego niewiele mniej osób niż na marszałka Żukowa. Przyczyniła się do tego być może dość rozpowszechniona opinia o Rokossowskim jako dowódcy, który wbrew dominującej koncepcji strategicznej opartej na nieoszczędzaniu życia żołnierzy, szanował życie swych podwładnych i nie szafował ich krwią, tak jak to prawie zawsze robił marszałek Żukow. Wojenne losy przyszłego marszałka "obojga narodów" ułożyły się nadzwyczaj dramatycznie, ale jednocześnie wyjątkowo szczęśliwie. Latem 1941 roku dowodzony przez niego 9. Korpus Zmotoryzowany był jedną z nielicznych jednostek Armii Czerwonej, której udało się w rejonie Łucka zatrzymać niemiecką ofensywę i przeprowadzić skuteczne kontrnatarcie. Już w lipcu, kiedy Armia Czerwona ponosiła jedną druzgocącą porażkę za drugą, Rokossowski został odznaczony za swe czyny bojowe Orderem Czerwonego Sztandaru. Pod Moskwą w zimie z 1941 na 1942 rok 16. Armia pod jego dowództwem odegrała decydującą rolę w pierwszej wielkiej porażce armii niemieckiej na froncie wschodnim. Pod Stalingradem zimą z 1942 na 1943 Rokossowski znów znalazł się wśród pogromców Wehrmachtu. Kolejny sukces to lato roku 1943 - bitwa pod Kurskiem, która, jak zgodnie mówią historycy, złamała kręgosłup armii niemieckiej. Generał broni Konstanty Rokossowski znów znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Latem 1944 roku, już jako marszałek, Konstanty Rokossowski stał na czele potężnego I Frontu Białoruskiego u bram swego rodzinnego miasta, w którym nie był od prawie trzydziestu lat, w którym byli pochowani jego rodzice, w którym stale przez te wszystkie lata mieszkała jego siostra Helena. Był u szczytu sławy. O czym myślał, kiedy z punktu obserwacyjnego patrzył na walczące i palące się miasto? Czy chociaż na chwilę zawahał się, kiedy otrzymał rozkaz, by zatrzymać wojska i z założonymi rękami przyglądać się zagładzie rodaków? Stalin zapewne wiedział o swym ulubionym dowódcy prawie wszystko. Próby Rokossowskiego ukrywania polskich korzeni i wyrzeczenie się rodziny były naiwne w obliczu wszechwładzy i wszechwiedzy NKWD. Głównodowodzący nie obawiał się ze strony Rokossowskiego żadnej niesubordynacji w sprawie Warszawy. Wręcz odwrotnie, dowódca I Frontu Białoruskiego jako Polak i jako były więzień GUŁagu najlepiej się nadawał do roli posłusznego, chłodnego wykonawcy woli Kremla w Warszawie. * Fragment książki Nikołaja Iwanowa "Powstanie Warszawskie widziane z Moskwy", Wydawnictwo Znak, Kraków 2010