System Nigdy chyba w historii nasz kraj nie był tak stabilny. Nie ma co się egzaltować, nie sięgamy szczytów stabilności, ale daleko już odeszliśmy od stereotypowego "polnische Wirtschaft". System polityczny bez najmniejszego zgrzytu przeszedł w tryb awaryjny. Zastępcy automatycznie weszli w kompetencje zabitych szefów wszystkich rodzajów sił zbrojnych, marszałek Sejmu przejął obowiązki prezydenta, wszystkie instytucje - mimo potwornego przecież wstrząsu - po zmianach personalnych zaskoczyły i działają. A zginęły przecież, oprócz prezydenta, kluczowe osoby w wielu kluczowych instytucjach państwowych, jak szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, trzech wicemarszałków Sejmu, podsekretarz stanu w MON, podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury, szef sztabu generalnego WP czy prezes NBP. Sami z zaskoczeniem zaobserwowaliśmy, jak bardzo wzrosło u nas zaufanie do sprawności działania państwowych instytucji, bo wydaje się, że żaden z politologów czy polityków nie miał wątpliwości, że kraj nie zachwieje się po tym mocnym przecież ciosie. W sztabie generalnym WP zmarłego generała Franciszka Gągora zastąpił generał broni Mieczysław Stachowiak. "Pomimo tragedii, którą wspólnie przeżywamy nie ma mowy o jakimkolwiek paraliżu decyzyjnym w polskiej armii" - informuje rzecznik sztabu generalnego na stronach internetowych instytucji. "Jesteśmy w pełni zmobilizowani do sprawnego działania. Utrzymany jest odpowiedni poziom gotowości bojowej. Zachowana jest dyscyplina i właściwe wykonawstwo zadań". Na miejsce zmarłego Aleksandra Szczygły p.o. prezydenta RP marszałek Sejmu Bronisław Komorowski powołał generała Kozieja. W katastrofie zginął prezes NBP Sławomir Skrzypek, ale jeszcze 10 kwietnia, czyli w dniu katastrofy, na stronach NBP pojawiła się informacja, że "w związku z zaistniałą sytuacją obowiązki Prezesa NBP wykonuje Pierwszy Zastępca Prezesa Piotr Wiesiołek", i że "Narodowy Bank Polski funkcjonuje w sposób niezakłócony i realizuje wszystkie ustawowe zadania banku centralnego". Gospodarka Że wszystkie te zapewnienia są prawdziwe, świadczy fakt, iż nasza gospodarka w ogóle nie odnotowała wstrząsów. A przecież przy takim uderzeniu - wydawałoby się - gospodarka powinna się co najmniej zachwiać. - Jednym z powodów, że rynki nie zareagowały mógł być fakt, że katastrofa miała miejsce w weekend - mówią specjaliści z serwisu biznesowego INTERII. - Przez sobotę i niedzielę był czas do zastanowienia, tym bardziej, że widać było jak sprawnie zadziałały konstytucyjne i ustawowe zapisy o przekazaniu kompetencji w instytucjach państwowych. Złotówka nie drgnęła, giełda nie drgnęła, a nawet lekko wzrasta. Ale istotne jest przede wszystkim to, że nasza gospodarka i system polityczny mają zdrowe fundamenty i zaufanie do naszego kraju nie spada. Cios taki, nawet jeśli był potworny, nie mógł zachwiać gospodarką, która przetrwała kryzys ekonomiczny. Społeczeństwo Społeczeństwo zachowało się godnie. Przy tak silnym podziale na zwolenników prezydenta i tych, którzy z niechęcią podchodzili do sposobu uprawiania przez niego polityki, utrzymywano powściągliwy ton. Nawet decyzja pochowania Pierwszej Pary na Wawelu - decyzja, która wzbudziła przecież duże kontrowersje - tylko krótkoterminowo zaburzyła stonowaną atmosferę. Po burzliwej, momentami niesmacznej, lecz krótkotrwałej manifestacji sprzeciwu nastroje znów się uspokoiły. Dzieje się tak pomimo zapowiedzi niektórych komentatorów, że mamy do czynienia z "końcem żałoby". Na pewno jednak trzeba przyznać obiektywny fakt, że decyzja ta podzieliła społeczeństwo i to ona sprowokowała sprzeciw, czasem, jak powiedziano, niestosowny do okoliczności. Bez paranoi Pojawiło się nawet zaskakująco mało teorii spiskowych i komentarzy gorących głów. Poza posłem Arturem Górskim, który już wcześniej zasłynął z kontrowersyjnych wypowiedzi i poza uparcie rozsyłanym po redakcjach amatorskim filmem, na którym wszystkie szmery i poruszenia identyfikowane są jako tajni rosyjscy agenci dobijający rannych, praktycznie nie pojawiały się żadne głosy wzywające do "ujawnienia prawdy". Poseł Górski zresztą, gdy już ochłonął, przeprosił za pośrednictwem "Izwiestii" rosyjski rząd za wypowiedziane pod wpływem wzburzenia słowa. Spokojniej z Rosją Zdecydowana większość Polaków (w tym polscy specjaliści i urzędnicy oddelegowani na miejsce tragedii) docenia zaangażowanie i współpracę Rosjan, którzy - według generalnej opinii - stanęli na wysokości zadania. Wielu obserwatorów ocenia, że sytuacja, w której obie strony wykazują dobrą wolę i uważają, jak mogą, by nie deptać sobie nawzajem po odciskach może przyczynić się do trwałego - a przynajmniej trwającego czas jakiś - ocieplenia stosunków pomiędzy dwoma krajami. Rosjanie czują, że muszą przed światem, Polską i własnym społeczeństwem pokazać "ludzką twarz" i sprawne działanie wobec tragedii, która wydarzyła się przecież na ich terytorium i odbiła donośnym echem we wszystkich chyba krajach świata. Polacy z kolei potrafią to docenić nie zarzucając im cynizmu. Okazało się, że potrafimy też nie odnosić się do Rosjan w sposób stereotypowy, co nader często - przyznajmy - czyniliśmy do tej pory. Te stereotypy zapewne wkrótce powrócą, choć - być może - w osłabionej wersji, podobnie, jak pomarańczowa rewolucja osłabiła w naszym kraju negatywny stereotyp Ukraińca. Dojrzewamy? Nikt chyba nie spodziewał się, że obędzie się bez zgrzytów, i bez zgrzytów się nie obywa. Rozmiar jednak tych zgrzytów jest w skali wydarzeń tak niewielki, że zastanowić się należy, czy nie warto zacząć podważać negatywnych stereotypów dotyczących samych Polaków? Nie od dziś wiadomo, że Polacy jednoczą się i działają sprawnie podczas wielkich wybuchów narodowej emocji, ale umiarkowani i wyciszeni bywają rzadko, zwłaszcza w odniesieniu do spraw wzbudzających kontrowersje. Rzadko też silne uderzenie w polski gmach napotykało tak solidne i niewzruszone fundamenty. Czyżbyśmy, po długim jak na nasz kraj okresie bez zbrojnych konfliktów, po przemianach ustrojowych i zbudowaniu "małej stabilizacji", zaczęli w końcu dojrzewać? Czyżbyśmy wyzbywali się podejrzliwości - ze względów historycznych przecież jakoś zrozumiałej? Czyżbyśmy zaczynali zrzucać skórę gotowych w każdej chwili chwycić za broń zapalczywców? Czyżby Polska, którą mieliśmy w końcu czas zbudować (choć i tak sarkamy na tempo tej budowy) była Polską bardziej solidną, niż nam samym się wydawało? Jest dobrze, ale nie najgorzej Być może jest w tej "pochwale Polski" przesada. W końcu to nie prezydent i jego administracja pełnią faktyczną władzę w państwie, dlatego Rzeczpospolita nadal działa sprawnie. W końcu nie było prawie żadnego praktycznego powodu, dla którego gospodarka miałaby się zawalić. W końcu zadaniem konstytucji jest ustalenie "planu B" na wypadek każdej tragedii, i jeśli ten "plan B" jest ustalony, musi zadziałać. Patrząc jednak na kondukty żałobne jadące ulicami wyciszonej Warszawy, patrząc na znicze wystawione przez obywateli przed Pałacem Prezydenckim honorujące zabitych w katastrofie, w tym nie tylko Lecha i Marię Kaczyńskich, ale też Prezydenta RP i Pierwszą Damę, wydaje się, że widać nieco inną Polskę. Nie, Polska się nie zmieni. Ale... I nie mam na myśli Polski pogodzonej na chwilę, po dziecinnemu i emocjonalnie, w której natchnieni kibice zaczęli po opadnięciu emocji znów gonić się po ulicach. Oczywiście, że nie, bo nikt rozsądny nie ma przecież chyba wątpliwości, że gdy tragicznie zmarli zostaną pochowani (a Kraków przyzwyczai się do nowego sarkofagu w wawelskiej krypcie) nie wróci polityczne okładanie się po głowach. Oczywiście, że wróci, i to być może jeszcze bardziej zajadłe, niż do tej pory, bo podszyte bólem. Ten kraj nie zmieni się po 10 kwietnia tak samo, jak nie zmienił się po śmierci papieża. Ale ten kraj już przed 10 kwietnia był inny, niż go przyzwyczailiśmy się postrzegać. Bo Polska chyba jest inna, niż przyzwyczailiśmy się o niej myśleć. O wiele bardziej stabilna, o wiele mniej chaotyczna, o wiele lepiej zorganizowana, obywatelska, odpowiedzialna, o wiele bardziej rozsądna. Ta Polska po prostu dobrze działa. I oby to nie było złudzenie. Ziemowit Szczerek