To na pewno zostanie świetnie przyjęte przez organizatorów balu ku czci 90-lecia odzyskania niepodległości, bowiem w Polsce nawet taniec jest niezbędnym składnikiem pokutującej ideologii, czyli mówiąc językiem braci bliźniaków - polityki historycznej. I gdy ministrowie kancelarii ćwiczą już kroki poloneza, to prosty lud polski z upiorną uciechą pląsa dance macabre. Jak inaczej nazwać bowiem taniec z trupami? Taniec bez reguł, raczej spazmatyczny pląs świętego Wita? W dodatku z Ruskimi w tle? Podjęto bowiem decyzję o wyjęciu z trumny szczątków generała Władysława Sikorskiego, aby ostatecznie przesądzić, z czyjej ręki poległ. Bo że wypadek w Gibraltarze był tylko lotniczym wypadkiem, już nikt nie wierzy. Obwinia się o ten skrytobójczy akt albo Polaków, albo Anglików, albo Rosjan. Nie wiem, w jaki sposób ekshumacja generała ma dowieść winy którejkolwiek z podejrzanych stron, bo jest mało prawdopodobne, by generał sam z siebie wyznał to ekshumującym. Równie dobrze można by zacząć wykopaliska archeologiczne w Hiroszimie, by dowiedzieć się, w co ubrany był pilot samolotu, z którego w sierpniu 1945 roku spadła bomba atomowa. W sprawie Sikorskiego dodatkowo kołacze się jeszcze pytanie, dlaczego IPN nie puka do archiwów brytyjskich, gdzie niewątpliwie są wiarygodne dokumenty, tylko zakłóca wodzowi wawelski sen wieczny? Jeśli Brytyjczycy utajnili papiery na ten temat na kilka dekad, to niechybnie znajduje się tam coś, co zagadkę może rozwiązać. Ale my, Polacy, rzadko działamy racjonalnie - zamiast zrobić kwerendę w źródłach, ruszamy w makabryczny tan. Z wykopkami sławnych Polaków zawsze dzieje się tragikomicznie. Nie żeby boki zrywać, bo okoliczność to ponura, ale śmiechu i łez opanować nie sposób. Po prostu dance macabre. Przypomnijmy sobie ekshumację szczątków Witkacego, którego mogiłę rozkopano gdzieś na Ukrainie, zwieziono szczątki twórcy do Zakopanego i tam w teatralnej oprawie pochowano. Nawet telewizja przyjechała. A przecież już wówczas, gdy truchło nabożnie uczczono, wiadome było, że święte kosteczki należały nie do mężczyzny, ale do kobiety w wieku rozrodczym. Ale furda tam! Witkacy wielkim był jajcarzem, więc uznano, że dla zmylenia władz PRL mógł już po swym zejściu śmiertelnym zamienić się w młodą kobietę. Tym bardziej że śmierć pisarza obciąża głównie Ruskich, których wejście do Lwowa do cna załamało Witkacego. Ostatnie publikacje w prasie dowodzą, że ktoś związany z Witkacym w latach 60. odebrał od protetyka jego sztuczną szczękę, więc może pisarz żart swój posunął do tego stopnia, że przeżył wojnę, a nawet - co być może - z ukrycia obserwował własny pochówek na Pęksowym Brzyzku? A jak było z ostatnim naszym królem? Też zdołowanym przez Ruskich? Przez carat zmuszonym do haniebnej abdykacji. Są dowody, że Stanisława Augusta otruto z inicjatywy petersburskiej Lukrecji Borgii, czyli carycy Katarzyny II. Ciała króla, podobnie jak Witkacego, dotąd nie odnaleziono, choć analiza DNA mogłaby uchylić tajemnicy, czym konkretnie otruto Stanisława Augusta i dlaczego. Przeprowadzona w Wołczynie, dokąd zwłoki trafiły z Petersburga, ekshumacja zamiast kości króla odkryła kosteczki... kury. Nie mamy danych, czy była to kura nioska. Tym bardziej dziwi nas fakt, że tak rwąc się do rozkopywania grobów i grzebania w trupach, zrezygnowano z ekshumacji serca Chopina, złożonego w warszawskim kościele św. Krzyża. Ponoć minister kultury zabronił. Widać, słaby tancerz z niego. A przecież badanie resztek mogłoby odpowiedzieć przynajmniej na jedną kwestię, czy pianista Fryderyk chorował na mukowiscydozę, czy nie chorował. Ale uwaga! Istnieje też inny, ważniejszy trop, również prowadzący do Rosji... A to może sprawić, że minister kultury - naciśnięty przez pion śledczy IPN - może wydać zgodę na ekshumację. Ergo, podpowiadam: kochanicą Chopina była niejaka George Sand, której prawdziwe imię brzmiało... no, jak? Aurora! Trochę rozumiem ministra kultury. Ktoś musi trzymać fason. Kiedy po śmierci Jana Pawła II z różnych stron kraju rozległy się jęki: Dajcie nam papieskie relikwie! Chcemy palec Karola, my nogę, my serce chcemy! Dajcie nam ramię świętego! Błagamy o kolano jego świątobliwości, o włosy, prosimy, albo Jego oko dajcie nam!!! - wtedy Europa oddech głęboko wstrzymała z przerażenia. Co się dzieje? Mamy już XXI wiek, a Polacy nadal żyją w średniowieczu? Stąd pewnie pochodzi kulturalny opór ministra, by ograniczać dance macabre i trochę cywilizacyjnie przyspieszyć. Czy to się uda? Można wątpić. Głośno ostatnio o filmie o Westerplatte, w którym walczący żołnierze zachowują się jak... żołnierze walczący. Chleją wódę, strzelają, przeklinają, zabijają, modlą się, znów chleją, wspominają, giną, opowiadają o dupach, odnoszą rany, strzelają. Tymczasem wiemy, a potwierdza to nam ojczysta mitologia, że na Westerplatte nie walczyli zwykli żołnierze. Walczyli gladiatorzy bez skazy, niemal półbogowie, którzy z Bogurodzicą na ustach, nie mogąc zatopić niemieckiego pancernika, który przybył do Danzig z kurtuazyjną wizytą, pewnego dnia nie wytrzymali, ustawili się w czwórki i poszli do nieba. Czy to jest jakiś pyszny dance macabre... A zatem co nam pozostaje? Rozkopać mogiłę, ekshumować bohaterów, jakoś ich tymczasowo do kupy poskładać i przesłuchać w wojskowej prokuraturze w Poznaniu, by poznać prawdę... Ale jak mi się zdaje, w polskim dance macabre nie chodzi o żadną prawdę. Idzie raczej o dowód, że w naszej polityce do każdego, szczytnego czy banalnego celu należy iść po trupach. Bez zahamowań moralnych, kulturalnych czy estetycznych. Bo, jak uczy Machiavelli, to cel uświęca środki. NAJWESELSZY dance macabre zarządził w tych dniach ostatnich Jerzy Urban. Zbrzydzony ideologicznymi ekshumacjami na Powązkach, gdzie dziś odmawia się jednym prawa do ziemi zasłużonej i obsadza groby wysokimi tujami, by nie raziły oczu prawych i sprawiedliwych, zaś na widoku kładzie się politycznie poprawniejszych, złożył publiczną propozycję nie do odrzucenia. Możecie ekshumować stamtąd moich rodziców, zasugerował Urban, leżą tam niemal na tej samej grządce, gdzie Geremek, a prochy ich rozsypcie, choćby na śmietniku. Przecież trzeba robić miejsce następnym zasłużonym. "Marchlewski, Bierut czy Świerczewski woleliby przecież cieszyć się tylko sobą nawzajem, niż być poprzetykani Borem, Andersem i Kuklińskim" - pisze Urban. henryk.martenka@angora.com.pl