Mateusz Lubiński, INTERIA.PL: - Jakie jest pana pierwsze wrażenie po wystąpieniu Donalda Tuska dziś w Sejmie? Błażej Poboży: - Dość dziwne to było dla mnie. W sytuacji, gdy niedawno zwłaszcza minister finansów tak krytykował propozycje PiS, to zaskakuje skala obietnic złożonych przez Tuska. Trochę przypominało to wystąpienie wyborcze w myśl hasła, że "nikt nie da wam tyle, ile my możemy obiecać". - Propozycje premiera są interesujące, czy to polityka prorodzinna, czy rozwój inwestycji drogowych i energetyki. Ale potrzebne są na to duże pieniądze. Jak pan uważa, czy to dobrze z punktu widzenia Platformy Obywatelskiej i rządu, że premier tak długo na jesienną ofensywę opozycji praktycznie nie reagował? - Bierność i wycofanie premiera było dużym błędem strategicznym. Jeśli nawet sam premier się na to zdecydował, to powinien ktoś go w obronie przed atakami opozycji zastąpić. Problem polega na tym, że nie bardzo jest ktoś taki w PO z właściwą premierowi swadą i umiejętnością rozładowywania napięć. Czy premier tym przemówieniem się obronił i jest w stanie ostatnią tendencję sondażową odwrócić? - Moim zdaniem nie. Ta przewaga ujawniona w pierwszym badaniu TNS sprzed tygodnia , została potwierdzona teraz w dwóch kolejnych badaniach i wskazuje stałą tendencję wzrostową PiS oraz spadającą Platformy. Nie spodziewam się, by w najbliższych miesiącach nastąpiło odwrócenie tych tendencji. - Tym bardziej, że to przemówienie Tuska jest rozczarowujące, bo wysyła niespójny komunikat. Jak można jednocześnie krytykować rozwiązania gospodarcze PiS i jednocześnie obiecywać wzrost inwestycji? W moim odczuciu mogłyby wymienione przez premiera inwestycje popchnąć Polskę bardzo do przodu, ale z drugiej strony budzi to wszystko obawę, skąd wziąć na to pieniądze? Uważa pan, że premier nie wskazał drogi w kwestii poradzenia sobie z kryzysem? - Można tak powiedzieć. Moim zdaniem wystąpienie Tuska to deklaracja obrony wzrostu gospodarczego za wszelką cenę. To wystąpienie na czas prosperity, gdy możemy sobie pozwolić na wielkie inwestycje. Tymczasem wygląda na to, że nasza sytuacja jest inna. Wyhamowanie wzrostu gospodarczego wskazuje, że kryzys puka do naszych drzwi, a my jesteśmy w sytuacji, w której staramy się go nie wpuścić. - Być może politycy PO postanowili pójść na skróty. PiS zostało ze swoimi pomysłami przelicytowane, a nastawialiśmy się na mowę o zaciskaniu pasa. Jakie są pana zdaniem przyczyny takiej sytuacji? Premier chciał przede wszystkim ratować sondaże? - To, co się przewijało na początku i na końcu tego wystąpienia, to hasło odbudowy wiary i nadziei. Premier, jak sądzę, chciał odbudować zaufanie dla rządu i swojej macierzystej formacji. - Wbrew wstępnym deklaracjom, że wystąpienie nie ma żadnych ukrytych celów, to jego główną motywacją była chęć rozładowania napięcia wokół planów opozycji, która mówi o konstruktywnym wotum zaufania i wysuwa kandydatów na premiera.