Słońce na Antarktydzie Już starożytni wierzyli, że nasza planeta jest w miarę gładkim dyskiem, unoszącym się w przestrzeni dzięki wstawiennictwu (bądź też "własnoręcznej" pomocy) bóstw. Teoria, wedle której nasza planeta jest płaska, wciąż ma zwolenników. W XIX w. Samuel Rowbotham wydał książkę "The Earth is not a Globe", w której ukazał swoją wizję Ziemi. Według niego, jest ona dyskiem otoczonym warstwą lodu o wysokości ok. pięćdziesięciu metrów (która zabezpieczała wyciek wody z gładkiej powierzchni) - my znamy ją pod nazwą Antarktydy. Ponad wszystkim, na wysokości zaledwie kilkuset kilometrów, krąży Słońce o średnicy... 52 km, podobnych rozmiarów Księżyc oraz mniejsze ciała: planety i gwiazdy. Co ciekawe, poglądy noszącego pseudonim "Parallax" mężczyzny zyskały wielu entuzjastów. Na tyle wielu, że po jego śmierci założyli oni, funkcjonujące na przestrzeni lat pod różnymi nazwami, Towarzystwo Płaskiej Ziemi. Z krótkimi przerwami istnieje ono do dziś. Obecnie liczy 421 członków, jednak w początkach XXI wieku było ich ponad trzy tysiące. Głównie są to mieszkańcy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Hitler i wklęsła Ziemia Opowieści o płaskiej Ziemi, choć i tak niewiarygodne, nie są wcale najbardziej absurdalnymi z tych, jakie można napotkać. O wiele bardziej kontrowersyjna jest teoria, wedle której nasza planeta jest... wklęsła, a my żyjemy w jej wnętrzu. Zgodnie z nią, podczas oglądania np. nocnego nieba nad Krakowem jest możliwe podziwianie wybrzeży Ameryki Północnej, wysp na Pacyfiku czy Oceanu Indyjskiego... Wedle różnych stanowisk, w centrum pustego globu znajduje się - zawieszone nieruchomo bądź krążące po skomplikowanej orbicie - Słońce oraz strefa gwiazd stałych. Jeżeli wierzyć niektórym pogłoskom, gorącym zwolennikiem takiego modelu naszej planety był Adolf Hitler, który w 1940 roku wysłał ponoć ekspedycję naukową, mającą zbadać prawdziwość tej teorii. Badania te nie przyniosły pożądanego efektu - co nie jest niespodzianką. Wciąż jednak żyją ludzie, którzy usilnie wierzą w to, w co siedemdziesiąt lat temu uwierzył wódz III Rzeszy. Najsłynniejszym z nich jest Rolf Kepler, potomek Johanesa Keplera, słynnego astronoma z przełomu XVI i XVII wieku. Podobnie jak zwolennicy płaskiej Ziemi, Rolf posiada swoją stronę internetową, na której prezentuje argumenty na rzecz słuszności wyznawanej teorii: zdjęcia, mapy i schematy. "Agartha" - podziemny świat Nieco podobna do wcześniejszej, ale nieco mniej szalona, jest hipoteza mówiąca, że owszem, Ziemia jest kulą, faktycznie okrąża Słońce, ale istnieje wewnątrz niej także drugi, ukryty świat, do którego wejścia znajdują się na biegunach. Możliwość istnienia takiej podziemnej krainy (nazywanej "Agarthą") wewnątrz pustego globu pojawiała się w świadomości ludzi już wiele lat temu. W odróżnieniu od wcześniej przytaczanych hipotez, w przypadku tej mamy do czynienia z człowiekiem, który w czasach współczesnych zawędrował rzekomo do tajemniczego, podziemnego świata i z niego powrócił. Mowa o lotniku Richardzie Byrdzie, który podczas jednej ze swoich wypraw w okolice bieguna miał... wlecieć do wnętrza Ziemi! Opisywał potem zielone wzgórza, zwierzęta podobne do mamutów i miasta, a wszystko to skąpane w dziwnym świetle. Jego rewelacje zostały przyjęte z dużą rezerwą, ale obszerność i szczegółowość przedstawionych przezeń opisów, a także opowieści innych, nieznanych mu osób (np. żeglarzy z Morza Północnego) pozwalają sądzić, że stworzona w ten sposób teoria może mieć w sobie jakieś ziarno prawdy. Ziemia ciągle się rozrasta... Czwarta teoria nie zakłada ani sekretnych światów, ani murów z lodu. Hipoteza ekspandującej Ziemi nawiązuje do tego, jak nasza planeta wyglądała w przeszłości. Z lekcji geografii znamy dobrze zjawisko wędrówki kontynentów, znajdujące uzasadnienie w teorii tektoniki płyt. Okazuje się jednak, że mimo powszechności i dużej zgodności z aktualną wiedzą, posiada ona pewne braki, które skwapliwie wychwytują sceptycy. I oto, nie wszystkie zmiany zachodzące na naszej planecie da się wytłumaczyć ruchami górnej części litosfery. Niektórzy uczeni zauważyli na przykład, że powierzchnia największych akwenów wodnych nie jest stała i powoli rośnie. A skoro rośnie, oznacza to, że Ziemia musi się rozszerzać... Co więcej, okazuje się, że nigdzie na naszej planecie nie można znaleźć skał z dna morskiego starszych niż z okresu Jury, co wskazywałoby na to, że wcześniej żadnych mórz ani oceanów nie było. Zwolennicy stanowiska, wedle którego Ziemia nieustannie się rozszerza, wskazują między innymi na istnienie "korzeni płyt litosfery", czyli osadzonych w głębszych warstwach płaszcza fragmentów płyt tektonicznych, co w praktyce uniemożliwia ich poruszanie się. Dodatkowo, stref subdukcji (czyli takich, gdzie płyta zostaje zniszczona) jest mniej niż stref spreadingu (czyli powstawania). Jeden z największych orędowników teorii, polski naukowiec, J. Koziar, sugeruje, jakoby dynamiczny rozrost naszej planety rozpoczął się w epoce Jury i postępował wykładniczo do dziś. Nie wyjaśnia jednak, czy tym samym Ziemia zmniejsza stopniowo swoją gęstość (przez co słabnie grawitacja), czy może pozyskuje materiał, na przykład z przestrzeni kosmicznej. Jeżeli jednak wierzyć wyliczeniom, według których rokrocznie na powierzchnię Ziemi spada około pięćdziesięciu tysięcy ton meteorytów, robi się ciekawie. ... Albo kurczy Opozycję dla teorii ekspansji stanowi pogląd głoszący, że Błękitna Planeta nieustannie się kurczy. Dzieje się tak z powodu stopniowego ochładzania globu, trwającego od momentu jego powstania. Proces kontrakcji powoduje zatem, że nasza planeta zmniejsza swoje rozmiary, niczym balon z którego powoli uchodzi powietrze. Widocznymi tego efektami są między innymi dryfy kontynentów czy ruchy górotwórcze. Faktem jest, że ciała niebieskie zmniejszają czasem swoje rozmiary. Czynią to jednak tylko w początkowych stadiach istnienia, głównie z powodu własnej masy, i to jedynie do określonej granicy. Czasem zdarza się także, że wiekowe gwiazdy u kresu swego żywota zapadają się pod swoim ciężarem i wybuchają jako supernowe. Nauka nie zna jeszcze jednak przypadku supernowej-planety. Trudno sobie wyobrazić Ziemię, która z przypominającego Jowisza giganta staje się stopniowo malutkim w kosmicznej skali kawałkiem skały. Mnogość teorii, jedność przekazu? Czy zatem mamy jakiekolwiek naukowe podstawy by sądzić, że któraś z powyższych teorii jest prawdziwa? Cóż, wizja Ziemi-dysku, oblanego wszechoceanem czy otoczonego lodowym murem nie może być w świetle obecnej wiedzy brana na poważnie. Także i pozostałe teorie, może z wyjątkiem tej o rozszerzającej się planecie, nie potrafią się obronić. Ich orędownicy, ślepo wierzący w swoje racje, będą musieli z czasem oddać pole badaczom, prezentującym coraz to nowsze zdjęcia odległych planet i galaktyk. Pofantazjować jednak przecież zawsze można. Tomasz Czernich