Niedziela Zatłoczone wagoniki metra pustoszeją na stacji Museum. Zbliża się godzina 18. Z podziemnego pasażu tłum zmierza w jednym kierunku. Ku wyjściu na Plac Wacława. Ludzie mają w rękach świece. Ci, którzy nie przynieśli ich z domów, zaczepiają o otwarty w podziemiach sklep. - Normalnych już nie mieli wzięłam więc zapachowe - tłumaczy młoda dziewczyna swojemu chłopakowi, pokazując dwie kolorowe świeczki. Tuż po ogłoszeniu wiadomości o śmierci byłego prezydenta Czesi zaczęli przynosić świece i kwiaty w miejscach, które uznali za najbardziej związane z życiem i działalnością Vaclava Havla: pod willą gdzie mieszkał, w Alei Narodowej pod tablicą upamiętniającą manifestację studentów z 1989 roku, pod siedzibą Fundacji Olgi i Vaclava Havlów. I oczywiście pod pomnikiem św. Wacława, patrona Czech. Odzew na apel zamieszczony na portalach społecznościowych, aby uczcić pamięć prezydenta właśnie pod "koniem" - jak się powszechnie określa pomnik - zaskoczył nawet organizatorów. Z podziemi metra co rusz wynurza się kolejna fala ludzi, nadchodzą z przystanków tramwajowych. Na pomniku są już zdjęcia zmarłego. W oczy rzuca się plakat filmowy "Obywatel Havel". Kilkutysięczny tłum czeka w milczeniu. Organizatorzy informują, że po uroczystości kto chce może z nimi podążyć na wyspę Kampa, bo tam zapłonie ognisko i będzie można wspomnieć zmarłego. Uroczystość pod pomnikiem jest krótka. Wpierw pieśń "Modlitwa Marty", hymn aksamitnej rewolucji 1989 roku. Kiedy się kończy ktoś intonuje hymn narodowy. A po nim szybko gasnące skandowanie kilku zebranych: Niech żyje Havel! Tłum nie podjął okrzyku. Zamiast tego rozbrzmiewa dzwonienie kluczami. Tysiące ludzi potrząsa wzniesionymi nad głowami pękami kluczy. Tak żegnali komunistów przed 22 laty, dając im do zrozumienia, że czas zamknąć zbankrutowany interes i odejść. - Nie mogłam usiedzieć w domu - wyjaśnia starsza kobieta, która nie kryje łez. - Nie umiem posługiwać się komputerem. Córka do mnie zadzwoniła, że jest ta uroczystość. Jestem tu, aby podziękować za wszystko panu prezydentowi. Poniedziałek - Chcę się pożegnać, oddać mu hołd, dla mnie to najważniejsza postać naszej historii - Honza studiuje prawo, ma 21 lat. Drepcze w miejscu próbując się rozgrzać, w ręku trzyma czerwoną różę. - Dzięki niemu dorastałem w wolnym kraju. Komunizm znam z opowieści rodziców. Na szczęście - dodaje. Wraz z dwoma kolegami z prawa stoi w kolejce do centrum Pražska Křižovatka. Od kilku godzin wystawiona jest tu trumna ze zwłokami Vaclava Havla. Po ponad godzinie czekania jest mniej więcej w połowie kolejki. - Nie ma znaczenia, jak długo będę czekać. Choćbym miał przypłacić to chorobą, to muszę. Kolejka posuwa się powoli, w milczeniu. W oczy rzuca się obecność wielu młodych ludzi. - Kiedy prezydent Havel odchodził ze stanowiska miałam 17 lat - mówi Kateřina. - Polityką się nie interesowałam, ale teraz, kiedy widzę jak wygląda nasze państwo, jaka jest korupcja to doceniam kim był i ile zrobił. On się nie zmienił, kiedy został prezydentem. Był człowiekiem, który miał swoje poglądy i nie zmieniał ich, by zyskać na popularności. Wtorek - Najczęściej większość ławek jest zapełniona, ale zapełniona takim czeskim sposobem, po trzy, cztery osoby - Irena, polska lekarka od lat mieszkająca w Pradze mówi o kościele pod wezwaniem Najświętszego Salwatora, w którym msze odprawia wieloletni przyjaciel Vaclava Havla ksiądz Tomasz Halik. Halik jest znanym teologiem i filozofem, jego kazania przyciągają nawet niewierzących. We wtorkowy wieczór jezuici wpuścili przybyłych również na balkony. Requiem dla Vaclava Havla sprawiło, że świątynia wypełniła się po brzegi. Po niektórych widać, ze są zagubieni. Są mężczyźni, którzy uznali, że niekonieczne jest zdjęcie czapki, wiele osób nie wiedząc co począć z rękami trzyma je w kieszeniach. Prawie dwugodzinna msza z muzyką Mozarta. - To moja pierwsza msza w życiu - mówi 40-letni mężczyzna. - Dowiedziałem się od znajomego, który jest wierzącym katolikiem. Zachęcał mnie. Przyszedłem z ciekawości i nie żałuję. Mądre słowa tutaj padły. Środa "Wziąłem wolne w pracy", "nie poszedłem na zajęcia" - to najczęstsze słowa, tych którzy zdecydowali się przed 8 rano pojawić się przed centrum Pražska Křižovatka. Ponad 10 tys. ludzi uznało, że należy pana prezydenta odprowadzić na Hrad, do siedziby głowy państwa. - Nas nie wpuszczą na oficjalny pogrzeb, nie jesteśmy nikim ważnym, a Vaclav Havel był naszym prezydentem - mówi 50-letnia kobieta. Przyjechała z mężem z Pilzna. Przenocowała u rodziny. - Wie pan myślę, że nigdy już nie będziemy mieli kogoś takiego. Media transmitujące tego dnia uroczystość przewiezienia trumny ze zwłokami byłego prezydenta zauważyły, że wielu ludzi płakało. Nawet żołnierze, z jednostek specjalnych. Czwartek Od dwóch dni trwa oficjalna żałoba narodowa. Kolejka Czechów chcących oddać hołd prezydentowi nie zmniejsza się. Ludzie cierpliwie stoją na Hradczanach, aby przez chwilkę być przed trumną Havla. Nie gasną świeczki w Alei Narodowej, ani pod pomnikiem św. Wacława. Wśród zniczów kartki ze słynnym credo byłego prezydenta: "Prawda i miłość muszą zwyciężyć kłamstwo i nienawiść". Z boku pomnika ktoś pozostawił inną kartkę: "Król nie żyje, następcy nie ma". Media poinformowały, że w sklepach w centrum stolicy Czech nie sposób kupić świeczek. Zostały wyprzedane. Mariusz Surosz * * * Mariusz Surosz - polski dziennikarz i publicysta, mieszkający w Pradze, autor książki "Pepiki"