Slavko uważa się za filozofa. Chrześcijańskiego, jak twierdzi. Choć jeśli chodzi o styl życia, to bliżej mu do tych pogańskich, z dawnych Aten. Slavko kręci się po rodzinnym Ochrydzie, do którego powrócił po latach życia w alternatywnych dzielnicach miast zachodniej Europy. Kręci się, i za drobne datki naucza przechodniów i turystów. Głosi, że głosi prawdę. Teoretycznie głównie tę chrześcijańską, ale nie da się ukryć, że jego konikiem jest głoszenie prawdy dotyczącej pochodzenia i dziedzictwa narodu macedońskiego. Świat według Slavka, czyli wielka słowiańska cywilizacja na trzech kontynentach - Po pierwsze więc - naucza Slavko - półwysep Bałkański to tak naprawdę półwysep Macedoński, tylko świat o tym zapomniał. Podobnie jak o tym, że Adriatyk to macedońskie morze i jądro (Jadro, bo po macedońsku Adriatyk to Jadransko More) słowiańskiego świata. I świata w ogóle. Bo półwysep Macedoński to nie tylko praojczyzna Słowian, ale w ogóle odwieczne centrum, wokół którego kręcą się ludzkie sprawy. Slavko naucza, że Słowianie to jeden z najstarszych ludów w historii. I że wcale nie przybyli na Bałkany w VI wieku n.e., jak uważają historycy z tą swoją nudną, oficjalną wersją dziejów, tylko siedzą na półwyspie co najmniej od epoki brązu. - Słowianie - naucza Slavko popijając piwo w jazzowej knajpeczce niedaleko jeziora Ochrydzkiego (które kazał sobie postawić w zamian za wygłoszenie prawdy) - stworzyli niesamowite cywilizacje na trzech kontynentach. Właśnie tak. Na trzech. - W Europie to wiadomo, ale jeszcze do tego w Azji i Afryce - wyjaśnia Slavko. - Bo jeśli od słowa Slabinia, czyli Słowiańszczyzna, odejmiesz "S", to zostaje ci Labinia. I teraz patrz: Lebanon, czyli Liban. A poza tym Libia. Rozumiesz? Ludzi o poglądach zbliżonych do Slavka jest w Macedonii sporo. Opinia, że starożytni Macedończycy to Słowianie (włącznie z największym ich synem - Aleksandrem Macedońskim) też jest w Macedonii całkiem rozpowszechniona. "Jesteśmy tym, kim chcemy" A wydawałoby się, że Słowianie Południowi mają wszystko, co potrzeba, żeby stworzyć własną, osobną, wielką tradycję narodową: słowiańskie pismo i piśmiennictwo, misję Cyryla i Metodego, aspiracje do trzeciego Rzymu, cywilizacją sięgającą po przedpola starożytności - czego chcieć więcej? Z punktu widzenia Polaków, którzy w porównaniu do starych europejskich cywilizacji świeżo wyszli z borów i dąbrów - to aż nadto. Po co mieszać do tego wszystkiego jeszcze Macedończyków? Współcześni Macedończycy kulturę mają słowiańską, a to przecież kultura najczęściej determinuje tożsamość. To dlatego Węgrzy nie nawiązują w swojej tożsamości do Słowian Panońskich, w których w gruncie rzeczy roztopiły się geny ugrofińskich najeźdźców, tylko właśnie do stepowych Madziarów, których język i tradycję przejęli. - Mamy prawo powoływać się na takie dziedzictwo, jakie nam się podoba. - Twierdzi kategorycznie doktor Boban Petrovski z wydziału historii Uniwersytetu świętych Cyryla i Metodego w Skopje. - Bułgarzy mają kulturę słowiańską, a często powołują się na swoje etniczne, tureckie pochodzenie. Nadają swoim dzieciom takie imiona, jak Asparuch. My nazywamy swoje dzieci Aleksander czy Filip. Po prostu. Dr Petrovski - rzecz jasna - nie podziela poglądu filozofa Slavka na temat słowiańskości starożytnych Macedończyków i Aleksandra z Filipami. Zapewnia, że nie podziela go również większość Macedończyków. Czyli co - w wyborze macedońskiej tożsamości chodziłoby o ciągłość genetyczną? Bo Słowianie - jak i zdecydowana większość innych najeźdźców - gdy pojawili się na Bałkanach, nie wyrżnęli przecież ich poprzednich mieszkańców do nogi, tylko się z nimi zmieszali. Dla Polaków, którzy w swojej tożsamości rzadko nawiązują do nadwiślańskich Wandalów i Celtów (choć pojawiają się takie głosy!) - wygląda to trochę dziwnie. Polskie spojrzenie na tożsamość narodową nie jest jedynym obowiązującym - Z perspektywy Polaków być może - przyznaje Petrović. - Ale już z perspektywy Francuzów - nie, bo oni nawiązują do swoich galijskich, a więc celtyckich przodków. Ale nie chodzi nawet o ciągłość genetyczną Nikt przecież tak naprawdę nie jest w stanie udowodnić, że naprawdę jesteśmy potomkami Macedończyków. Od starożytności minęło jednak trochę czasu. Ja - na przykład - mogę być potomkiem, powiedzmy, normańskiego krzyżowca. Kto to wie. Nasza tożsamość to po prostu wybór, nic więcej. Mamy do niego prawo. "Nazwa Polski to dowód, że Grecy to Słowianie", czyli kto komu kradnie tożsamość Slavko inaczej patrzy na sprawę. Słowianie byli tu od zawsze, wszyscy inni są uzurpatorami. Albo zdrajcami słowiańskości. - Jesteś Polakiem, a więc Słowianinem, a więc też Macedończykiem - mówi Slavko. - A wiesz, że właśnie nazwa Polski to dowód, że Grecy to tak naprawdę Słowianie? Patrz: od słowa Polska pochodzi greckie słowo "polis", czyli państwo... No właśnie, Grecy. Żadna dyskusja o narodowej tożsamości Macedończyków nie może się bez nich odbyć. Na ich punkcie ciśnienie skacze niejednemu Macedończykowi. I to nie tylko Slavkowi i jemu podobnym. To wszystko dlatego, bo Atenom nie podoba się, że Macedonia nazywa się Macedonią, a Macedończycy - Macedończykami. Grecy uważają, że słowiańscy Macedończycy kradną im tożsamość. Bo Macedończycy - twierdzą Grecy - byli starożytni byli helleńskimi Dorami, a nie Słowianami. Dlatego historia Macedonii jest wyłącznie greckim dziedzictwem i nic Słowianom do niego. A poza wszystkim w północnej Grecji istnieje prowincja, która nazywa się Macedonia, I tylko ta kraina nawiązuje tożsamością do antycznej Macedonii, i kropka. W związku z tym Grecy nie zgadzają się, by pojugosławiańska republika również tak się nazywała. Póki co - wskutek greckiego protestu - Macedonia na forum międzynarodowym nosi bardzo niezgrabną nazwę FYROM (Former Yugoslav Republic of Macedonia). Ów FYROM jednak nie zamierza ukrywać, że nawiązuje do tradycji starożytnej Macedonii i Grecy co rusz muszą protestować. Oprotestowali już - na przykład - budowę w centrum Skopje gigantycznego pomnika Aleksandra Wielkiego. Oprotestowali fakt, że jego imię skopijskiemu lotnisku. I generalnie Grecy protestować muszą przez cały czas, bo ulic, placów i instytucji imienia Aleksandra jest tyle, ile w Polsce podobnych imienia Jana Pawła II. - W porządku, starożytni Macedończycy Słowianami nie byli - denerwuje się Petrovski - ale nie byli także Grekami, więc Grecy wcale nie są bardziej uprawnieni do ich dziedzictwa. Opinia światowej nauki nie jest w tej materii tak kategorycznie jednoznaczna, jak opinia Petrovskiego. Dla wielu kwestia jest nadal otwarta, ale większość specjalistów klasyfikuje jednak język starożytnych Macedończyków jako dialekt Greki. Ale nawet, jeśli - jak uważa Petrovski - starożytni Macedończycy Grekami nie byli, to jednak to z Grekami właśnie wchodzili w historyczne interakcje, a nie ze Słowianami, którzy ledwie się w czasach przewag Aleksandra wyodrębniali dopiero z indoeuropejskiej bryły. Tożsamość jako rzecz umowna, czyli mity i ściemy narodowe Dla Macedończyków nie ma to znaczenia. Wybór tożsamości, którego dokonali jest jasny. - Większość naszych przodków dokonała kiedyś wyboru jakiejś kultury - mówi Petrovski. - Społeczeństwa nie są homogeniczne. Zapewne każdy z nas miał przodka, który przyjął obcą dla kulturę z jakiegoś powodu, choćby dlatego, że przeniósł się w jej obszar, albo dlatego, że wydała mu się atrakcyjna. Nie istnieje coś takiego, jak genetyczne albo kulturowe prawo do kultury. Jeśli będę chciał zostać Japończykiem, to zostanę. Bo to moja sprawa. Zdarzały się zresztą w historii takie cuda. Polacy nawiązywali do Sarmatów, choć niewiele o nich na ogół wiedzieli. Węgrzy szukali przodków wśród Sumerów. Do irańskiego pochodzenia nawiązuje też wielu Chorwatów, choć tutaj sytuacja jest odwrotna: kultura Chorwatów jest jak najbardziej słowiańska, "irańskie" ma ich być ich pochodzenie... właśnie, jakie? Genetyczne? Niezależnie od tego, wielu Chorwatów uważa się nie za Słowian, a za lud irański. Naród jako wspólnota wyobrażona Benedict Anderson, politolog brytyjsko-amerykański, w 1983 roku wydał książkę o "wspólnotach wyobrażonych". Pisał tam, że narodu nie determinuje wspólne pochodzenie ani nawet wspólny język, a wspólne wyobrażenie o więzi między jego członkami. Nigdzie teza ta nie uwidacznia się tak wyraźnie, jak w Macedonii. Owszem, tożsamość Macedończyków jest i słowiańska, i nawiązująca do starożytnego ludu, który zamieszkiwał mniej więcej tam, gdzie mieszkają obecni Macedończycy. Ale lokalni historycy nawet nie próbują udawać tego, co udaje większość narodów na świecie - że ich członkowie są strażnikami uświęconej, wspólnej spuścizny umotywowanej ze względu na kulturę czy pochodzenie. W Macedonii król jest nagi i nie robi z tego specjalnego problemu. Część spoiwa narodowego Macedończyków, wynika z przyjęcia pewnego założenia. I głównie tylko takim filozofom, jak Slavko to przeszkadza. Przeszkadza to również Grekom, którzy nie chcą się dzielić tradycją, która uznają za swoją. Z drugiej strony - są realistami. Zdają sobie sprawę, że nie uda im się zmusić niepodległego państwa do wyrzeczenia się własnej nazwy. Tym bardziej, że już raz Macedończycy musieli pójść z nimi na bolesny kompromis i pod naciskiem Aten zmienili swoją flagę. Macedończycy bowiem zaraz po oderwaniu się od Jugosławii umieścili na sztandarze tzw. słońce z Werginy, antyczny symbol znaleziony na grobie, który podobno jest grobem Filipa II Macedońskiego. Grecy się wściekli. Słońce wergińskie znalazło się szybko na fladze Macedonii greckiej. A niedługo później Ateny zmusiły Skopje do przestylizowania słońca na fladze tak, by przypominało każde inne, ale nie to z Werginy. W 2002 roku nowa flaga Macedonii zajęła wprawdzie drugie miejsce w konkursie na najładniejszą flagę świata organizowanym przez "The World Almanac and Book of Facts", ale cóż to za pociecha. Jak w końcu nazwać Macedonię? Zmiana flagi odebrana została przez wielu Macedończyków jako upokorzenie, tym bardziej, że - bądź co bądź - byli pierwsi. A co dopiero zmiana nazwy. Dlatego Greków - jak sami deklarują - zadowoli dodanie do nazwy "Macedonia" jeszcze jednego, dookreślającego słowa. Jak na przykład "Północna Macedonia" czy "Macedonia Wardarska" (od przepływającej przez Skopje rzeki Wardar), czy po prostu "Macedonia Słowiańska". - Macedończycy nie zgodzą się na nazwę "Macedonia Wardarska", to zły pomysł - twierdzi dr Petrovski - Bo jest w niej semantyczna nieścisłość. Wardar płynie nie tylko przez Macedonię. Macedończycy nie mogą zgodzić się na "Macedonię Wardarską" z jeszcze jednego względu: to po prostu nazwa jednego z regionów historycznej Macedonii, który pokrywa się prawie idealnie z obecnymi granicami Republiki Macedonii. W Bułgarii leży część krainy nazywana Macedonią Pirińską, a w Grecji - Macedonia Egejska. Nikt w Macedonii - oczywiście - nie przyzna się oficjalnie do jakichkolwiek irredentystycznych mrzonek, podobnie, jak w Polsce czy Niemczech żadna partia chcąca się liczyć na scenie politycznej nie opowiada o odzyskaniu wschodnich kresów. Idea "wielkiej Macedonii" zresztą nie jest w tym kraju aż tak popowa, jak na przykład idea "wielkich Węgier" nad Balatonem. Ale mentalne okrojenie Macedonii wyłącznie do tej Wardarskiej raczej się jednak narodowi nie spodoba. No dobrze. To może "Macedonia Słowiańska"? I w ogóle jaka Macedonia? Słowiańska czy może albańska? - Nie do przyjęcia - macha ręką dr Petrovski - bo mamy przecież wiele niesłowiańskich mniejszości: Aromuni, Turcy, ale przede wszystkim Albańczycy. Jest ich tu prawie jedna czwarta społeczeństwa. Właśnie. Tożsamość macedońskich Słowian to rzecz jedna. Ale jeśli powiedziało się A, i głównie ze względu na Albańczyków Skopje nie może się zgodzić na - skądinąd kuszącą - nazwę "Republika Słowiańskiej Macedonii", to należałoby powiedzieć i B. Czy Skopje ma ambicje rozszerzyć macedońską tożsamość na Albańczyków? - To trudna kwestia - przyznaje Petrovski. - Gdy wyjeżdżają za granicę, utożsamiają się bardziej z Macedonią, niż z Albanią. Ale w kraju prowadzimy raczej bioi paralleloi. Żywoty równoległe. To prawda. Macedonia ma w zasadzie dwie stolice: słowiańskojęzyczne Skopje i albańskojęzyczny Shkup. Granica między jednym a drugim przebiega raz bardziej, raz mniej wyraźnie, ale w centrum wyraźna jest bardzo. Jest nią rzeka Wardar. Obie strony - macedońską i albańską - łączy słynny kamienny most. Po jednej stronie Wardaru powstaje wspomniany już pomnik Aleksandra Wielkiego. Na obsmarowanym tagami cokole stoi rewolucjonista Goce Dełczew (dzielony z Bułgarami). Po drugiej stronie - konny Skanderbeg. W macedońskiej części śródmieścia - XIX-wieczne budynki mieszają się z jugosłowiańską i pojugosłowiańską zabudową. Poturecką czarsziję z jej wąziutkimi uliczkami, najeżoną minaretami - zajęli Albańczycy. Przed kamiennym mostem kończy się na szyldach cyrylica. Za nim - zaczyna się łacinka. Kończy się prawosławie, zaczyna islam. Czarnowłosi mężczyźni wystylizowani na południowych pięknisiów siedzą w filigranowych knajpeczkach przy równie filigranowych naparstkach herbaty i kawy. Studenci w uniwersytecie świętych Cyryla i Metodego zbijają się w narodowe grupy. Wśród młodych Macedończyków zdarzają się subkulturowe ubiory: są tu skejci, punki, metalowcy. Styl, jak wszędzie w świecie zachodu. Młodzi Albańczycy wyglądają bardziej, jak ich tureccy czy arabscy rówieśnicy: to styl śródziemnomorskiego żigolaka. Żywoty równoległe Wykształceni Macedończycy unikają antyalbańskich tyrad, i raczej vice versa. Po ustaleniach ochrydzkich z 2001 roku, kończących macedońską wojnę domową, stosunki między oboma etniami ułożono na zasadach wyśrubowanej politycznej poprawności i tak pozostaje do dzisiaj. Polityczna poprawność zresztą jest w tym aspirującym do UE i NATO państwie prawie jak religia. Albańczycy mianowani są na macedońskich ambasadorów, i to w kluczowych państwach, a nie na bananowych zesłaniach. Obecny rząd to koalicja partii macedońskich i albańskich. Albańczycy objęli m.in. resorty zdrowia, gospodarki, samorządu lokalnego, pracy i polityki społecznej i środowiska. Ale co z tożsamością? Macedońscy Albańczycy pretendują do czegoś, co można by nazwać "przypuszczeniem do tożsamości". Pojawiły się głosy, by macedońską flagę wzbogacić o albańskie symbole. Gdy na terenie górującej nad Skopje fortecy znaleziono fundamenty kościoła z XIII-go wieku, postanowiono go odbudować i przerobić na muzeum, Albańczycy (w tym wysoko postawieni albańscy politycy) zaczęli domagać się postawienia obok kościoła meczetu. Nie szło tutaj o argumenty natury historycznej, bowiem żadnego meczetu tam nigdy nie było. Chodziło o manifestację: jesteśmy częścią tego kraju. Pytanie tylko, czy macedońscy Albańczycy aspirują do wzbogacenia tożsamości macedońskiej, czy rozszerzenia albańskiej o Macedonię? Czy w wyniku "przypuszczenia do tożsamości" słowiańscy Macedończycy mieliby się - poza nawiązywaniem do Słowian i starożytnych Macedończyków - identyfikować także z albańskością? Czy Albańczycy mieliby się czuć po części uczestnikami wspólnoty celebrującej spuściznę południowych Słowian i starożytnych Macedończyków? Wspólny naród słowiańsko-albański? - Niespecjalnie - mówi Bekim, albański student politologii na uniwersytecie świętych Cyryla i Metodego. - Wspólny naród: to brzmiałoby wspaniale, ale to jest rzecz nie do zrealizowania. My, Albańczycy, po prostu chcemy być mocniej reprezentowani w Macedonii. Pragniemy, by nasza tożsamość była manifestowana - w hymnie, w symbolice. Nie chcemy być mniejszością - chcemy być współgospodarzami. Póki co - w hymnie jest Goce Dełczew, w godle i na fladze - macedońskie słońce. To nie są nasze symbole, tylko symbole państwa, w którym żyjemy. W "przypuszczeniu do tożsamości" zatem chodzi raczej o tożsamość państwa, a nie tożsamość etniczną Macedończyków. To nie koniec tożsamościowych zawirowań Macedończyków. W Bułgarii popularny jest pogląd, że Macedończycy to w gruncie rzeczy Bułgarzy, a język macedoński to dialekt bułgarskiego. Niektórzy Macedończycy (na przykład Slavko) kontrują, że równie dobrze można powiedzieć, że Bułgarzy to Macedończycy, których najechali tureccy barbarzyńcy i oderwali od głównego pnia. Macedońscy nacjonaliści kolportują ulotki, na których wzywają do zjednoczenia Macedonii Wardarskiej (obecna Macedonia skopijska) z Macedonią Pirińską (południowo-wschodnia Bułgaria) z Macedonią Egejską (Grecja). Przy czym - jak to zwykle w takich przypadkach bywa - niespecjalnie interesuje narodowców fakt, że na terenach, których przyłączenia się domagają, prawie już nikt się do macedońskiej tożsamości nie poczuwa. Przynajmniej nie do takiej jej formy, do jakiej poczuwają się macedońscy Macedończycy. Świat traci cierpliwość Tymczasem kwestia nazwy Macedonii staje się coraz bardziej paląca. Grecy zablokowali Macedończykom wstęp do UE i NATO - a w Sojuszu na Bałkanach nie ma jeszcze tylko Bośni, Serbii i Czarnogóry. W 2008 roku Skopje pozwało Ateny przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Proces się nadal toczy, ale cierpliwość traci już społeczność międzynarodowa. W kwietniu 2011 roku na oba kraje naciskać zaczął Parlament Europejski. Obie strony konfliktu skarciła w lipcu Hillary Clinton przypominając, że jeśli obie strony pozostaną tak uparte, jak są, negocjacje nie ruszą się z miejsca. Tyle tylko, że to nie Grecji zależy na ich ruszeniu, a Macedonii właśnie. Identyczną taktykę stosowała w czasie negocjacji Chorwacji ze strukturami euroatlantyckimi Słowenia podczas negocjacji przebiegu granicy morskiej na Zatoce Pirańskiej. - Pewnie do nazwy Macedonia dodamy jakieś słowo w nawiasie, na przykład "Skopje", i w końcu będzie po sprawie - mówi dr Petrovski. Przydałoby się. Bo sprawa ciągnie się już tak długo, że jest równolatką młodej macedońskiej republiki. - Ciągnie się, bo żeby osiągnąć kompromis, potrzebne są ustępstwa obu stron - narzeka Suncica, młoda dziennikarka codziennej gazety "Nowa Makedonija". - A póki co to tylko my ustępujemy. Ale sprawę trzeba rozwiązać, bo Macedonia nie może już dłużej być zakładnikiem Grecji. Nawet, jeśli Grecy wymuszą na Macedończykach zmianę nazwy, nie zmienią tożsamości, którą wybrali Macedończycy, ergo: nie rozwiążą problemu. - Nas w ogóle nie interesuje spór Macedonii z Grecją o nazwę - ogłasza Adnan, z wykształcenia dziennikarz, chwilowo, jak mówi, bezrobotny. Popija mocną kawę w kawiarence w skopijskiej czarszii. Posłodził tyle, że łyżeczka mogłaby mu spokojnie stać w filiżance na sztorc. - To nie jest nasza sprawa. Drażni nas to tylko, bo wstrzymuje integrację europejską Macedonii. Kraju, który chcę także uważać za mój kraj. Nas nie interesuje kwestia, kto jest mocniej uprawniony do spuścizny po Macedończykach: Słowianie, czy Grecy. Ja osobiście uważam zresztą, że jeśli już, to Grecy. Oni są tutaj już od jakiegoś czasu. A my jeszcze dłużej. To Słowianie są tu nowi. W zasadzie równie dobrze - śmieje się Adnan - Macedończycy mogliby się poczuwać do naszej, albańskiej tożsamości. Pewnie, mogliby. Gdyby ten wybór był równie atrakcyjny, jak tożsamość starożytnych Macedończyków - czemu nie. Tożsamość jak towar w sklepie Tożsamości narodowe są trochę jak towary w sklepie. Im bardziej atrakcyjna w regionie staje się marka Polski, tym więcej Białorusinów (a także Ukraińców, a nawet Litwinów) utożsamia się z tradycją Rzeczypospolitej. Tożsamość starożytnych Macedończyków jest - jak widać - atrakcyjna. Poza tym - tradycja, na którą powołuje się więcej, niż jeden organizm państwowy to na świecie rzecz nierzadka: do spuścizny Rusi Kijowskiej poczuwają się zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie. Część Słowaków jest skłonna za część swojego bagażu kulturowego uznać dzieje Korony Świętego Stefana, Rumuni i Włosi dzielą tradycję Imperium Rzymskiego. Nie tylko zresztą oni: do tej ostatniej aspirowała swego czasu również Turcja (po zdobyciu Konstantynopola), a pośrednio Niemcy (Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego) i - przez Bizancjum - Rosja i Bułgaria (idea trzeciego Rzymu). Grecy muszą po prostu zaakceptować fakt, że w sklepie z tożsamościami ktoś wybrał ten sam towar, co oni. Muszą nauczyć się dzielić swoją tożsamością. Z prostego powodu - bo nie mają innego wyjścia. Ziemowit Szczerek