Premier rozpoczęła swoje wystąpienie słowami: "Suma małych spraw tworzy wielkie sprawy, dlatego powiem krótko... Program naszego rządu mogę zawrzeć w jednym zdaniu: po pierwsze rozwój, po drugie rozwój, po trzecie rozwój". "Dziecko to nie koszt, a inwestycja" Beata Szydło wielokrotnie podkreślała, że głównym priorytetem nowego rządu jest polityka wyrównania szans i zrównoważonego rozwoju. - Dziecko to nie koszt, a inwestycja - mówiła w expose Beata Szydło. - Polska musi zatem wykorzystać potencjał intelektualny obywateli i ich znaną na świecie kreatywność - dodała. Zmiany w zakresie oświaty, o których mówiła premier w expose, to przede wszystkim: wycofanie obowiązku szkolnego dla 6-latków, powrót do 8-letnich szkół podstawowych i 4-letniego liceum, odbudowanie szkolnictwa zawodowego i dostosowanie go do potrzeb gospodarki, a także odbiurokratyzowanie szkolnictwa wyższego. 6-latki w szkole wbrew woli rodziców - Należy powiedzieć o wprowadzonym wbrew woli rodziców obowiązku szkolnym dla 6-latków. Nasz rząd cofnie te zmiany. Polscy rodzice będą mieli prawo wyboru, bo najlepiej znają swoje dzieci. To rodzice będą decydowali, czy ich dziecko pójdzie do szkoły w wieku lat pięciu czy siedmiu. Te zmianę przeprowadzimy w ciągu pierwszych 100 dni rządu - zadeklarowała premier Beata Szydło w expose. Rzecznik ZNP ocenia w rozmowie z Interią, że zapowiedziane przez Beatę Szydło "prawo wyboru" będzie miało wymiar czysto teoretyczny. - Pani premier mówiła, że to rodzice będą decydować, czy sześciolatek ma iść do szkoły. Ale tak naprawdę oznacza to wycofanie się z reformy. Rodzice będą musieli udać się do poradni po zaświadczenie o gotowości szkolnej dziecka, co w praktyce oznacza dodatkowe utrudnienia i powrót do starego modelu - tłumaczy Kaszulanis. Powrót do przeszłości Wśród najważniejszych reform premier wymieniła także likwidację gimnazjów. PiS chce powrotu do systemu sprzed 1999 roku. Beata Szydło zadeklarowała bowiem powrót do 8-letnich szkół podstawowych oraz 4-letnich liceów, techników i szkół zawodowych. Zapowiedziała jednocześnie, że szkoły nie będą zamykane, a wręcz przeciwnie - otwieranych będzie ich jeszcze więcej. - Pani premier zapowiedziała powrót do przeszłości, czyli do systemu oświaty bez gimnazjum i bez sześciolatków w pierwszej klasie. Te zapowiedzi budzą w nauczycielach wiele emocji, a najwięcej wśród nauczycieli gimnazjów. W tej chwili do Związku napływa bardzo wiele próśb o wsparcie od samorządów, szkół, grup uczniów i rodziców, którzy chcą, by gimnazja pozostały m.in. dlatego, że gimnazjaliści mają dobre wyniki w nauczaniu (PISA), a gimnazja nie są takie złe, jak je malują. Uważamy, że za pomysłem likwidacji gimnazjów stoją emocjonalne przesłanki, a nie fakty i analizy - komentuje rzecznik ZNP. Nauczyciele nie mają się czego obawiać Według Beaty Szydło droga do sukcesu to "wysokie wymagania merytoryczne, wychowawcze i mocne kształtowanie świadomości". Premier w expose zapowiedziała, że nowy rząd chce, by zawód nauczyciela zyskał należną pozycję i godność, a dzieci były jak najlepiej kształcone i wychowywane przez polską szkołę. Następnie zwróciła się bezpośrednio do pedagogów i nauczycieli, którzy mają obawy w związku z zapowiadanymi, wielki reformami: - Naszym nadrzędnym celem będzie wykorzystanie waszego doświadczenia. Zmiany będziemy wprowadzać w uzgodnieniu z państwem - mówiła premier. Magdalena Kaszulanis ma wątpliwości, co do zapewnień premier Beaty Szydło: - Nauczyciele mają się nie obawiać... Teoretycznie istnieje taka możliwość, aby nauczyciele z gimnazjów otrzymali pracę w innych placówkach. Jednak obawiamy się, że samorządy dodatkowe godziny będą przeznaczać na zwiększanie niepełnych etatów nauczycieli już teraz zatrudnionych w szkołach podstawowych i w liceach. To z punktu widzenia samorządów tańsze rozwiązanie. Tu może pojawić się problem. Beata Szydło zapowiedziała także, że pierwszą decyzją minister edukacji Anny Zalewskiej będzie likwidacja tzw. godzin karcianych. Są to dwie dodatkowe lekcje w tygodniu, które nauczyciel ma przeznaczać na pracę z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Wątpliwości merytoryczne Jakie są jednak realne szanse na wprowadzenie wszystkich zapowiadanych w expose zmian? - Mamy też bardzo dużo obaw merytorycznych związanych z podstawą programową i egzaminami zewnętrznymi. W 2009 roku wszystkie podstawy programowe zostały zmienione, w związku z czym pojawiły się nowe programy nauczania, podręczniki. Teraz to wszystko znowu wymagałoby kolejnych zmian i wprowadzenia nowych podstaw programowych, właściwie od szkoły podstawowej. Dzisiaj podstawy programowe są tak skonstruowane, że mamy ciągłość programową pomiędzy gimnazjum a pierwszą klasą szkoły ponadgimnazjalnej. Jeśli zlikwidujemy gimnazja, będziemy musieli zrezygnować z tego systemu i przygotować nowe podstawy programowe dla liceów, techników i szkół zawodowych. To wymaga czasu, namysłu. Na pewno nie wystarczą 3-4 miesiące, aby wszystko kompleksowo skonstruować - komentuje Magdalena Kaszulanis. - Wiele pytań i wątpliwości pojawia się także w stosunku do uczniów, którzy już dziś są w tym systemie i aktualnie realizują obecne podstawy programowe. Co z nimi? Co z ich przyszłością? Mam na myśli system egzaminów zewnętrznych. Jeśli zmienią się podstawy programowe, muszą zmienić się egzaminy zewnętrzne. Jakim trybem będą podążać ci, którzy już dziś są w szkole podstawowej czy w gimnazjum? Jakie egzaminy będą zdawać? Czy według nowych, czy starych podstaw programowych? Wątpliwości i pytań natury merytorycznej nauczyciele mają bardzo wiele - dodaje rzecznik Związku Nauczycielstwa Polskiego. Premier Beata Szydło mówiła w swoim wystąpieniu o tym, że wiedzę i postawę młodych ludzi powinna kształtować szkoła, a "elementem" tej postawy powinno być silne poczucie tożsamości narodowej i patriotyzm. Z tego powodu zapowiedziała także powrót do pełnego nauczania historii w szkołach i realizowanie klasycznego kanonu lektur. Odbudowa szkolnictwa zawodowego, wolność na uczelniach - Nauka musi współpracować z biznesem. Szkolnictwo zawodowe musi być dostosowane do rzeczywistych warunków rynku pracy - stwierdziła Beata Szydło. Wspomniała, że - jeżdżąc po Polsce - rozmawiała z przedsiębiorcami, którzy mówili jej, że w Polsce brakuje fachowców. Chcą zatrudniać młodych, ale brak im kwalifikacji. - Trzeba odbudować polskie szkolnictwo zawodowe i to zrealizujemy! - zapewniła premier. - W ten sposób będziemy mogli wspierać rozwój gospodarki i ograniczać bezpieczeństwo bezrobocia wśród młodych - dodała w wygłoszonym dziś expose. Zdaniem premier, polscy naukowcy powinni mieć szanse na to, by się kształcić i prowadzić własne kariery naukowe. Zadeklarowała, że rząd będzie robić wszystko, by na uczelnie "powrócił nastrój wolności badań i wypowiedzi oraz wolności kontaktów z ludźmi reprezentującymi różne, także mniej popularne, poglądy". Justyna Mastalerz