Ciarki przebiegają po plecach, kiedy czyta się akt oskarżenia przeciwko Jagodzie B. Natychmiast pojawiają się pytania. Skąd u zaledwie 15-letniej dziewczyny tyle zła? Tyle okrucieństwa? Nienawiści? Swoim zachowaniem przypomina nieco bohatera "Ballady o Januszku", serialu Henryka Bielskiego, nakręconego dwadzieścia lat temu. Tyle że życiorys dziewczyny jest z pewnością inny. Jej rodzice nie żyją. Jest sierotą. Miała zaledwie pięć lat, kiedy trafiła do domu dziecka. Potem została przeniesiona do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. I tu zaczęła zapisywać swoją niechlubną kartę. Opinia wychowawców na temat Jagódki była jak najbardziej negatywna. Dziewczyna nie chciała się uczyć, wagarowała. Do dzisiaj udało się jej skończyć zaledwie piątą klasę szkoły podstawowej. Przez lata pobytu w ośrodku zapamiętano ją jako prowokatorkę konfliktów. Jej zachowanie opisywano jako aroganckie i wulgarne. Jagoda - jak nietrudno się domyślić - wiele razy uciekała z ośrodka wychowawczego. W czasie tych "wypadów" poznała nowe towarzystwo, które nie stroniło ani od alkoholu, ani od narkotyków. Po zatrzymaniu przez policję Jagoda została poddana badaniom psychologicznym i psychiatrycznym. "Sprawność intelektualna Jagody B. mieści się w normie - pisze w swojej opinii biegły psycholog. - Nie wykazuje ona dysfunkcji procesów poznawczych, które wskazywałyby na istnienie zmian organicznych w obrębie ośrodka układu nerwowego. Stwierdzono natomiast cechy osobowości nieprawidłowej - dyssocjalnej z cechami znacznej demoralizacji". Wysoki stopień demoralizacji dziewczyny potwierdzają również biegli lekarze psychiatrzy. Po jej przebadaniu doszli też do wniosku, że nie ma żadnych podstaw, aby kwestionować jej poczytalność. Co więcej, zdaniem psychiatrów, Jagoda nie powinna być już umieszczana w zakładzie poprawczym, ten bowiem już nic w niej nie zmieni. Biegli nie mają wątpliwości, że dziewczyna powinna stanąć przed sądem i odpowiadać za swoje czyny jak osoba dorosła.