Prezydent USA odniósł się podczas briefingu do katastrofy malezyjskiego samolotu. Podkreślił, że do tragedii doszło na terytorium kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów, a samolot został zestrzelony. "Musimy być pewni, że prawda wyjdzie na jaw" "Mężczyźni, kobiety, dzieci, również niemowlęta zostały zabite. Nasze myśli są z ich rodzinami. Musimy się skupić na odzyskaniu ciał tych, którzy tam zginęli. Musimy być pewni, że prawda wyjdzie na jaw, a osoby odpowiedzialne zostaną rozliczone za swoje czyny" - mówił Obama. Zaznaczył, że różne kraje wysyłają swoje ekipy na miejsce katastrofy, by zebrać dowody i przygotować protokoły. "Domagamy się absolutnego dostępu do miejsca katastrofy. Śledztwo powinno być przejrzyste" - apelował. "To obraza dla rodzin" Prezydent USA przypomniał, że Petro Poroszenko ogłosił zawieszenie broni w miejscu, w którym doszło do wypadku. "Niestety separatyści ciągle przeszkadzają śledczym w dostępie do wraku. Oddawane są strzały w powietrze. Usuwane są też fragmenty rozbitej maszyny" - dodał. Zaznaczył, że z miejsca katastrofy separatyści usuwają również ciała. "To obraza dla rodzin. To nie powinno mieć miejsca" - ocenił. "Rosja popierała separatystów. Wiemy, że ich uzbroiła - włącznie z bronią przeciwlotniczą. Biorąc pod uwagę bezpośredni wpływ, jaki Rosja ma na separatystów, Putin musi teraz ich przekonać, by udostępnili miejsce katastrofy. Doceniam słowa prezydenta Rosji, ale za tym muszą iść odpowiednie czyny" - mówił Obama. Zdaniem prezydenta USA za bezpieczeństwo ekspertów pracujących na miejscu katastrofy odpowiedzialni są "separatyści i ich rosyjscy sponsorzy". EKM