W ubiegłym tygodniu rosyjskie myśliwce przeleciały 20 razy nad amerykańskim niszczycielem USS Donald Cook, który znajdował się na międzynarodowych wodach Bałtyku. Na pokładzie znajdował się m.in. polski śmigłowiec. Kto kogo przestraszy - Prowokacje, z którymi mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich dni, tworzą sytuację, którą za wszelką cenę trzeba wyeliminować. Rosja musi zrozumieć, że prowokacje nie będą tolerowane - grzmiał po incydencie z udziałem rosyjskich myśliwców na Bałtyku szef MON Antoni Macierewicz. - Musimy zapobiegać incydentom i wypadkom, a jeżeli do nich dojdzie upewnić się, że nie wymkną się spod kontroli - dodał sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Jeszcze dosadniej wypowiedział się w czwartek gen. Curtis Scaparrotti, amerykański kandydat na dowódcę sił NATO w Europie. - Rosja stanowi największe zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych. Waszyngton powinien niezłomnie potwierdzić swoje prawa. (...) Z perspektywy militarnej powinniśmy żeglować i latać wszędzie tam, gdzie zezwala na to prawo międzynarodowe, i powinniśmy być silni, wyraźni i konsekwentni w naszym przesłaniu w tej kwestii - zadeklarował. - To jest zabawa, kto kogo bardziej przestraszy - zauważył na antenie TVN24 prof. Roman Kuźniar. Były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego jest zdania, że Amerykanie powinni byli "ostrzelać rosyjskie myśliwce". Nowy porządek świata O co gra Kreml i czemu mają służyć kolejne prowokacje? - zapytaliśmy Jurija Felsztinskiego, rosyjskiego historyka i publicystę mieszkającego w Stanach Zjednoczonych. - Władimir Putin zabiega o to, aby społeczność międzynarodowa uznała nowy porządek świata. W centrum jego doktryny znajduje się przekonanie, że putinowska Rosja ma prawo realizować dowolnie swoją politykę zagraniczną, kontrolować strefy wpływu i zdobywać nowe - uważa nasz rozmówca. - Taktycznym narzędziem, umożliwiającym wprowadzanie tej strategii jest inicjowanie konfliktów w różnych częściach świata, a następnie zażegnywanie ich przy wspólnym udziale USA, co ma pokazać, że Rosja jest równym partnerem dla Ameryki. Rosja nie może konkurować z USA czy UE pod względem gospodarczym, ale może produkować broń i generować konflikty. Sprzedaż broni jest poważnym zastrzykiem dla finansów państwa, a działania zbrojne instrumentem pozwalającym na osiąganie politycznych wpływów - dodaje Jurij Felsztinski. Putin nie jest dyktatorem W opinii historyka, aneksja Krymu była tylko początkiem agresywnych działań Kremla, a Rosja wciąż "szuka nowych ognisk zapalnych". - Chodzi o Abchazję i Osetię Południową - dla nowej wojny z Gruzją; podsycanie konfliktu na Ukrainie; Naddniestrze - aby przejąć potencjał Mołdawii; Syrię, Turcję i Kurdystan - aby podzielić NATO, a także dalszą destabilizację sytuacji na Bliskim Wschodzie, bo to wpływa na istotny dla Rosji wzrost cen ropy. Do tego dochodzi konflikt w Karabachu, bazy wojskowe na Białorusi, które mogą być wstępem do aneksji; ponowne połączenie z Rosją Kaliningradu, a także wyjaśnienie "kwestii rosyjskiej" w krajach bałtyckich; dalsze prowokowanie NATO; zajęcie Arktyki, i wysunięcie roszczenia o zwrot Alaski - wylicza Jurij Felsztinski. Nasz rozmówca nie wyklucza także dalszego zaostrzenia retoryki rosyjskich polityków i, wzorem zimnej wojny, wznowienia na szerszą skalę szantażu nuklearnego. Jurij Felsztinski uważa, że nawet zmiana prezydenta Rosji nic nie zmieni w polityce Kremla, o ile nie dojdzie do wymiany całej klasy rządzącej. - Władimir Putin nie jest dyktatorem. Doszedł do władzy jako przedstawiciel FSB (dawniej KGB). Jego odejście nic nie zmieni, jeśli wciąż będą rządzić oficerowie służb. - Powinniśmy się przygotować na gorące lato, i wcale nie mam tu na myśli globalnego ocieplenia - kwituje rosyjski historyk i publicysta.