Dariusz Jaroń, Interia: Depresja nadal jest tematem tabu w Polsce? Anna Morawska: Tak. Osoby cierpiące na depresję wciąż są stygmatyzowane. Depresja jest chorobą psychiczną. Kto powie otwarcie, że leczy się psychiatrycznie, bierze leki antydepresyjne, dostaje łatkę na czoło. Jedni zaczynają patrzeć na niego z dystansem, inni zupełnie się odsuwają. To najgorsze, co można zrobić. A depresji nie trzeba się wstydzić. Chorzy na depresję żyją i pracują wokół nas. Są wszędzie: wśród naszych znajomych, przyjaciół, kolegów ze szkoły czy pracy. Przeraża mnie to, że muszą się ukrywać. Ukrywać? - Mój kolega z telewizji zgodził się na rozmowę do książki "Twarze depresji", ale poprosił o zachowanie anonimowości. Boi się, że ktoś wykorzysta wiadomość o chorobie przeciwko niemu i straci pracę. Kiedy dowiadujemy się, że ktoś choruje na depresję nadal pojawia się mur i wspomniana łatka. A może to wariat? Niepoczytalny? Nie wywiąże się ze swoich obowiązków? Nic z tych rzeczy! Skąd bierze się ten stereotyp chorego? - Przede wszystkim z niewiedzy. Dlatego trzeba mówić o tym, czym jest depresja i jak ją leczyć. Depresja to choroba jak każda inna. Jedni biorą insulinę, inni leki antydepresyjne lub chodzą na terapię. W trakcie kuracji zachowują się normalnie. Są świetnymi pracownikami, odnoszą sukcesy. Nie skreślajmy tych ludzi. Nie stać nas na to, żeby wyrzucić armię chorych na depresję poza margines. Nie mamy do tego prawa. O jakich liczbach mówimy? - Według NFZ w Polsce na depresję leczy się ponad pół miliona osób, ale wiele wskazuje na to, że kolejny milion choruje, a nie leczy się w ramach Funduszu, bo są wielomiesięczne kolejki do specjalistów, a inni po prostu boją się pójść na konsultację do psychiatry czy psychologa. Koszty ponoszone z powodu depresji przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych w 2013 roku wyniosły 762 miliony złotych. Natomiast na leczenie pacjentów z depresją w tym samym roku NFZ wydał 163,5 mln zł. Razem to prawie miliard złotych. Co drugi Polak nie podejmuje leczenia depresji, więc skala problemu jest znacznie większa. Kto choruje na depresję? - Każdy może zachorować. W swojej książce skupiłam się na znanych postaciach, ale to nie jest choroba osób z pierwszych stron gazet. Może dotknąć każdego z nas - bez względu na wiek, status społeczny, płeć. Według Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego ryzyko zachorowania na depresję jest mniej więcej dwukrotnie wyższe w przypadku kobiet niż mężczyzn. Widać jednak wyraźnie, że choruje coraz więcej mężczyzn, ale też dzieci. Dzieci? - Mało kto głośno o tym mówi. Szacuje się, że ok. 2 proc. polskich dzieci choruje na depresję. Uważam, że te statystyki są niedoszacowane. Depresja u dzieci jest diagnozowana w taki sam sposób jak u dorosłych, ale jej objawy mogą być inne. To może być agresja, bunt, izolacja, brak chęci do pójścia do szkoły. Zdarza się, że lekarze i terapeuci mylą u dziecka depresję np. z ADHD. Problem polega na tym, że każda terapia, rozliczana przez NFZ, wymaga przypisania pacjentowi określonej choroby. Nie zawsze diagnoza jest oczywista. W związku z tym niektóre dzieci zamiast być dalej diagnozowane w kierunku depresji, trafiają do "worka" z ADHD i przechodzą kurację nieprzystosowaną do swojej choroby. Jak działa choroba? - Odbiera sens życia i siłę, by wstać z łóżka. W dużym uproszczeniu można stwierdzić, że chorym na depresję brakuje "hormonów szczęścia", neuroprzekaźników takich jak noradrenalina, serotonina i dopamina. Kiedy ich poziom jest zbyt niski, człowiek traci energię, chęć do życia, zainteresowanie. Nie ma siły zrobić sobie herbatę czy pójść do łazienki. Wszystko jest pozbawione sensu. Jedynym ratunkiem jest podjęcie leczenia. Można na początku udać się do lekarza rodzinnego, który ma prawo zapisać lek antydepresyjny, ale najlepsza będzie konsultacja z lekarzem psychiatrą lub psychologiem, ponieważ depresja jest chorobą psychiczną. To specjalista musi zdecydować czy konieczna jest terapia farmakologiczna czy wystarczająca będzie psychoterapia. - Doświadczenie kliniczne pokazuje, że w przypadku depresji najskuteczniejsze jest połączenie farmakoterapii i psychoterapii. Leki antydepresyjne działają zwykle dopiero po dwóch tygodniach i potrzeba czasu, żeby dopasować odpowiednie dla danego pacjenta. Należy też pamiętać, że są różne szkoły psychologiczne i trzeba znaleźć psychologa odpowiedniego dla siebie. Z badań wynika, że w przypadku depresji najskuteczniejsze są terapie: poznawcza, behawioralna i interpersonalna. Nie można pójść do ortopedy i liczyć na to, że wyleczy nam chore serce. Tak samo jest z psychologami - są różne terapie dla różnych problemów psychicznych. Trzeba zgłosić się na odpowiednią. Podkreślę, że bez podjęcia leczenia depresja jest chorobą śmiertelną - jednym z objawów tej choroby są myśli samobójcze. Każdy z nas ma gorsze dni. Kiedy zaczyna się depresja? - Gorsze samopoczucie przez kilka dni nie jest depresją, smutek z powodu rozstania, utraty pracy czy żałoby po śmierci bliskiej osoby również, o ile objawy nie trwają dłużej niż dwa tygodnie. Jeśli po tym czasie nie mamy siły pójść do pracy, wielką wyprawą jest wyjście do toalety, nie rozmawiamy z rodziną, tracimy apetyt i pojawiają się myśli samobójcze - wtedy nie tylko nam, ale też rodzinie i przyjaciołom powinna zapalić się lampka ostrzegawcza. Co to znaczy? - Na pewno nie można chorej osobie powiedzieć "weź się w garść". Trzeba namówić i zmotywować ją do podjęcia leczenia. Raz jeszcze przypomnę: nieleczona depresja jest chorobą śmiertelną. Według policyjnych statystyk w zeszłym roku samobójstwo popełniło ponad sześć tysięcy Polaków. Wiele z tych osób cierpiało na depresję. Gdyby w porę podjęli leczenie, dostali sygnał "idź do lekarza, daj sobie szansę"... Można dorosłą osobę zmusić do podjęcia leczenia? - Jeśli zagraża życiu swojemu lub innych, to owszem, można poddać ją hospitalizacji wbrew jej woli. Zgoda sądu jest formalnością w takich sytuacjach. Jeśli rozdaje rzeczy, żegna się z bliskimi - nie wolno takich znaków lekceważyć. Trzeba taką osobę spakować do samochodu i zawieźć do szpitala lub wezwać karetkę - to nasz obowiązek. Jak pacjent w gabinecie psychologa zwierzy się, że za moment zamierza popełnić samobójstwo, ten nie ma prawa go wypuścić, tylko skierować do szpitala. Nigdy nie wiemy, kiedy depresja okaże się śmiertelna. Niepokojących wyznań chorych na depresję nie można lekceważyć, bo czasami możemy komuś uratować życie, kierując go na leczenie. - Najważniejsze, żeby ta osoba poczuła nasze wsparcie i akceptację. Nie można powiedzieć "rusz się", "nie wymyślaj". Potrzeba silnej empatii, motywacji do podjęcia lecenia. Motywacją może być pokazanie tego, co traci się przez chorobę. Marek Piekarczyk przyznał na łamach pani książki, że bronił się przed próbami samobójczymi myśląc o swoich dzieciach. Miał dla kogo żyć. - Dlatego tak ważne jest pokazanie osobie chorej, że życie ma sens. Pokazanie co traci, wzbraniając się przed podjęciem leczenia: rodzinę, przyjaciół, pracę. Nie od razu pierwszym krokiem musi być wizyta u psychiatry. Fundacja Itaka prowadzi Antydepresyjny Telefon Zaufania. Każdy może skorzystać z bezpłatnej konsultacji z psychiatrą, który dyżuruje w poniedziałki od godz. 17-20 pod numerem (22) 654 40 41. Można też napisać w sprawie depresji do psychologa e-mail: porady@stopdepresji.pl. Z obu kontaktów mogą korzystać zarówno osoby chorujące na depresję, jak i ich bliscy, którzy np. nie wiedzą, jak im pomóc. Dzieci też dążą do samobójstwa? - Jak najbardziej. Coraz więcej dzieci w Polsce popełnia samobójstwo. Mówimy o nastolatkach? - Nie tylko. Psychiatrzy, z którym rozmawiałam mówią o pięciolatkach, w literaturze naukowej spotyka się nawet dwuletnie dzieci chorujące na depresję. Jak leczyć małe dziecko z depresji? - Niestety badania naukowe nie potwierdzają skuteczności farmakologii stosowanej u dorosłych. Układ nerwowy dziecka nie jest w pełni rozwinięty, dlatego najskuteczniejsza jest psychoterapia. W przypadku najmłodszych pacjentów przybiera ona formę zabawy; uczenia podejmowania decyzji, budowania poczucia własnej wartości. Depresja może pojawić się w każdym domu, nie tylko patologicznym. Czasem jej przyczyna nie musi być jasna, trwają badania nad tym, czy można odziedziczyć podatność na chorobę - "gen depresji". Twarzami kampanii, a także pani książki, zostały znane osoby, często po raz pierwszy przyznające się publicznie do swojej choroby. Trudno było je przekonać? - Bardzo trudno. Próbowałam namówić na rozmowę ok. 40 osób, pod nazwiskiem zgodziła się wystąpić co czwarta. Kilka w ostatnich chwili się wycofało. Szefostwo jednej firmy stwierdziło, że wiadomość o depresji tej osoby źle wpłynie na jej wizerunek. W pana pytaniu padło częste, stereotypowe stwierdzenie: "przyznać się do depresji". "Przyznać się" można do przestępstwa, zrobienia czegoś złego, a nie do depresji. Depresji nie należy się wstydzić. I wracamy do stygmatyzacji... - Tym większy ukłon dla bohaterów książki "Twarze depresji". Bohaterów, nie ofiar. Dla mnie ofiarami depresji są osoby, które z powodu tej choroby popełniły samobójstwo. Ci, którzy podjęli leczenie, stoczyli heroiczną walkę z chorobą, są bohaterami i teraz nie wstydzą się mówić o tym głośno. Mam nadzieję, że ich odwaga i cała kampania pomogą w oswojeniu społeczeństwa z depresją. Nie oceniajmy, tylko akceptujmy, bo depresja nie wybiera, nas też może dotknąć na kolejnym zakręcie życia. *** Cytaty pochodzą z książki Anny Morawskiej pt. "Twarze depresji". Publikacji towarzyszy kampania społeczna "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję". Organizatorzy akcji chcą zwrócić uwagę Polaków na problemy osób chorujących na depresję, pomóc przełamać stereotypy i przyczyny stygmatyzacji chorych. Ambasadorami kampanii zostali Andrzej Bober, Tomasz Jastrun, Joanna Racewicz, Kamil Sipowicz i Piotr Zelt, którzy sami doświadczyli depresji, a także Ewa Błaszczyk, Jarosław Gugała, Marta Kielczyk, Maciej Orłoś i Tomasz Wolny.