"Rachityczny" spisek i obrażeni Niemcy Ostatnio wokół postaci von Stauffenberga, osoby, której prawie udało się zabić Adolfa Hitlera, narasta skandal - Niemcy sprzeciwiają się, by ich narodowego bohatera grał w hollywoodzkiej superprodukcji Tom Cruise - członek potępianego i nielegalnego w Niemczech kościoła scjentologicznego. Wybór Cruise'a uważany jest za przejaw lekceważącego stosunku do Stauffenberga - męczennika niemieckiej antyhitlerowskiej opozycji. Niemcy oburzają się na każdy przejaw szargania pamięci Stauffenberga. Na słowa premiera Kaczyńskiego, który lekceważąco się na jego temat wypowiedział, dramatycznie zareagowała niemiecka prasa, i przypomniała, obrażona, że nikt nie śmie nazywać polskiej antykomunistycznej opozycji "rachityczną". Kaczyński zresztą myli się, spisek z 20 lipca 1944 roku miał silne i stabilne zaplecze, i - jeśli udałoby się zabić Hitlera, do czego było bardzo blisko - miał wielkie szanse powodzenia. Zresztą, prawdopodobnie Kaczyński, który interesuje się historią, był powyższego świadomy, a mówiąc o "rachityczności" spisku miał na myśli fakt, że w antyhitlerowskiej opozycji nie uczestniczyły szerokie niemieckie masy. Nie to jest jednak głównym powodem, dla którego Polska powinna podchodzić do postaci hrabiego Clausa Schenka von Stauffenberga z dużym dystansem. Cztery przypadki, które uratowały Hitlera Przypomnijmy jednak najpierw całą historię. 20 lipca 1944 roku Adolf Hitler ocalał wyłącznie dzięki zbiegowi mało znaczących - zdawałoby się - przypadków. "Wilczy Szaniec" był główną kwaterą Hitlera, która przypominała małe miasteczko: jego powierzchnia wynosiła 250 ha, w "Szańcu" działało kino, dwa kasyna, dwie herbaciarnie. Znajdowała się tam stacja kolejowa, przedstawicielstwa MSZ oraz naczelnych dowództw poszczególnych wojsk. Można powiedzieć,że była to faktyczna "wojenna stolica" III Rzeszy, odgrodzona od świata zasiekami i pasem pól minowych, strzeżona systemem wież wartowniczych i stanowisk CKM. Jej pozostałości leżą na Mazurach, w okolicy Kętrzyna. W 1992 roku odsłonięto tam tablicę upamiętniającą hrabiego Stauffenberga i jego zamach z 1944 roku. Hrabia Stauffenberg przybył wraz ze swym wtajemniczonym w spisek adiutantem do Szańca samolotem z Berlina, 20 lipca krótko po 10 rano. Około 12.30 miała rozpocząć się narada w sztabie Hitlera. Pod pretekstem zamiaru odświeżenia się po podróży, kazał prowadzić się do pomieszczeń gościnnych, gdzie przystąpił do uzbrajania przywiezionych ze sobą ładunków wybuchowych. Hrabia - inwalida wojenny, który podczas alianckiego ostrzału w Afryce stracił oko, lewą rękę i dwa palce prawej dłoni - długo, mimo pomocy adiutanta, nie mógł poradzić sobie z delikatnym mechanizmem. W rezultacie, zanim do drzwi nie zapukał żołnierz wzywający Stauffenberga na naradę, spiskowcy zdołali uzbroić tylko jeden z dwóch ładunków. To był pierwszy z powodów, dla których Hitler przeżył: przypadek nr 1. Po wejściu do sztabu, hrabia postawił teczkę zawierającą bombę pod dębowym stołem (fakt, że stół był dębowy był przypadkiem nr. 2) , w odległości około 1,5 metra od pochylającego się nad mapą frontową Hitlera. Zapalnik tykał. Pod pretekstem wykonania telefonu, hrabia wyszedł z baraku sztabowego i wsiadł do samolotu, który odleciał z powrotem do Berlina. Chwilę przed tym ktoś - zapewne pułkownik Brandt bądź generał Heusinger, ponieważ to oni stali najbliżej teczki - potknął się o nią. I to był przypadek nr 3, bo zdenerwowany Brandt - bądź Heusinger - przesunął teczkę za mocny wspornik, na którym opierał się stół. To uratowało Hitlera: uzbrojenie tylko jednego zapalnika osłabiło siłę eksplozji, ustawienie bomby za solidnym, dębowym stołem odgrodziło ją od Hitlera, poza tym - impet wybuchu został rozładowany przez otwarte i duże okna baraku - ślepy bunkier, w którym zazwyczaj odbywały się narady był akurat w remoncie (przypadek nr 4). Zginęły cztery osoby z otoczenia Hilera, sam kanclerz jednak wyszedł z zamachu jedynie ogłuszony, ze zdartym naskórkiem prawej dłoni, przywalony dębowym stołem i roztrzęsiony. Wyprowadzany z baraku przez generała Keitela, tego samego, który za niecały rok podpisze kapitulację III Rzeszy, wrzeszczał bełkotliwie o zdrajcach narodu, których istnienia od dawna się domyślał. Czuł się na tyle dobrze, by już za parę godzin podejmować Mussoliniego, który przybył do Szańca z dwugodzinną wizytą i z dumą pokazywać ruiny baraku, z których wyszedł cało.