Prawo i Sprawiedliwość przygotowuje ustawę, która umożliwi przeprowadzenie lustracji nazw ulic i placów. Historyczne postacie, które miały powiązania z systemem komunistycznym, zostaną usunięte. W naszej najnowszej historii to nie pierwszy przypadek czystki bohaterów minionego czasu. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku najbardziej znanym przykładem usunięcia pamiątek dawnego zaborczego reżimu było zburzenie cerkwi, która znajdowała się na placu Saskim, dziś Piłsudskiego. Uważano, że świątynia, którą wzniesiono w drugiej połowie XIX wieku, była symbolem rosyjskiej dominacji nad Polską i Polakami. Po 1945 roku zmiany nazw stały się regułą. W wielu miastach nie zdołały się uchować nawet tak neutralne jak: Południowa, Zachodnia czy Przejazd. To była akcja na niespotykaną skalę. Dziś już niewielu warszawiaków pamięta, że po 1945 roku Aleje Ujazdowskie przemianowano na Aleje Stalina. W stolicy stare nazwy: Złota, Chmielna oraz Zgoda zastąpiono nazwiskami Kniewskiego, Rutkowskiego i Hibnera. Wszyscy byli komunistami, którzy wsławili się zastrzeleniem na ulicach przedwojennej Warszawy dwóch policjantów. Według dzisiejszych standardów, śmiało możemy określić ich mianem terrorystów. Cała trójka została skazana i powieszona. A jednak w Łodzi przez cały PRL uchowała się ulica generała Żeligowskiego, przyjaciela Piłsudskiego, który włączył do Polski Wilno. Trudno przypuszczać, żeby miejscowe władze nie znały życiorysu generała, zwłaszcza że przy jego ulicy znajdowały się jednostki wojskowe. Traktowałbym to raczej jako przykład zaniechania. Żeligowski nie był zajadłym antykomunistą (po wojnie zadeklarował chęć powrotu do kraju, lecz zmarł w 1947 roku - przyp. autora). Równie niezrozumiałe było zachowanie komunistów wobec Henryka Sławika, członka PPS, posła Sejmu Śląskiego, który w czasie wojny na Węgrzech uratował 5 tysięcy Żydów, to jest trzy razy więcej niż Schindler. Sławik zginął w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w 1944 roku. Był wręcz idealnym kandydatem na narodowego bohatera. W 1946 roku jego imieniem nazwano ulicę w Katowicach. Jednak już po trzech dniach ktoś się zorientował, że co prawda Sławik był socjalistą, ale nie tym właściwym i nazwę szybko zmieniono. Politycy PiS chcą rozprawić się z Ludwikiem Waryńskim, który nie doczekał czasów komunizmu i na dodatek umarł w carskim więzieniu. To był działacz ruchu robotniczego czasów przedtotalitarnych, idealista. Nie ma żadnych powodów, żeby wyrzucać go z naszych ulic. Stefan Okrzeja czy Józef Piłsudski też byli socjalistami i w swojej działalności posunęli się dużo dalej. Pierwszy napadł na posterunek carskiej policji, drugi na pociąg pod Bezdanami. Swoje ulice ma także Janek Krasicki. Według dzisiejszych standardów, Janka Krasickiego śmiało można nazwać kilerem, zwłaszcza że pierwszego morderstwa dopuścił się jako nastolatek. Co zrobić z Wandą Wasilewską? Wasilewska, matka chrzestna PKWN, miała ogromny wpływ na zbudowanie w Polsce ustroju komunistycznego. Ta osoba jest klasycznym symbolem zdrady narodowej, więc odpowiedź jest chyba jasna. Gdzieniegdzie pozostały jeszcze ulice Armii Ludowej. Tu byłbym już ostrożny. Jeżeli w tej formacji chociaż część partyzantów walczyła z pobudek patriotycznych, to uważam, że nie powinno się zabierać im ulic. W powstaniu warszawskim generał Bór-Komorowski, którego trudno posądzać o komunistyczne sympatie, odznaczył orderem Virtuti Militari żołnierza AL Edwina Rozłubirskiego, który w PRL dosłużył się generalskiego stopnia. Oczywiście Rozłubirski nie jest moim bohaterem, ale miał w swoim życiorysie naprawdę piękne karty. Sporo Polaków nadal mieszka przy ulicach Armii Czerwonej. Gdyby zależało to ode mnie, zlikwidowałbym tę nazwę. Ale raczej nie dlatego, że w 1945 roku Armia Czerwona na bagnetach przyniosła do Polski komunizm. Trzeba bowiem pamiętać, że przy wypędzaniu Niemców z naszej ziemi zginęło 600 tysięcy czerwonoarmistów, tylu, ilu Amerykanów i Brytyjczyków na wszystkich frontach razem wziętych. Armia Czerwona to przede wszystkim armia agresora z 1920 roku i dlatego takiej nazwy nie można tolerować na polskiej ziemi. Świerczewski? Ten człowiek w 1920 roku maszerował na Warszawę w szeregach Armii Czerwonej. Więc chyba nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości.