Kiedy z końcem lat 80. XX wieku "wysiadła PRL-owska zamrażarka", Polacy zaczęli częściej zauważać, że nie tworzą jednolitej masy i różnią się od siebie. Teraz, po 20 latach, polskie zregionalizowanie widać już całkiem wyraźnie. Przejawia się różnie. Od książek w językach regionalnych, po naklejki na samochodach: na śląskich zdarza się zobaczyć naklejki "SI", od "Silesia", na kaszubskich - "CSB" od "Cassubia". Tożsamość regionalna staje się dla Polaków ważna. Jest powodem do dumy i bywa dodatkiem dla tożsamości polskiej. Ale bywa i alternatywą. Są takie osoby, jak Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ), u których ta tożsamość regionalna przeważyła i nie uważają się już za Polaków. Jezry Gorzelik uważa się za wyłącznie za Ślązaka, choć Górnego Śląska - swojej ojczyzny - od Polski odrywać nie zamierza. Dlaczego? "A po co?" - odpowiada pytaniem. Ziemowit Szczerek: Mam wrażenie, że Polska leży na styku trzech Europ: w Środkowej leży Śląsk i Małopolska z Podkarpaciem, w Zachodniej - Wielkopolska i Pomorze, a wielka część dawnej Kongresówki to już prawie jednoznacznie Europa Wschodnia. Zaraz za Warszawą, na wschodzie, zaczyna się drewniana zabudowa i nawet te cienkie, białe brzózki... - Trzeba się nauczyć widzieć w tym wartość, bo wychowywano nas w poczuciu, że wartość to jednolitość. Pamiętam westchnienie urzędnika, który reprezentował wojewodę podczas pierwszej sprawy sądowej, która dotyczyła Związku Ludności Narodowości Śląskiej: "A było już tak pięknie... Taki nikły procent mniejszości w Polsce". On to mówił ze szczerym przekonaniem, że jednolitość to wartość. Jednolitość jest nudna? - Dla mnie jednolitość, brak różnorodności, jest antywartością. Za PRL-u społeczeństwo uwierzyło, że może i powinno być jednolite, tymczasem w moim przekonaniu w 40-milionowej masie ludzi jednolitość mogła być tylko fasadą. Ta fasada powoli kruszeje i wyłania się zza niej oblicze bardziej zróżnicowane. Coraz częściej ludzie nie widzą problemu w tym, że są różni. Z różnic nie musi wynikać antagonizm, bo ludzie są różni z definicji. Dopiero zacieranie różnic na siłę prowadzi do antagonizmów. Dostrzegam w śląskim regionalizmie pewne punkty wspólne - tu pana zaskoczę - z regionalizmem rusińskim na Ukrainie. Tu i tam jest odrębny lud historyczny, co do którego trwają spory, czy można nazywać go narodem, a jego mowę - odrębnym językiem. Tu i tam występuje też pewien wybór cywilizacyjny: zarówno Ruś, jak i Śląsk ciążą mocno ku Europie Środkowej. Może dla śląskiego regionalizmu tożsamość środkowoeuropejska jest o wiele bardziej atrakcyjna niż polska - Jest coś na rzeczy. Mnie się wydaje, że zaangażowani Górnoślązacy czują się w dużo większym stopniu środkowoeuropejczykami niż inni obywatele polscy. I to jest uzasadnione: Śląsk to nie tylko dualizm polsko-niemiecki: pojawiały się tu również bardzo silne wpływy czesko-morawskie. Ta oś południe-północ jest bardzo często na Śląsku zapominana, a siłą rzeczy to wszystko otwiera nas mentalnie na Europę Środkową. Tymczasem pojęcie Europy Środkowej nie cieszy się w Polsce specjalnym szacunkiem... Marsz RAŚ. Fot M. Kuwak/REPORTER Tu bym się nie zgodził. Na przykład w Krakowie i z Krakowa bardzo mocno widać Europę Środkową. - W Krakowie tak, ale musi pan zwrócić uwagę na to, że w Polsce często pojęcie "Mitteleuropa" postrzegane jest jako instrument niemieckiej ekspansji. To, oczywiście, jest poniekąd prawda, bo w planach niemieckiej dominacji to pojęcie było wykorzystywane, ale nie oznacza to, że Europy Środkowej nie ma, i że powinniśmy to pojęcie odrzucić. Powinniśmy odrzucić jedynie instrumentalizację tego pojęcia. Europa Środkowa niejedno ma imię i w Polsce raczej nie oznacza już niemieckiej "Mitteleuropy". - Sama środkowoeuropejskość w moim odczuciu jest atrakcyjna. To część tej "Europy pomiędzy", gdzie wszystko jest płynne i niedookreślone. Jeśli ktoś mówi w Polsce: "Eee, śląski nie może być językiem, bo jaka jest różnica między polskim a śląskim?", to ja odpowiadam: "A jaka jest różnica między polskim a słowackim? Między czeskim a słowackim?"...