Krzysztof Różycki: Platforma Obywatelska złożyła wniosek o dymisję minister spraw zagranicznych Anny Fotygi. Czy to oznacza, że nasza polityka zagraniczna jest tak źle prowadzona, czy to tylko kolejna gra opozycji? Marian Piłka: Odróżniłbym politykę zagraniczną od dyplomacji. Dyplomaci jako korporacja zawodowa czasem próbują narzucić swój sposób myślenia, który nie zawsze jest zgodny z interesem narodowym. Ich podstawową skłonnością jest unikanie konfliktów. Dlatego bardzo źle czują się w sytuacji, gdy konflikt jest nieunikniony. Dziś Polska znajduje się w takim momencie, kiedy na lata waży się jej pozycja w Unii Europejskiej. Gdy my chcemy być jednym z sześciu najważniejszych państw Wspólnoty, Francja i Niemcy dążą do tego, żeby Polska była jedynie realizatorem ich polityki. Mamy więc konflikt, którego nie da się uniknąć. Prawdziwy konflikt, w jaki uwikłała się Polska, to stosunki z Rosją. Trzeba jasno powiedzieć: Rosjanie, i to nie tylko elity, nie pogodzili się z traumą, jaką był rozpad Związku Radzieckiego. Podstawowym celem polityki zagranicznej Rosji jest nie tylko odbudowa wpływów na terenie państw, które wchodziły w skład ZSRR, ale całego byłego obozu socjalistycznego. Będąc ostatnio w Waszyngtonie, rozmawiałem z rosyjskim dyplomatą, który powiedział mi w prywatnej rozmowie: dla nas Ukraina to jak dla Niemców Bawaria. Dlatego wbrew temu, co w "Gazecie Wyborczej" napisał Tomasz Lis, pogorszenie naszych stosunków z Rosją nie jest winą obecnego rządu ani rządów poprzednich, to wina rosyjskich aspiracji, które zmierzają do odbudowy dawnego imperium. Do tego celu nie używają dziś armii, lecz ropy i gazu. Proszę zobaczyć, że Rosja dąży do uzależnienia energetycznego Białorusi, Ukrainy, Litwy, Polski, Gruzji, a ostatnio także i Węgier. Po raz pierwszy od 1989 roku Polska w stosunkach z Rosją wykazuje konsekwentną i stanowczą postawę. Wcześniej żyliśmy złudzeniami, że Rosja uzna istniejący porządek. Rząd premiera Olszewskiego chyba nie miał takich złudzeń. Ale miał je prezydent Wałęsa, który w momencie gdy rząd Olszewskiego negocjował wycofanie z Polski wojsk rosyjskich, proponował, żeby część Rosjan pozostała i tworzyła spółki. To było żałosne. Jednak niektóre państwa starej Unii nie widzą tego zagrożenia i uważają, że to Polska eskaluje konflikt. Polityka Rosji znajduje zrozumienie w Niemczech, Francji, we Włoszech, gdyż te państwa nie mają poczucia energetycznego zagrożenia ze strony Moskwy. Są w tej szczęśliwej sytuacji, że mają zagwarantowaną dostawę surowców energetycznych także ze strony państw arabskich. Mówił pan o dominacji niemiecko- francuskiej. Jednak ostatnio coraz częściej słyszy się o montowaniu osi Berlin-Moskwa- Paryż. Każde z tych trzech państw chciałoby zakończenia ery światowej hegemonii Stanów Zjednoczonych i stworzenia układu, w którym o losach świata decydowałoby kilka równoprawnych mocarstw. Oczywiście taka koncepcja stoi w sprzeczności z interesem naszego kraju, który jest związany strategicznym sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi. Dlatego przeciwstawianie się Polski próbom rosyjskiej dominacji wywołuje taką reakcję w Berlinie i Paryżu. Gdyby dziś rządziło SLD, czy stosunki z Rosją byłyby równie złe? W 2001 roku lewica doszła do władzy z hasłami poprawy stosunków z Rosją. Obiecywano Rosjanom sprzedaż części naszego sektora paliwowego, zwłaszcza Lotosu. Jednak w ostatniej chwili SLD wycofało się z tego pomysłu, bojąc się reakcji społeczeństwa. W stosunkach polsko- rosyjskich konflikty były, są i będą obecne bez względu na to, czy rządzi lewica, czy prawica, przynajmniej przez najbliższe kilkanaście lat. Rząd Jarosława Kaczyńskiego bardzo mocno dopomina się o rozliczenie Katynia, którego Rosjanie nie chcą uznać za ludobójstwo. A może rację ma lewica, która uważa, że spory o historię należy zostawić historykom? Wbrew obiegowym opiniom, w polityce bardzo liczą się imponderabilia. Nasze wzajemne stosunki nigdy nie będą dobre, gdy Rosjanie nie będą nas szanować. A kwestia katyńska to także kwestia szacunku. Oczywiście, gdyby to było możliwe, chciałbym, żeby odpowiedzialni za tę zbrodnię zostali ukarani. Jednak dziś ci ludzie już nie żyją i chodzi tylko o to, żeby państwo rosyjskie potępiło zbrodnię i ujawniło wszystkie jej szczegóły. Gdy mówimy o imponderabiliach, czy to nie śmieszne, że prezydent Putin zdecydował się ogłosić święto narodowe w dniu, który upamiętnia kapitulację polskiej załogi osadzonej na Kremlu przez hetmana Żółkiewskiego? Przecież to zdarzenie miało miejsce prawie cztery wieki temu. W historii Rosji są ważniejsze wydarzenia: Berezyna, Lipsk, Stalingrad, Kursk, zdobycie Berlina... To świadczy tylko o tym, że Rosjanie traktują nas poważnie. Ewentualne pretensje powinniśmy mieć tylko do siebie za to, że do dziś w Warszawie nie ma pomnika Stanisława Żółkiewskiego. Jak Polska powinna się zachować w kwestii konfliktu czeczeńskiego? Powinniśmy dopominać się o przestrzeganie w Czeczenii praw człowieka, gdyż to nie jest tylko wewnętrzna sprawa Rosji. Specjaliści od tajnych służb twierdzą, że w Polsce działa bardzo liczna siatka rosyjskich agentów. Pułkownik Henryk Piecuch uważa, że może być ich ponad 5 tysięcy. Problem istnieje, chociaż jest niezwykle trudny do udowodnienia. Wróćmy do pani minister Fotygi. Wszyscy wiemy, że polityką zagraniczną kierują prezydent z premierem, a pani minister jest tylko figurantem. A ja nazwałbym to współpracą. Opozycja stwarza sztuczne problemy, bo przecież minister spraw zagranicznych podlega premierowi. Do kreowania negatywnego wizerunku Polski niechętne nam zagraniczne ośrodki niemal zawsze wykorzystują wypowiedzi PO i SLD. A więc to opozycja osłabia międzynarodową pozycję naszego kraju. Wotum nieufności w stosunku do pani minister to kolejny dowód takiej działalności.